Trypofobia - co to jest? Przyczyny, objawy i leczenie "najmłodszej z fobii"

Zatelepało tobą na widok nasion lotosu, przekroju kości albo plastra miodu? Kto wie, czy nie masz trypofobii, czyli lęku przed nagromadzeniem dziurek. Zaraz, zaraz, czy w ogóle można bać się skupisk dziurek? Okazuje się, że można. Wielu przyznaje, że trypofobiczne obrazy długo zostają pod powiekami. Wiedzeni chęcią doświadczania, wpisują tę frazę do internetowej wyszukiwarki, by natychmiast tego pożałować. Ale są i tacy, którzy te widoki umiłowali i bodźcują się nimi aż do rozkosznego znudzenia.

Co to jest trypofobia?

Jeśli wyznasz w towarzystwie, że masz klaustrofobię, arachnofobię czy lęk wysokości, najprawdopodobniej nikt nie zareaguje śmiechem. Z trypofobią będzie jednak trochę inaczej. Większość twoich rozmówców może nawet nie wiedzieć, co to. Gdy wyjaśnisz, że chodzi o lęk przed nagromadzeniem dziurek (czy kropek, jak kto woli), pewnie narazisz się na śmieszność. Do czasu. Najlekkomyślniejsi zbledną, kiedy wpiszą w internetową wyszukiwarkę hasło "trypofobia" i klikną w zakładkę z grafiką.

Trypofobia (gr. trypo - drążyć, wiercić, fobos - lęk) co prawda nie została (jeszcze) oficjalnie zaliczona do fobii specyficznych przez American Psychiatric Association, ale biorąc pod uwagę powszechność zjawiska oraz fakt, że raz po raz pochylają się nad nim tęgie głowy świata nauki, to tylko kwestia czasu. W internetowych opracowaniach wyczytasz, że omawiany fenomen dotyczy według ostrożnych szacunków ok. 15-20 proc. populacji. Niemało. Nie jesteś sam.

Reklama

Trypofobicy odczuwają wstręt i lęk, gdy eksponuje się im obrazy składające się z dużej liczby dziur bądź kropek na płaszczyźnie. Obiekty te mogą być ułożone mniej lub bardziej równomiernie, kontrastowo lub nie. Intensywność odczuć, podobnie jak w innych fobiach, waha się od lekkiej niechęci do prawdziwych ataków paniki. Dlatego niektórzy "zaledwie" odwracają wzrok od tych treści i nie chcą spojrzeć ponownie, a inni na ten sam widok płaczą, krzyczą, próbują uciekać. Część z nich sygnalizuje objawy o charakterze somatycznym; dreszcze, gęsią skórkę, uderzenia gorąca, swędzenie skóry ("mam wrażenie, jakby mnie coś oblazło"), duszności, mdłości, łomot serca. Nie są w stanie dojść do siebie przez kilka dni, bo pod powiekami aż roi im się od odstraszających obrazów. 

Sprawę łatwo zbagatelizować, tłumacząc fobikom, że duża ilość małych dziurek obiektywnie rzecz biorąc groźna nie jest, więc ich przypadłość nie powinna im w życiu przeszkadzać. Niestety, nie tak do końca. Są osoby, które skręca na widok truskawki, mrowiska, sera z dziurami, czekolady bąbelkowej, gąbki, odpływu w umywalce, kratki wentylacyjnej czy wanny wypełnionej pianą. Jak unikać takich widoków? Nie da się!

Skąd się bierze trypofobia?

Procenty procentami. Zdaniem naukowców z dr Geoffem Colem na czele, tak naprawdę każdy ma mniejsze lub większe tendencje trypofobiczne, nawet nie będąc tego świadom, a sama trypofobia, niechęć do obiektów straszących ziejącymi dziurami, ma podłoże ewolucyjne, słowem, to nasz genetyczny spadek. 

Najbardziej prawdopodobne hipotezy wyjaśniające rozwój trypofobii u ludzi wskazują na trzy mechanizmy. Po pierwsze, nagromadzenie dziurek lub kropek jest niemiłe dla oka, bo kojarzy się ze zmianami skórnymi - zaraźliwymi, chorobliwymi, patologicznymi. To jak komunikat w rodzaju: "Uważaj, nie podchodź, nawet się nie zbliżaj, bo się zakazisz". Stąd reakcja wstrętu i natychmiastowe pragnienie zmiany miejsca pobytu. Logiczne? Całkiem. 

