Clostridioza - groźne powikłanie po COVID-19. Dr Paweł Grzesiowski: To druga epidemia
W Polsce mamy do czynienia z epidemią równoległą do COVID-19 – epidemią clostridiozy – mówi w rozmowie z Interią ZDROWIE dr Paweł Grzesiowski, ekspert Naczelnej Rady Lekarskiej ds. walki z COVID-19. Clostridioza to choroba atakująca jelita, znana od wielu lat, która od około pół roku znacznie częściej objawia się u pacjentów, którzy przeszli COVID-19. Szpitale w dobie pandemii zapełniają się chorymi z dolegliwościami przewodu pokarmowego. Oficjalnych statystyk brak, ale dr Grzesiowski nie ma wątpliwości, że wśród ofiar śmiertelnych koronawirusa są ofiary clostridiozy.
Clostridiozę wywołuje bakteria Clostridioides difficile - beztlenowa bakteria gram dodatnia, która wykazuje zdolność poruszania się. Występuje ona w jelitach wielu organizmów, nie wywołując żadnych objawów. Sytuacja zmienia się, gdy podamy antybiotyk o szerokim spektrum działania, np. preparat z fluorochinolonami, które używane są w leczeniu ciężkich infekcji bakteryjnych.
- Wtedy bakteria Clostridioides difficile zaczyna szaleć i wytwarzać toksynę, która niszczy przede wszystkim jelito grube, a czasami może wręcz doprowadzić do zapalenia całego przewodu pokarmowego - podkreśla w rozmowie z Interią ZDROWIE dr Paweł Grzesiowski, ekspert Naczelnej Rady Lekarskiej ds. walki z COVID-19.
Jak słyszmy, od pół roku z clostridiozą zmagają się w Polsce pacjenci, którzy przeszli COVID-19. Według dr. Grzesiowskiego to druga obok COVID-19 epidemia, z jaką mamy obecnie do czynienia.
Dr Paweł Grzesiowski wskazuje dwie główne przyczyny występowania i ciężkiego przebiegu clostridiozy u osób, które przeszły COVID-19. Niestety do tego powikłania przyczyniają się niektórzy lekarze.
- Ta choroba rozwija się najczęściej u pacjenta w trakcie antybiotykoterapii. Pacjent z COVID-19 bardzo często we wczesnej fazie choroby otrzymuje antybiotyk, którego nie powinien. Antybiotykiem można zwalczyć tylko infekcje bakteryjne, a covid jest przecież chorobą wirusową. Wielu lekarzy daje antybiotyki, mimo że nie ma co do tego wskazań - zaznacza ekspert.
Nie zapominajmy, że covid sieje spustoszenie również w jelitach chorego. To u ozdrowieńców z clostridiozą znacznie pogarsza rokowania.
- Mamy 50-letnią pacjentkę po covidzie, wcale nie o ciężkim przebiegu, której covid tak uszkodził jelita, że nie jesteśmy teraz w stanie wyleczyć u niej clostridiozy. Jest już po kolejnej terapii i nawrocie - mówi dr Grzesiowski.
Pamiętajmy, że clostridioza występuje również niezależnie od covidu. Predyspozycję do tej choroby mają osoby w wieku 50-60 lat i starsze. W dobie pandemii, u osób, które zmagały się z koronawirusem, ofiarami clostridiozy padają również zdecydowanie młodsi.
Jak rozpoznać clostridiozę?
- Objawy clostridiozy to bóle brzucha i dramatyczna biegunka, taka jak w cholerze. Chory oddaje kilkanaście luźnych stolców, nierzadko dochodzi do krwawienia z przewodu pokarmowego - wymienia w rozmowie z Interią ZDROWIE dr Grzesiowski. I zaznacza: - W tym przypadku nie ma samoleczenia. Sama biegunka, tak jak i clostridioza, wymagają absolutnie postępowania lekarskiego. Niestety u osób z clostridiozą musimy podać celowany antybiotyk na bakterię, mimo że jest to choroba poantybiotykowa. Po wyleczeniu często występują nawroty i zdarza się, że musimy skorzystać z innych, bardziej efektywnych metod, chociażby z przeszczepu mikrobioty jelitowej. Najczęściej pacjent z clostridiozą wielokrotnie musi być leczony celowanymi antybiotykami z powodu nawrotów. Powiedzmy sobie wprost - nieleczona clostridioza prowadzi do śmierci.
Śmiertelność w przypadku clostridiozy oscyluje na poziomie 15 proc. Umiera niemal co szósty chory. Gdy dodamy do tego COVID-19, rokowania ulegają znacznemu pogorszeniu.
- Clostriodioza to obecnie prawdziwa plaga - ocenia dr Grzesiowski. - W Polsce na pewno mamy ofiary śmiertelne tej choroby. Teoretycznie jej przypadki powinny być zgłaszane do sanepidu, tylko nie ma monitorowania tego problemu w sposób systemowy - dlatego trudno dowiedzieć się, ile konkretnie przypadków stwierdzono u osób zakażonych koronawirusem - zwraca uwagę ekspert Naczelnej Rady Lekarskiej.
Izabela Rzepecka