„Do dziś nie patrzę na siebie w lustro”. Robert Kudelski apeluje: „Słuchaj serca, lecz otyłość"
- W domu byłem pączuszkiem, w liceum – tym, którego zawsze na końcu wybierali do drużyny piłkarskiej. W teatrze, gdzie byłem na etacie, co roku we wrześniu mierzyli nam obwody. Dwa centymetry więcej mogły oznaczać brak przedłużenia kontraktu. W telewizji słyszałem: "Świetnie wypadłeś na castingu, ale niestety jesteś za gruby". Robertowi Kudelskiemu, aktorowi i piosenkarzowi, który ogromną popularność zdobył grając przez lata Michała Brzozowskiego w serialu „Na Wspólnej” nie było łatwo publicznie mówić o chorobie, jaką jest otyłość. Ale przełamał się, by pomóc sobie i innym. Dziś jest ambasadorem kampanii „Porozmawiajmy Szczerze o Otyłości” i apeluje – „Dbajcie o siebie, bo nie jesteśmy niezniszczalni”.
Porozmawiajmy o otyłości, jak dwie osoby, które jej doświadczyły. Z mojej strony pełna empatia.
Robert Kudelski: Na pewno znajdziemy wspólny język.
Dużo jest nas, prawda?
Dużo. Za dużo.
Ale budujące jest, że w końcu otyłość zaczyna być traktowana jak choroba i wzrasta świadomość na temat możliwości jej leczenia. Przez lata nie byliśmy, delikatnie mówiąc, dobrze rozumiani ani zaopiekowani.
Z jednej strony nie byliśmy rozumiani, z drugiej - wiedza o chorobie otyłościowej była znikoma. Nawet w medycynie ten termin nie funkcjonował. Człowieka z otyłością traktowano jako tego, który po prostu o siebie nie dba.
Albo się "zapuścił".
Dokładnie. Zakładano, że tylko siedzi i je, nic więcej. A przecież to nie jest takie proste. Współczesny pęd życia, stres, przeciążenie, przebodźcowanie - to wszystko ma wpływ.
Czy pamięta pan moment, w którym zachorował na otyłość?
Nie pamiętam konkretnego momentu. Tak naprawdę chorobę zacząłem sobie uświadamiać dopiero, gdy zaproponowano mi udział w kampanii "Porozmawiajmy Szczerze o Otyłości". To było jakieś dwa i pół, trzy lata temu. I wtedy pomyślałem: "Kurczę, ale to znaczy, że co... mam otyłość?"
Na otyłość choruje ponad 20 procent Polaków. Każdy z nich odczuwa trudności, ale nie każdy wystawia się na widok i ocenę publiczną. Pan grając w "Na Wspólnej" był przez lata prawie codziennie obecny w telewizorach milionów ludzi w naszym kraju. Otyłości nie da się ukryć, a kamera dodaje jeszcze kilka kilogramów. Jak pan sobie z tym radził?
Na początku, gdy nie miałem świadomości, czym naprawdę jest otyłość, tłumaczyłem to sobie ludzką zawiścią. Wiedziałem, że istnieje "kult szczupłości", zwłaszcza w moim zawodzie, ale wydawało mi się, że to po prostu część branży. Bez względu na to, co robiłem, zawsze pojawiały się komentarze typu: "Gruba świnia", "Gdzie on się pcha?". Nawet gdybym zdobył Oscara, to pod informacją o tym byłyby te same teksty.
Gdzie pojawiały się takie komentarze? To chyba nie były jeszcze czasy popularności social mediów, prawda?
Już się zaczynały. Ja stałem się rozpoznawalny w 2002 roku, więc one już wtedy kiełkowały.
Nie powie mi pan, że ktoś mówił panu takie rzeczy w twarz?
Bywało i tak. Ktoś na przykład zaczepiał mnie na ulicy i rzucał, niby miło: "A Pan to taki grubasek, nie?". O zawodzie aktorskim panuje przekonanie, że wszyscy powinni wyglądać identycznie, zwłaszcza w serialach obyczajowych. A gdy social media rozkręciły się na dobre, sytuacja stała się jeszcze gorsza. Po prostu doświadczyłem hejtu.
Otyłość wpływała też mocno na życie zawodowe. W teatrze, gdzie byłem na etacie, co roku we wrześniu mierzyli nam obwody. Dwa centymetry więcej mogły oznaczać brak przedłużenia kontraktu. W telewizji też słyszałem: "Świetnie wypadłeś na castingu, ale niestety jesteś za gruby".
To okrutne.
A to nie wszystko. Kiedyś lekarz odmówił mi przeprowadzenia prostego zabiegu, "jeśli w ciągu miesiąca nie schudnę 20 kilo". To samo w sobie jest tyleż absurdalne, co niezdrowe. Ale proszę sobie wyobrazić - poszedłem do lekarza po pomoc, a zamiast tego dostałem emocjonalny cios. Nigdy tego nie zapomnę.
Problem otyłości często zaczyna się już w dzieciństwie. Czy był pan okrągłym dzieciakiem, nastolatkiem?
Tak, pamiętam, że jako dziecko byłem "pulchną maskotką" rodziny, takim "pączuszkiem". Słyszałem, że te moje kilogramy to przecież nic takiego. Dorośli tłumaczyli sobie - "Jak podrośnie to się wyciągnie". I dodawali: "Teraz zjedz chociaż mięsko" - tego wszyscy byliśmy uczeni. Nikt nie traktował otyłości jako problemu zdrowotnego.
W liceum rówieśnicy wytykali mnie palcami. Byłem ostatni wybierany do drużyny piłkarskiej, bo zakładano, że jak mam nadprogramową masę ciała, to pewnie nie dobiegnę do piłki. To był dla mnie ogromny cios. A ja tymczasem zawsze szybko biegałem, bo mam długie nogi. Paradoksalnie, pod koniec ogólniaka biegałem w sekcji lekkoatletycznej i odnosiłem sukcesy.
Masa ciała wtedy spadła?
Tak, ale kosztem mojego zdrowia później. Przez lata nie mogłem pojąć, co się dzieje z moim organizmem, dlaczego czasem jak faktycznie zredukuję parę kilogramów, to potem jednak znów przybieram na masie ciała. I skąd to się bierze. Bo przecież ani nie jem dużo, ani się przysłowiowo “nie zapuściłem", ani nie zalegam na kanapie, zawsze byłem aktywny, odkąd pamiętam.
Jak wyglądały wówczas próby radzenia sobie z otyłością?
W latach 80. i 90. w ogóle nie było świadomości, że osoba z otyłością potrzebuje wsparcia. Sam próbowałem różnych rzeczy, np. przez dwa miesiące jadłem tylko tartą marchewkę z czosnkiem i popijałem octem. Byłem tak zdesperowany, by dostać się do szkoły teatralnej. Ktoś mi powiedział, że ładnie śpiewam piosenki i mówię wiersze, więc się tego uchwyciłem. Ale to się potem odbiło i na moim stanie zdrowiu i na psychice. A nie było wtedy lekarzy, którzy by powiedzieli, że to nie jest rozwiązanie.
Kiedy usłyszał pan sensowną diagnozę i dostał sensowną pomoc?
Dopiero dwa lata temu. To było wtedy, gdy zadzwonili do mnie z propozycją, żebym został ambasadorem i porozmawiał szczerze o otyłości. Pomyślałem: "Matko Boska, ja całe życie walczę z tym problemem, nie chcę o tym myśleć, odpycham to od siebie... I nagle mam stanąć przed ludźmi i opowiedzieć o tym wszystkim?" Bałem się, jak to będzie odbierane. Miałem obawy, że po tym wywiadzie wszyscy mnie zjedzą w social mediach, że będzie hejt. Stało się jednak odwrotnie - reakcje były bardzo pozytywne. Zrozumiałem też, że być może moja historia pomoże innym.
Wspomniał pan kiedyś, że nie patrzy w lustro, wychodząc spod prysznica. To nadal prawda?
Tak, to prawda. Nigdy tego nie robię, po prostu omijam lustro, dopóki nie założę na siebie ubrania. I pogodziłem się z tym. Tak po prostu jest i nie będę się zmuszać do czegoś, czego nie chcę robić.