Drugie skojarzenie to otworki będące efektem działalności owadów (jak korniki, mrówki, osy, etc.) - drążą one bowiem dziurki w rozmaitych powierzchniach lub pozostawiają po sobie mnogość jajeczek. Mózg ma ostrzegać człowieka, by zanadto nie zbliżał się do czegoś, co przypomina gniazda/siedliska zamieszkałe przez insekty, dlatego interpretuje trypofobiczne zdjęcia jako coś potencjalnie zagrażającego. 

I wreszcie, nakrapiane wzory na skórze ma wiele jadowitych gadów i innych niebezpiecznych zwierząt, na widok których lepiej salwować się ucieczką. Podobnie jak w przypadku krost i owadzich gniazd, ten lęk to ostrzeżenie. Widzisz? Twój mądry mózg chce cię uratować!

Badania nad trypofobią

Choć trypofobia to najpewniej prezent od odległych przodków, badacze dopiero od niedawna zaczęli interesować się nią na poważnie. Za pierwszą pracę naukową w całości poświęconą zagadnieniu uchodzi artykuł z 1998 roku, pt. "Dziewczynka, która bała się dziur", autorstwa francuskiego psychiatry, Marcela Rufo.

Kilkanaście lat później dr Geoff Cole i prof. Arnold Wilkins z Uniwersytetu w Essex przebadali grupę dorosłych, prezentując im ilustracje podobne do tych, które przerażały wspomnianą dziewczynkę. Odkryli, że istotnie ludzie boją się podziurawionych obiektów. Szach, mat. Trypofobia istnieje? 

Kolejne testy, przeprowadzone w ostatnich latach, wykazały, że skupiska otworów wywołują u odbiorców raczej obrzydzenie niż strach, m.in. dlatego trudno jednoznacznie sklasyfikować "dziurowstręt" jako fobię. Poza tym, czy niechęć do oglądania chorobliwych dziur w ludzkim ciele i lęk przed łazienkową gąbką to aby na pewno to samo? A może jest tak, że pierwsze odrzuci prawie każdego patrzącego, a drugie jednoznacznie wskaże prawdziwego trypofobika? Na jednoznaczne rozstrzygnięcie tej kwestii trzeba będzie jeszcze poczekać.

Wiadomo jednak, że trypofobia częściej dotyka kobiety, osoby o wysokim poziomie empatii, lęku, wrażliwości oraz ze skłonnościami do depresji. Czujesz, że to trochę jakby o tobie? Zatem już wiesz, dlaczego jesteś w gronie wybrańców, co to dzwonią zębami na widok kilku otworków.

Trypofobia w internecie i testy na trypofobię

Internetowi żartownisie podłapali temat szybko. Poprzerabiane ilustracje, powstałe w programach graficznych, na które nietrudno natknąć się w sieci, rzeczywiście ścinają białko i podnoszą ciśnienie oglądającym. Za najbardziej odrzucające uchodzą te, na których w ludzkie ciało wkomponowane są trypofobiczne elementy, na przykład dno kwiatowe lotosu wyłaniające się z ludzkiej dłoni. 

Nieświadomi tego, co nastąpi, internauci rozochoceni gorącymi dyskusjami na forach, wpisują w wyszukiwarki hasło "trypofobia", a potem żałują, że to zrobili. Przyznają, że jakkolwiek by się starali, tych najgorszych obrazków nie są w stanie wyrzucić z głowy. Mało tego! Osoby, które przeglądając zasoby internetu odkryły u siebie trypofobię, widzą znienawidzony motyw tam, gdzie wcześniej uchodził on ich uwadze. Nagle okazuje się, że "trypy" są wszędzie. Łazienka? Proszę bardzo - pumeks, gąbka, kratka wentylacyjna, pieniące się kosmetyki. W kuchni nie lepiej - soczewica w paczce, pęczek marchewek, garnek z przypalonym mlekiem, odpływ w zlewie, spieniony płyn do naczyń... Oszaleć można. A im więcej będziesz o tym rozmyślać, tym więcej dziur zaczniesz dostrzegać wokół siebie. Proste? Proste.

Jennifer Abbasi, dziennikarka zajmująca się tematyką medyczną, przekonuje, że masowe samodiagnozowanie u siebie trypofobii to nic więcej niż siła sugestii. Użytkownicy internetu czytają o tym zjawisku, oglądają zdjęcia obliczone na to, że staną się udostępnianymi w nieskończoność straszakami i zaczynają się bać plastra miodu, który nigdy dotąd nie budził u nich większych emocji.

