Lekarzy z Ukrainy w polskich szpitalach mniej, niż zakładano. Polscy medycy: "Nie mamy czasu"

Prawna możliwość zatrudnienia obcokrajowców w służbie zdrowia to jedna kwestia. Ale już jak to działa w praktyce - to zupełnie inna sprawa /123RF/PICSEL
Reklama

Szacuje się, że od początku rosyjskiej agresji na Ukrainę, od 24 lutego, granice Polski przekroczyło już siedem milionów obywateli zaatakowanego kraju. Głównie kobiet i dzieci, ale nie tylko. Wśród ukraińskich emigrantów znaleźli się także lekarze, pielęgniarki i wykwalifikowany personel medyczny, którzy, jak wówczas zapewniał minister zdrowia Adam Niedzielski, mieli zasilić szeregi polskiej ochrony zdrowia, ciągle borykającej się z brakami kadrowymi. Aktualnie zatrudnionych jest prawie 2 tys. lekarzy zza granicy, z czego połowa z nich to obywatele Ukrainy. I choć znalazło się dla nich miejsce pracy, nie wszyscy odnaleźli się na swoim stanowisku - bo systemy kształcenia lekarzy i leczenia pacjentów w obu krajach bardzo różnią się od siebie.

Uproszczone procedury dla lekarzy od czasów COVID-19

W Polsce od 30.12.2020 roku obowiązują przepisy, które umożliwiają na nowych, prostszych zasadach, podjęcie pracy przez cudzoziemców w polskim systemie ochrony zdrowia. Specjalną ustawą zostali objęci lekarze, dentyści, pielęgniarki, położne i ratownicy medyczni. Uproszczone procedury zostały wprowadzone w czasie trwania pandemii COVID-19 i miały wpłynąć na wzrost liczby personelu medycznego w Polsce.

Na tę ustawę powoływano się również po wybuchu wojny Rosja-Ukraina, bowiem zakładano, że wzrośnie liczba zatrudnionych lekarek i pielęgniarek, którzy przyjechali z kraju objętego wojną. Uproszczone procedury zakładają, że lekarz spoza terytorium Unii Europejskiej "będzie mógł ubiegać się o udzielenie przez Ministra Zdrowia zgody na wykonywanie zawodu lekarza lub lekarza dentysty w Polsce oraz przyznanie przez Okręgową Radę Lekarską prawa wykonywania zawodu lekarza lub lekarza dentysty na określony zakres czynności zawodowych, okres i miejsce zatrudnienia w podmiocie leczniczym. Będzie on zobowiązany przez okres 1 roku do pracy pod nadzorem opiekuna będącego lekarzem posiadającym specjalizację II stopnia lub tytuł specjalisty".

Reklama

Już w kwietniu, czyli niespełna trzy tygodnie od wybuchu konfliktu, Adam Niedzielski informował, że w tak krótkim czasie udało się wydać ponad 70 praw wykonywania zawodu lekarzom z Ukrainy.

Wykształcenie to nie wszystko, liczą się umiejętności

Chociaż od początku konfliktu za naszą wschodnią granicą przybywało wniosków o wydanie prawa do wykonywania zawodu dla ukraińskich medyków, czas oczekiwania na decyzję był zdecydowanie dłuższy, niż zakładano. Lekarze czy pielęgniarki, pomimo spełnienia założonych kryteriów, na decyzję z ministerstwa zdrowia czekali nawet trzy miesiące.

W zapełnieniu braków kadrowych personelem z Ukrainy, co - jak zakładano - miało być ratunkiem dla polskiej ochrony zdrowia, przeszkodą okazały się być różnice w zakresie wykonywanych obowiązków przez lekarzy z Ukrainy. Szybko okazało się, że niektóre specjalizacje w Polsce i w Ukrainie oznaczają co innego.