Udało się panu znaleźć sposób na zdrowsze życie mimo choroby?
Po latach nauczyłem się dbać o siebie. Uzyskałem pomoc dietetyków i lekarzy. Wiem, co powinienem jeść. Ale to wsparcie psychologiczne okazało się kluczowe, bo to w dużej mierze była kwestia psychiczna. Zrozumiałem, że stres, nadwrażliwość i nieakceptowanie siebie prowadziły do moich problemów. A teraz staram się być dla siebie dobrym. Zmieniłem sposób myślenia i po prostu zacząłem szanować siebie, na wszystkich poziomach - fizycznym i psychicznym.
A jeśli chodzi o leczenie otyłości - czy rozważał Pan stosowanie farmakologii?
W tej kwestii wszystko trzeba konsultować z lekarzem. Znam przypadki, w których ludzie sami sobie wybierali leki, kupując je w internecie. To absolutnie nie jest bezpieczne. Leczenie otyłości, tak jak każdej choroby, wymaga nadzoru lekarza. Sam na pewno tego nie zrobiłbym bez porady lekarskiej.
Otyłość to choroba, która daje liczne powikłania zdrowotne. I choć nie od razu to odczuwalne, eksperci podkreślają, że nie ma zdrowej otyłości, że każda - prędzej czy później - da objawy. Jak było u pana?
Pojawiły się problemy z nadciśnieniem i stanem przedcukrzycowym. Na szczęście odkryłem to na początkowym etapie, więc udało mi się zareagować na czas. Gdybym tego nie zrobił, mogło to skończyć się poważniejszymi konsekwencjami, na przykład udarem.
Hasło tegorocznej kampanii "Porozmawiajmy szczerze o otyłości" brzmi: "Słuchaj serca, lecz otyłość"?
Myślę, że to bardzo trafne, i nieskromnie dodam, że sam to hasło współtworzyłem. Choroba otyłościowa, nieleczona, prowadzi do poważnych problemów m.in. z układem krążenia, a to może prowadzić do chorób serca, które przypomnijmy - w Polsce są wciąż główną przyczyną zgonów.
I wciąż w tej niechlubnej statystce prym wiodą mężczyźni. Dlaczego tak niechętnie dbają o swoje zdrowie? Jak to wygląda z męskiej perspektywy?
Mężczyźni z reguły nie chcą się badać, bo wydaje nam się, że nic nam nie grozi. Jesteśmy nieśmiertelni, a choroba byłaby oznaką słabości, prawda? W moim przypadku akurat presję wywarła rodzina - kuzynka lekarka się uparła, więc się zbadałem. Choć gdy po raz pierwszy dostałem wyniki wysokiego cholesterolu, zbagatelizowałem temat - "Bez przesady. Przecież nie jestem jeszcze chory i stary" - myślałem. I nie ja jedyny tak robiłem. Mężczyźni często nie traktują swojego zdrowia poważnie, a to może prowadzić do tragicznych konsekwencji.
To co się zmieniło? Bliscy byli dla pana wsparciem w tej trudnej drodze?
Właściwie to sam stanąłem przed sobą i powiedziałem sobie: "Otyłość to nie jest twoja wina. Nie wykluczaj się sam". Ponadto teraz, dzięki tej kampanii, spotykam się z ogromnym wsparciem i zaufaniem ze strony innych ludzi. Dużo rozmawiam, wsłuchuję się też w cudze historie, czasem bardzo tragiczne. A gdy podchodzą do mnie obce osoby, by podziękować mi za to, że opowiadam o swoich doświadczeniach choroby otyłościowej - to daje mi poczucie sensu.
Co by pan powiedział sobie sprzed lat?
Pomyśl o sobie, pomyśl o swoich bliskich, i o tym, że chcesz być jak najdłużej z tymi, których kochasz. I nie wstydź się, badaj się, spotykaj się z mądrymi ludźmi, wiedza to jest podstawa, a ty nie jesteś niezniszczalny. Nie musisz być jak jakiś gość z Internetu, idealny. Po prostu bądź dla siebie dobry.
PL25PA00018