Relacje w chorobie nowotworowej. Bez recepty, byle blisko
- Doświadczenie choroby nowotworowej to sytuacja graniczna, która sprawia, że musimy na nowo zdefiniować siebie, ponazywać to, co się dzieje, odnaleźć się w nowej, niejednokrotnie zagrażającej życiu sytuacji. I odnaleźć się w relacjach. Choroba wywraca świat do góry nogami, ale, o czym warto pamiętać, nie wymazuje przeszłości - podkreśla w rozmowie z Interią ZDROWIE Paulina Flis-Czech, psycholog, seksuolog kliniczny, terapeuta poznawczo-behawioralny.
Izabela Rzepecka, Interia ZDROWIE: Intymność - jak właściwie ją rozumieć?
Paulina Flis-Czech, psycholog, seksuolog kliniczny, terapeuta poznawczo-behawioralny: - Intymność to przede wszystkim bliskość, bycie razem, nawiązywanie i utrzymywanie więzi. W teorii Roberta Sternberga intymność to jeden z trzech filarów miłości, zaraz obok namiętności i zaangażowania. W relacji przejawia się troską, która sprzyja budowaniu przywiązania, zaufania, zrozumienia. Jest to proces wymagający zaangażowania, pracy ze strony obojga z partnerów.
Dzisiaj intymność, mam wrażenie, kojarzy się głównie ze sferą cielesną, przede wszystkim z seksem, stąd moje pytanie.
- Faktycznie, wiele osób mylnie utożsamia intymność w relacji z seksem. Tymczasem współżycie, fizyczny kontakt, nie zawsze buduje emocjonalną bliskość, a to właśnie ona jest esencją intymności, najbardziej pożądaną w romantycznym związku. I choć bliskość fizyczna ma ogromne znaczenie dla relacji - jest źródłem przyjemności, umacnia związek, jest więziotwórcza - nie jest wyłącznym budulcem miłości.
Błędne jest więc też przekonanie, że intymność towarzyszy wyłącznie miłości romantycznej czy erotycznej. Owszem, intymność przejawia się w relacji z partnerem, ale też w relacjach z bliskimi, członkami rodziny czy przyjaciółmi.
- Intymność rozumiana jako pozytywne uczucia oraz zachowania rodzące przywiązanie, bliskość, wspólne przeżywanie, wsparcie, prowadzące do traktowania danej osoby jako ważnej części naszego życia - to odczucia i zachowania charakterystyczne dla miłości w ogóle, niezależnie od jej rodzaju i osób, których nią obdarzamy. Intymność występuje zazwyczaj w każdym rodzaju miłości, ale różna jest jej intensywność czy sposoby manifestowania się. Inna jest matczyna wrażliwość i responsywność wobec dziecka, a inne jest odczuwanie pożądania i zaciekawienia partnerem czy partnerką.
Poważną próbą każdej relacji jest choroba. Coraz częściej słyszymy, że u kogoś, kogo znamy, kogo kochamy, stwierdzono nowotwór. Kiedy pada taka diagnoza, obecność i wsparcie partnera, rodziny, przyjaciół są nie do przecenienia. Chorzy, którzy mogą liczyć na bliskich, jak wynika z obserwacji, lepiej reagują na leczenie i szybciej dochodzą do zdrowia. Podtrzymanie relacji, intymności w takim przypadku jest jednak nie lada wyzwaniem.
- Doświadczenie choroby nowotworowej to sytuacja graniczna, która sprawia, że musimy na nowo zdefiniować siebie, ponazywać to, co się dzieje, odnaleźć się w nowej, niejednokrotnie zagrażającej życiu sytuacji. I odnaleźć się w relacjach. Choroba wywraca świat do góry nogami, ale, o czym warto pamiętać, nie wymazuje przeszłości. Potrzeba dobrych relacji i utrzymania satysfakcjonującej jakości życia wzrasta. Bardzo jest nam jednak trudno rozmawiać na temat nowotworów. Boimy się mówić o raku, bo to słowo paraliżuje. Ze strony osób, które chorują, często pojawia się wycofanie, izolacja. Mają one tendencję do unika rozmów, odczuwają wstyd, często nie chcą współczucia. Nie wychodzą z domu do sklepu czy pracy, nie spotykają się z przyjaciółmi, bo nie mają siły rozmawiać, mają poczucie, że zostaną niezrozumieni. Zdesperowani i zagubieni bliscy, zdarza się, że chcąc pomóc, w dobrej wierze, ale też we własnej bezsilności, mówią: "Będzie dobrze", "Myśl pozytywnie", "Nie poddawaj się". To bardzo często irytuje osoby, które doświadczają choroby. Zwiększa dystans, niezrozumienie, unieważnia jakby ogrom cierpienia, z którym osoba chora musi sobie poradzić.
To naturalne, że skupiamy się na osobie chorej, na jej potrzebach i powrocie do zdrowia. Nie można jednak zapominać, że choroba nowotworowa nigdy nie dotyczy wyłącznie pacjenta onkologicznego, a wszystkich z jego otoczenia.
- To prawda. Bliscy, którzy współuczestniczą w procesie diagnozy, leczenia, rehabilitacji, mają mnóstwo obaw, niepokojów, lęków związanych z tym, jak to będzie, czy pomyślnie uda się zwalczyć chorobę. Najbliżsi starają się być silnym ramieniem, starają się nie okazywać emocji. Wydaje się, jakby z zewnątrz zamarzali, ale w rzeczywistości w środku przeżywają wszystko. Wsparcie jest potrzebne również im.
Najgorsze, co można zrobić, to odseparować się?
- Posiadanie sieci wsparcia jest jednym z bardziej kluczowych elementów rehabilitacji psychicznej, dodaje energii, wzmacnia moc poznawczą i emocjonalną do tego, by zmierzyć się z trudami związanymi z leczeniem. Wśród najbliższych możemy uzyskać bardzo dużo wsparcia, także informacyjnego, gdy pomagają rozeznać się w temacie, który jest tak pilny i nieznany jednocześnie, lub gdy po prostu siedzą i nas słuchają - o ile mamy chęć poruszania tego tematu. Pozostawanie samemu z chorobą jest bardzo trudne i przytłaczające.
Jeżeli chodzi o bliższe kontakty - czy w ogóle jest na to przestrzeń?
- W chorobie seks zwykle nie przychodzi łatwo. Doświadczenie choroby często doprowadza do obniżonego nastroju, depresji, co pociąga za sobą spadek libido. Leki też mogą zmniejszać ochotę na intymne zbliżenia. Ale trzeba pamiętać, że seks to znacznie więcej niż penetracja - to dotyk, bliskość, zaufanie, miłość, czułość... Diagnoza ciężkiej choroby zmienia hierarchię ważności. Niektórzy pacjenci uznają, że ten etap w życiu gdzieś się już zakończył - teraz są chorzy. Dobrze jednak by było, żeby przestrzeń na bliższe kontakty się znalazła. Może nie od razu w perspektywie współżycia czy zachowania jakości życia seksualnego, takiego, jak było wcześniej, ale właśnie intymności związanej z byciem blisko z drugą osobą, dbaniem o jej potrzeby.
Z badań wynika, że ponad 40 proc. pacjentów onkologicznych ujawnia problemy w relacjach partnerskich, a blisko 80 proc. zgłasza pogorszenie jakości życia seksualnego. W czym tkwi największy problem?
- To pytanie, na które nie ma jednej konkretnej odpowiedzi. Należałoby dopytać osoby zmierzającej się z chorobą nowotworową - bo każdy przypadek jest inny - jakie ma to dla niej znaczenie, co stanowi dla niej wyzwanie, co sprawia, że w zasadzie nie ma potrzeb seksualnych. Może to być efekt przyjmowanych leków, może za to odpowiadać stan dużego stresu, który odsuwa sprawę intymności, tej seksualnej, na dalszy plan. Ale też obraz ciała. Utrata piersi, włosów, pamiętajmy, jest doświadczeniem skrajnym.
Dla kobiet to przede wszystkim nowotwory ginekologiczne są tymi, które sprawiają, że czują się mniej kobieco, mniej atrakcyjnie, że tracą zainteresowanie życiem intymnym. Włosy, piersi są przecież atrybutami kobiecości, a przyjęte standardy piękna są dziś jasno określone. Jak kobieta ma poradzić sobie z tym, że, przynajmniej w jej mniemaniu, już nie wpisuje się w kanon piękna?
- Kanon piękna jest sprawą bardzo subiektywną. Piękno to poczucie wewnętrzne. Koncentrowanie się tylko na aspektach wizualnych nie pozwala zrozumieć holistycznie trudności i dylematów, z którymi zmierza się osoba, która przechodzi chorobę nowotworową. Ujęcie holistyczne zwiększa szanse na powrót do dobrostanu psychicznego poprzez uwzględnienie wielu aspektów tej zawoalowanej sytuacji.
- Jednak ze względu na znaczenie piersi w kobiecej seksualności rak piersi zajmuje szczególne miejsce. Istnieje tzw. kompleks połowy kobiety - obserwuje się, jak ogromne znaczenie dla zachowania integralnej wizji siebie ma posiadanie tego atrybutu. Zasadniczy problem dotyczy zaburzonego obrazu własnego ciała, co doprowadza do poczucia nieatrakcyjności, gorszości, wyalienowania. Dla wszystkich pacjentek utrata piersi stanowi bolesne i trudne do zaakceptowania przeżycie, wymaga zaadaptowania się, nawet jeśli są świadome i pogodzone z koniecznością podejmowania różnych działań. Przechodzą przez etap lęku, nie tylko o własne zdrowie, ale też w kontekście społecznym czy relacyjnym. Może pojawić się wstyd czy objawy depresyjne prowadzące do zaburzeń emocjonalnych. Z badań wynika, że mastektomia znacznie częściej wywołuje zaburzony obraz ciała u kobiety, niż dzieje się to w przypadkach, gdy była możliwość przeprowadzenia operacji oszczędzającej pierś. Rodzaj zabiegu odgrywa kluczową rolę w pooperacyjnej ocenie i rehabilitacji psychicznej.
Na ile wpływ na postrzeganie własnej seksualności w chorobie i procesie leczenia ma to, jak kobiety postrzegały się wcześniej?
- Zaakceptowanie faktu bycia chorym i objawów towarzyszących chorobie nowotworowej, a także długotrwałego, obciążającego leczenia ściśle wiąże się ze zmianą własnego wizerunku. Niewątpliwie ta zmiana ma ogromny wpływ na każdą sferę życia, w tym na sferę seksualną czy poczucie własnej atrakcyjności. Prawdopodobieństwo wystąpienia problemów seksualnych zależy od wielu aspektów - wczesnej diagnostyki, reakcji pacjenta. Natomiast stan, w którym kobieta nie była zadowolona ze swojej atrakcyjności już wcześniej, bądź dużo uwagi przywiązywała do aspektów związanych z wyglądem, może przełożyć się na jeszcze trudniejsze przechodzenie choroby nowotworowej. Tak naprawdę dla wszystkich pacjentek nowotwór jest bardzo trudnym doświadczeniem. W mojej praktyce nie spotkałam się z kobietami, dla których odjęcie piersi nie miałoby znaczenia. Warto jednak pamiętać, że amputacja piersi nie pozbawia kobiety możliwości realizowania swojej seksualności czy współżycia. Aczkolwiek, brak piersi czy blizna pooperacyjna mogą wywołać ujemne odczucia, zarówno u kobiety, jak i partnera czy partnerki.
Jak pogodzić się z tą zupełnie nową rzeczywistością?
- Należy wspólnie usuwać występujące po obu stronach zahamowania w sferze intymnej, w sposób bardzo subtelny, bez pośpiechu. Piersi dają poczucie pewności, ale trzeba pamiętać, że ani nie piersi, ani nie włosy były jedynym kapitałem miłosnym, na podstawie którego ta relacja, w tym poziom intymności, namiętności, realizacji seksualnej, mogła się odbywać.
Od czego zacząć?
- Nie istnieje żadna recepta, żadna procedura, jak w trzech krokach odbudować intymność i pomieścić w sobie ogrom tego przytłaczającego doświadczenia, jakim jest choroba. Trzeba pamiętać, że każda sytuacja jest unikatowa - inna osoba, inne okoliczności, choć diagnoza ta sama. Rozwiązania muszą być skrojone na miarę i możliwości danej pary, i tutaj widzę ogromną przestrzeń na pracę z psychoterapeutą czy seksuologiem, bo każda para, która musiała się zmierzyć z chorobą, przeszła prawdziwą szkołę przetrwania. I kiedy mają już w sobie tę przestrzeń i gotowość, zakładając, że mówimy tu o jakiejś formie odbudowywania relacji, to potrzeba na nowo zmobilizować moce poznawcze, emocjonalne, seksualne. Z mojego punktu widzenia najważniejsze jest to, by zacząć w ogóle rozmawiać. O tym, co się wydarzyło, jakie to ma znaczenie, czego mi potrzeba, czego w naszej relacji jest za dużo, ale też czego jest za mało. Rozmawiać o swoich lękach i niepokojach, i dać sobie czas. Wracać do seksu powoli, w swoim własnym rytmie, w swoim własnym czasie. Nie zrażać się, jeśli pierwsze próby będą dziwne, nie takie same, jak kiedyś. Często warto otworzyć się na nowe scenariusze, na nowe doznania, uwzględniające też stan fizyczny. I nie zapominać, że w tym seksie jest się razem.
Zgadza się pani ze stwierdzeniem, że brak intymności oznacza koniec relacji?
- Intymność, bliskość, w zasadzie wszelkie pozytywne uczucia wzmagające przywiązanie partnerów, to integralna część każdego związku. Gdy tego w relacji zabraknie, co nam pozostanie?
Rozmawiała Izabela Rzepecka