Zdaniem samych zainteresowanych, bez różnicy, czy człowiek nabawił się fobii w dzieciństwie, dźgając kijem osie gniazdo czy oglądając zdjęcia w sieci podczas przerwy w pracy. Efekt jest ten sam. 

Nawiasem mówiąc, czego jak czego, ale tzw. testów na trypofobię w sieci nie brak. Nie są to narzędzia badawcze stosowane w psychologii i nie mają wartości diagnostycznej. To raczej zbiór grafik mających napędzić oglądającemu stracha, posegregowane od najmniej szokujących, po takie, które co wrażliwszych będą długo nawiedzać w snach. 

Leczenie trypofobii

Trypofobię, jeśli utrudnia życie, można i trzeba leczyć, podobnie zresztą jak wszystkie inne zaburzenia nerwicowe. Metody terapeutyczne wykorzystywane w takich przypadkach to najczęściej tzw. systematyczna desensytyzacja oraz techniki relaksacyjne połączone z budowaniem pozytywnych skojarzeń z obiektem, który budzi lęk.

Systematyczna desensytyzacja polega na stopniowym, dostosowanym do możliwości osoby terapeutyzowanej, oswajaniu z bodźcami awersyjnymi. Na początku mogą to być jedynie wyobrażenia podziurkowanych przedmiotów, później oglądanie ich z odległości, jaką pacjent uzna za bezpieczną, etc. Finalnie nabiera on takiej pewności, że trypofobiczne przedmioty bierze do rąk i żadna grafika mu niestraszna. Przynajmniej w scenariuszu idealnym.

Cały proces oczywiście trwa długo i wymaga cierpliwości, także od samego pacjenta. Nie zawsze kończy się stuprocentowym sukcesem, ale próbować warto. Nawet sukces połowiczny to dużo. Jeśli terapia sprawi, że terapeutyzowany np. przestanie płakać na widok kruszonki na cieście drożdżowym, znaczy się, że było warto.

Nauczenie się technik relaksacyjnych z kolei sprawi, że podczas konfrontacji z obiektami pacjent będzie w stanie się samouspokoić, np. wykonując ćwiczenia oddechowe czy relaksację mięśni. Wzbudzenie pozytywnych skojarzeń z przedmiotami trypofobicznymi do najłatwiejszych nie należy, ale często się udaje. Drożdżówka jest wszak pyszna, miód słodziutki, piana pachnąca, a lotos... lotos pięknie kwitnie. Prawda?

Drugi biegun - czym jest trypofilia?

Nie każdego takie obrazki ruszają, wiadomo. Pewnych ludzi kręcą jednak aż za bardzo. Omawiając zjawisko zwane trypofobią, nie sposób przemilczeć trypofilii. Tym roboczym terminem zaczęto określać przedziwne upodobanie do oglądania podziurawionych, kropkowanych, teoretycznie obrzydliwych obiektów. Niektórzy patrzą na nie przez palce, ale patrzą. Brzydzą się, wzdrygają, ale patrzą jak urzeczeni. Bo to z jakichś powodów przyciąga. To, co brzydkie, niecodzienne interesuje jakoś bardziej. 

Nie brak osób, które są tym wszystkim na poły przerażone, na poły zafascynowane. Różni dowcipnisie w sieci każdego dnia produkują kolejne dziwaczne blogi, GIF-y, grafiki i filmiki. Po co? By straszyć jednych do obłędu, a sycić oczy innych. 

Jesteś ciekaw, czy aby na pewno też masz trypofobię? A może lepiej tego nie wiedzieć?

Aleksandra Bujas

Zobacz także:

Znany dziennikarz przez 10 lat ukrywał nieuleczalną chorobę. Wiedziałeś o tym?

INTERIA.PL

W serwisie zdrowie.interia.pl dokładamy wszelkich starań, by przekazywać wyłącznie sprawdzone, rzetelne informacje o objawach i profilaktyce chorób, bo wierzymy, że świadomość i wiedza w tym zakresie pomogą dłużej utrzymać dobre zdrowie.
Niniejszy artykuł nie jest jednak poradą lekarską i nie może zastąpić diagnostyki i konsultacji z lekarzem lub specjalistą.

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL