Epidemia otyłości w Polsce. Dlaczego otyłość to choroba, a nie osobista porażka?
Zjada nas choroba, o której wciąż błędnie myślimy jak o słabości. Obwiniamy siebie, tymczasem to nasze ciało stawia opór. Otyłość, bo o niej mowa, niszczy powoli i bez litości, co nieubłaganie potwierdzają statystyki: dość powiedzieć, iż obecnie aż 32 proc. Polaków zmaga się z otyłością (BMI powyżej 30). Co więcej, problem ten dotyczy około 9 proc. nastolatków.
Przez lata otyłości przypinano łatkę: "brak samokontroli", "lenistwo", "słaby charakter". Problem w tym, że wspomniane stereotypy nijak mają się do rzeczywistości. Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) jasno definiuje bowiem otyłość jako przewlekłą chorobę metaboliczną. Chorobę, która rozwija się latami, stopniowo zaburzając mechanizmy regulacji głodu i sytości[1]. Oskarżanie kogoś o brak silnej woli w przypadku otyłości jest jak obwinianie... astmatyka za to, że dusi się podczas ataku.
Z otyłością zmaga się coraz więcej Polaków, a w stwierdzeniu, iż to współczesna pandemia, nie ma grama przesady. Jeśli nic się nie zmieni, za około 10 lat nawet 40 proc. społeczeństwa może mieć otyłość. Co gorsze, osoby na nią cierpiące nie zawsze wiedzą, że chorują. Tym bardziej że wciąż pokutuje pogląd, iż wystarczy "mniej jeść", co pozostaje nieprawdą. Ciało działa mianowicie według innych zasad niż nasze wyobrażenia - za każdym dodatkowym kilogramem stoi nie lenistwo, lecz precyzyjny biologiczny mechanizm[2]. Najwyższa pora odkleić się od mitu, że wystarczy chcieć. To nie takie proste! I nigdy nie było.
- W 2022 roku problem otyłości dotyczył 1 na 8 osób na świecie. Czym jest nadwaga i otyłość? Mówimy o nich wtedy, gdy masa ciała danej osoby przekracza normę przyjętą dla jej wzrostu. Nadwagę i otyłość definiuje się jako nieprawidłowe lub nadmierne nagromadzenie tłuszczu, które stanowi zagrożenie dla zdrowia. Według Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) wskaźnik masy ciała (BMI) większy lub równy 25 oznacza nadwagę, a większy lub równy 30 świadczy o otyłości. Wskaźnik BMI oblicza się, dzieląc masę ciała osoby dorosłej w kilogramach przez jej wzrost w metrach do kwadratu. Celem leczenia otyłości jest osiągnięcie i utrzymanie zdrowej masy ciała. Poprawia to ogólny stan zdrowia i obniża ryzyko wystąpienia powikłań związanych z otyłością - tłumaczy dr Bart Molemans, Vivus, dyrektor ds. medycznych w UE.
Choć geny nie decydują o wszystkim, z pewnością pozostają swoistym punktem wyjścia. Są jakby scenariuszem, za którym podąża organizm. W praktyce oznacza to, iż osoby z określonymi wariantami genów mają większą skłonność do magazynowania tkanki tłuszczowej. Liczne badania pokazują, że istnieje ponad sto genów związanych z ryzykiem otyłości. I bynajmniej nie jest to miejska legenda, a czysta biologia.
Swoje robią też hormony, takie jak leptyna, insulina czy grelina, które każdego dnia toczą walkę o naszą wagę. Weźmy za przykład leptynę, ponieważ to ona odpowiada za uczucie sytości. I jeżeli organizm przestaje na nią prawidłowo reagować, mózg otrzymuje jasny sygnał: "jedz!". Wreszcie: środowisko. Czyli przede wszystkim tania, wysoko przetworzona i bogata w cukier żywność, która jest dziś dosłownie wszędzie. Badania pokazują, że dieta oparta na takiej żywności prowadzi do zmian w mózgu podobnych do tych obserwowanych przy uzależnieniach[3].
Wszystko to oznacza, iż w przypadku otyłości trudno mówić o "osobistych wyborach". Ale sytuacja jest jeszcze trudniejsza. Systemowe działania, które sprzyjają przybieraniu na wadze. Reklamy fast foodów, napojów gazowanych czy słodyczy krzyczą do nas dosłownie na każdym kroku. I kierowane są już do dzieci. Kolorowe i kuszące budzą jednoznaczne skojarzenia: szybkie jedzenie = radość. Nie pomaga urbanistyka, zwłaszcza w przypadku dużych miast. Te są bowiem projektowane z myślą o samochodach, nie ludziach.
Problemem jest także to, jak wygląda nasz codzienny tryb życia. Siedzimy niemal bez przerwy: w pracy, w szkole, przed ekranami w domu. Nawet krótkie dystanse pokonujemy samochodem, a zakupy robimy przez internet. Bo dzisiejszy świat promuje wygodę i szybkość, niestety kosztem ruchu. Aktywność fizyczna przestaje być naturalnie wkomponowana w naszą codzienność, zmuszając nas do szukania jej "po godzinach" na siłowni bądź w klubach fitness. A na to potrzeba czasu i pieniędzy. Podobnie jak na gotowanie zdrowych dań. W efekcie sięganie po przetworzone produkty staje się normą - po prostu z potrzeby przetrwania w codziennym biegu.
Leczenie otyłości to maraton, nie sprint. Nie wystarczy "mniej jeść i więcej się ruszać". Trzeba pracować kompleksowo: z lekarzem, psychologiem, dietetykiem[4]. Nie tyle walczymy więc ze zbędnymi kilogramami, co leczymy chorobę. Psycholog? Tak. Bo zmiana nawyków to jednocześnie walka z przyzwyczajeniami oraz emocjami: lękiem, stresem, zaniżoną samooceną. Farmakoterapia? Również czasem jest konieczna. Nowoczesne leki pomagają regulować głód, metabolizm, poprawiać efekty terapii. I znów: nie jest to "pójście na skróty", lecz leczenie poważnej choroby[5]. Warto jednak zaznaczyć, iż nie jest to "pierwszy wybór" w leczeniu otyłości i nie w każdym przypadku jest wskazany.
- Pacjenci z otyłością niejednokrotnie potrzebują pomocy całego zespołu pracowników służby zdrowia. Zazwyczaj są to: dietetyk, doradca behawioralny (lub psycholog) i (lub) lekarz specjalizujący się w leczeniu otyłości. Najważniejsze to pomóc osobie otyłej uświadomić sobie właściwe wzorce oraz wprowadzić zmiany w nawykach żywieniowych i aktywności ruchowej. W razie potrzeby można także przepisać odpowiednie leki. Pierwszym celem leczenia jest zazwyczaj niewielka utrata kilogramów: 5 proc. -10 proc. początkowej masy ciała. A zatem jeśli ktoś waży 91 kg, wystarczy, że zrzuci około 4,5-9 kg, aby jego stan zdrowia zaczął się poprawiać. Chociaż wiadomo także, że im większa utrata wagi, tym większe korzyści - dodaje dr Bart Molemans.
Emocje, które zazwyczaj towarzyszą osobom z otyłością, nie pomagają. Wina, wstyd, frustracja - im ich więcej, tym więcej również stresu. A stres oznacza rosnący apetyt i rozregulowany metabolizm. Na kolejne dodatkowe kilogramy nie trzeba długo czekać... Z kolei stygmatyzacja, wciąż niestety silnie zakorzeniona, pogarsza stan zdrowia zarówno fizycznego, jak i psychicznego. Kpiny, odrzucenie, brak akceptacji... To spycha ludzi w jeszcze głębszą chorobę.
Skuteczne leczenie otyłości wymaga więc zintegrowanego podejścia. Psychoterapia odgrywa tu kluczową rolę[6], zwłaszcza gdy problem wynika z jedzenia emocjonalnego. Terapia poznawczo-behawioralna (CBT) pomaga pacjentom po pierwsze identyfikować, po drugie - modyfikować niepożądane wzorce zachowań. Z kolei farmakoterapia zmniejsza apetyt, a zwiększa uczucie sytości. Powinna być jednak stosowana pod ścisłym nadzorem lekarza.
Jak więc patrzeć na otyłość? Tak samo, jak na cukrzycę, astmę czy nadciśnienie - przewlekłą, poważną chorobę, która wymaga leczenia. To nie osobista klęska, tylko wynik skomplikowanych procesów biologicznych i społecznych. Szukajmy rozwiązań, nie winnych.
[1] https://www.who.int/health-topics/obesity#tab=tab_1
[2] https://www.nature.com/articles/nature14177
[3] https://pmc.ncbi.nlm.nih.gov/articles/PMC11506718/
[4] https://pmc.ncbi.nlm.nih.gov/articles/PMC7914739/
[5] https://asmbs.org/resources/consensus-statement-on-obesity-as-a-disease/
[6] https://www.sciencedirect.com/science/article/abs/pii/S0165032722010758
100080.01PL-EUP