- W naszym oddziale zatrudniona została lekarka ze specjalizacją z zakresu ginekologii i położnictwa. Jednak w Ukrainie przez cały czas zatrudniona była wyłącznie na oddziale ginekologii, bo tam w wieli szpitalach osobno działa oddział ginekologiczny, a osobno położniczy. Zderzenie z rzeczywistością w polskiej ochronie zdrowia było zauważalne, bo o ile lekarka nie miała problemu z wykonaniem histeroskopii czy abrazji (to nieinwazyjna ocena jamy macicy oraz tzw. łyżeczkowanie macicy - przyp.red.), o tyle już na jednym z pierwszych dyżurów okazało się, że pomimo ponad dziesięcioletniego doświadczenia, ta lekarka nigdy nie wykonywała cięcia cesarskiego czy USG u pacjentki w ciąży - mówi w rozmowie z Interią ZDROWIE, chcący zachować anonimowość, lekarz specjalista ginekologii i położnictwa z woj. dolnośląskiego. 

- Jeśli w Polsce do uzyskania specjalizacji w zakresie położnictwa lekarz musi wykonać 40 cięć cesarskich i 200 USG ciąży, to ja tak naprawdę muszę taką lekarkę szkolić od podstaw, a przy obecnych brakach kadrowych i liczbie pacjentek, po prostu nie ma takiej możliwości - dodaje nasz rozmówca.

Problematyczne okazało się również nadzorowanie pracy lekarzy zza granicy - w myśl cytowanej ustawy nie mogą oni samodzielnie podejmować działań diagnostycznych czy terapeutycznych, przez pierwszy rok od uzyskania zgody na wykonywanie zawodu w naszym kraju. Przeładowani pracą polscy lekarze zwyczajnie mnie mają na to czasu, a ich ukraińscy koledzy w efekcie zatrudniani są na stanowiskach poniżej swoich kompetencji (np. jako asystent lekarza) albo niezgodnie ze swoją specjalizacją. Pociąga to za sobą niższe wynagrodzenie oraz dodatkowe wymagania formalne związane z pozyskaniem uprawnień w zakresie specjalizacji, jakie obowiązują na terenie Polski. Wszystko to skłania lekarzy z Ukrainy do rezygnacji z pracy w naszej ochronie zdrowia, a czasem nawet do powrotu do ogarniętego wojną kraju.

W Ukrainie specjalizacje robią w dwa tygodnie. To za mało, by leczyć poważnie chorych

Problemem w zatrudnianiu lekarzy z Ukrainy są również znaczące różnice w nauczaniu na kierunkach medycznych. Dla przykładu: w Polsce do samodzielnego prowadzenia porodu u kobiety ciężarnej uprawnienia posiada położna, która w niepowikłanym porodzie, może samodzielnie przeprowadzić poród od początku do końca (z koniecznością konsultacji lekarskiej w przypadku wystąpienia powikłań). W Ukrainie porody przyjmowane są przede wszystkim przez lekarzy, jednak nie są oni wykwalifikowani np. w wykonywaniu USG ciążowego.

W Polsce, by uzyskać specjalizację w danej dziedzinie, należy ukończyć jednolity moduł kształcenia lub moduł podstawowy i specjalistyczny, co trwa od 4 do 6 lat. Z kolei by uzyskać tytuł specjalisty na terenie Ukrainy, wystarczy szkolenie trwające 3-4 miesiące. To sprawia, że poziom wiedzy reprezentowany przez lekarzy, znacząco różni się od siebie, co jest zauważalne w codziennej pracy ukraińskich lekarzy na polskich oddziałach szpitalnych.

- Mam na swoim oddziale lekarza z Ukrainy, który ukończył specjalizację w zakresie chorób wewnętrznych. Interna jest szeroką działką medycyny, zajmujemy się leczeniem zróżnicowanych jednostek chorobowych, bardzo często kilku naraz u jednego pacjenta. Mając pacjenta pod opieką, muszę umieć odczytać jego wyniki badań krwi czy moczu, a także zinterpretować pracę serca w zapisie EKG. O ile mój kolega po fachu z tym pierwszym nie ma problemu, o tyle wyniki EKG są dla niego zagadką. Siłą rzeczy, każdy konsultowany przez niego pacjent, i tak musi trafić w moje ręce, by dobrze dobrać leczenie - mówi w rozmowie Interia ZDROWIE lekarz internista, w trakcie specjalizacji z kardiologii. 

Brak podań o pracę, dyskwalifikacja medyków z Ukrainy ze względu na język

Pracownicy zatrudnieni w placówkach medycznych w Polsce to nie tylko lekarze i pielęgniarki, ale również ratownicy medyczni, laboranci czy opiekunowie medyczni. Jak się okazuje, na każdym stanowisku komunikatywne porozumiewanie się w języku polskim jest obowiązkowe, a to stanowi kolejny problem w obsadzaniu wolnych stanowisk w szpitalach.

Jak informuje rzecznik Samodzielnego Publicznego Szpitala Klinicznego w Katowicach, Wojciech Gomułka, w ostatnim czasie podanie o pracę złożyły dwie pielęgniarki, ubiegające się o stanowisko w placówce.

- Z uwagi na wysokospecjalistyczne procedury, jakie są przeprowadzane w naszym szpitalu, oba podania spotkały się z odmową zatrudnienia. Powodem była słaba znajomość języka polskiego u kandydatek, która nie pozwoliłaby na wykonywanie obowiązków w codziennej pracy na stanowisku pielęgniarki. Panie zostały skierowane na kurs języka polskiego, po zakończeniu którego, ponownie mają aplikować o pracę w naszym szpitalu - poinformował rzecznik szpitala.

Inne rozwiązanie w tej sytuacji znalazł Kliniczny Szpital Wojewódzki nr 1 w Rzeszowie. Z uwagi na fakt, że szpital zatrudnia aktualnie dwóch lekarzy stażystów z Ukrainy oraz jednego lekarza stażystę z Białorusi, ale także leczy pacjentów zza wschodniej granicy - zdecydowano o zatrudnieniu tłumacza.

- Zatrudnienie tłumacza w naszym szpitalu okazało się być bardzo dobrą decyzją. Osoba na tym stanowisku nie tylko ułatwia komunikację z ukraińskimi pacjentami czy tłumaczy ich dokumentację medyczną na język polski, ale wspiera również we wzajemnej współpracy polskich lekarzy i ukraińskich stażystów. Tłumacz w naszym szpitalu jest zatrudniony od marca tego roku, czyli tak naprawdę od samego początku konfliktu zbrojnego za wschodnią granicą - przekazał rzecznik Klinicznego Szpitala Wojewódzkiego nr 1 w Rzeszowie, Andrzej Sroka.

Placówki medyczne wciąż czekają na aplikację medyków z Ukrainy

Główny Urząd Statystyczny podaje, że w Polsce mamy aktualnie 140 tysięcy lekarzy, z czego 25 proc. z nich znajduje się już w wieku emerytalnym. Z wyliczeń wynika, że w całym kraju brakuje 50 tys. lekarzy różnych specjalizacji. W Polsce konieczne jest wprowadzenie takiej polityki, by po uzyskaniu prawa wykonywania zawodu przez cudzoziemców, chcieli oni praktykować medycynę na terenie naszego kraju, a nie migrowali dalej, do innych krajów Europy. W wielu szpitalach i przychodniach na terenie całego kraju cały czas są wolne wakaty na stanowiska medyczne, jednak wymogi formalne, w tym przede wszystkim znajomość języka polskiego sprawiają, że nie są one obsadzane w takim tempie, jak założyło ministerstwo zdrowia na początku migracji specjalistów z Ukrainy. 

INTERIA.PL

W serwisie zdrowie.interia.pl dokładamy wszelkich starań, by przekazywać wyłącznie sprawdzone, rzetelne informacje o objawach i profilaktyce chorób, bo wierzymy, że świadomość i wiedza w tym zakresie pomogą dłużej utrzymać dobre zdrowie.
Niniejszy artykuł nie jest jednak poradą lekarską i nie może zastąpić diagnostyki i konsultacji z lekarzem lub specjalistą.

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL