Koronawirus na banknotach! Jak długo się utrzymuje?
Gdy wybuchła ogólnoświatowa pandemia koronawirusa, w sklepach i w większości lokali usługowych zaczęto dążyć do tego, by płatności gotówkowe tymczasowo zastąpić tymi za pomocą kart płatniczych oraz przelewów. Wszystko po to, by zminimalizować ryzyko transmisji patogenu. Pierwsze badania miały potwierdzać słuszność takich rozwiązań. Kolejne rzucają jednak nowe światło na całe zagadnienie.
W pierwszych miesiącach pandemii na tą najbardziej tradycyjną formę płatności zaczęto patrzeć nieco podejrzliwie, w końcu pieniądze, zarówno banknoty jak i bilon nieustannie przechodzą z rąk do rąk i mało komu kiedykolwiek przyszło do głowy, by zacząć dezynfekować te środki płatnicze. A jak wiadomo nie od dziś, bakterii na nich nie brak. Niejedno z nas już od wczesnego dzieciństwa wysłuchiwało, że po kontakcie z pieniędzmi trzeba umyć ręce. Niektóry wzięli sobie rodzicielskie napominania do serca, inni niekoniecznie. Pandemia wiele pozmieniała i pieniędzy zaczęliśmy się po prostu bać, widząc w nich potencjalne nośniki wirusa.
Rezultaty zeszłorocznych australijskich badań nie napawały optymizmem. Agencja CSIRO wzięła pod lupę banknoty, przedmioty wykonane ze stali nierdzewnej oraz szyby i inne szklane powierzchnie. Okazało się, że wirus jest w stanie przetrwać najdłużej, bo aż 28 dni, na papierowych pieniądzach oraz szybkach telefonów. Dodatkowo, im gładsza powierzchnia i niższa temperatura, tym gorzej dla użytkowników, a lepiej dla patogenu, który ma szansę, by przetrwać dłużej.
W tym kontekście odejście od tradycyjnych form płatności wydawało się rozsądnym posunięciem.
Posługiwanie się kartami płatniczymi i wykonywanie przelewów doprowadziło do częściowego wykluczenia osób osób starszych, z mniejszych miejscowości, z różnych względów zmuszonych do płacenia gotówką. Wprowadzone zmiany zdecydowanie utrudniły im codzienne funkcjonowanie.
Centralny Bank Wielkiej Brytanii postanowił pochylić się nad tą kwestią, zlecając kolejne badania. Do testów przeznaczono banknoty 10 funtowe, na które naniesiono wirusa. Pieniądze przechowywano w warunkach najbliższych naturalnym. Okazało się, że podczas pierwszej godziny po "zainfekowaniu" poziom wirusa na banknotach był stabilny. Podczas pierwszych pięciu godzin spadał bardzo powoli, a następnie - bardzo gwałtownie. Po upływie doby zaszły już kolosalne zmiany, poziom wirusa, w porównaniu z wyjściowym, spadł do mniej niż 1 proc. Zatem 24 godziny, a nie 28 dni? Tak, a to istotna różnica.
Naukowcy ostrzegają jednak, że nawet tak znikoma ilość wirusa może doprowadzić do zakażenia, więc mycie lub/i dezynfekowanie dłoni po kontakcie z pieniędzmi (także z bilonem) jest koniecznością.
Suszarki do rąk - zdziwiło cię, gdy w centrach handlowych i innych miejscach z ogólnie dostępnymi toaletami wywieszono podczas pandemii karteczki informujące o czasowym zablokowaniu suszarek, ze względów higienicznych? Jak to, przecież sprzęty te pozwalają wysuszyć dłonie bezdotykowo, więc powinny być w 100 proc. bezpieczne? Okazuje się, że niekoniecznie - ich wnętrza, siłą rzeczy rozgrzewane gorącym powietrzem, stanowią dla drobnoustrojów siedlisko idealne. Osuszając dłonie pod strumieniem wydmuchiwanego z nich powietrza narażasz się na bliski kontakt z bakteriami i wirusami, które osiądą na twoich rękach.
Koszyki w supermarketach - zarówno te jeżdżące i te brane do rąk nigdy nie cieszyły się dobrą sławą, ponieważ na ich uchwytach znajduje się o wiele więcej chorobotwórczych patogenów niż na desce sedesowej w typowej publicznej toalecie. Na rączkach sklepowych koszyków zbiera się wszystko, co najgorsze - bakterie kałowe, drobinki śliny i innych płynów ustrojowych, wirusy, bakterie, włączając w to najbardziej działające na wyobraźnię bakterie kałowe.
Woda święcona - woda święcona wystawiana w kościelnym aspersorium po gruntownym przebadaniu wydaje się zdecydowanie mniej czysta, niż można by przypuszczać. Próbki pobierane do badań laboratoryjnych regularnie wykazują zawartość bakterii kałowych, bakterii E.coli, a także koronawirusa.
Klawiatura i ekrany dotykowe - bankomaty, automaty biletowe, te w środkach komunikacji miejskiej i te wolnostojące to gigantyczne skupiska różnego rodzaju patogenów. Kilka miesięcy temu krakowscy naukowcy przebadali sprzęty funkcjonujące w ich mieście i okazało się, że na większość udało się wykryć obecność koronawirusa.
Zobacz także:
Obiecujący lek z Izraela. Oto specyfik, który pożegna pandemię na zawsze?
Syndrom śmiejącej się kukiełki - na to cierpi syn Colina Farrella