Bezpieczne święta? Przed spotkaniem z bliskimi warto zrobić test
49 proc. Polaków obawia się zachorowania na COVID-19, a aż 59 proc. z nas boi się, że zachoruje ktoś im bliski. Co możemy zrobić, aby zminimalizować ryzyko transmisji wirusa podczas zbliżających się świąt? Jak zapewnić poczucie bezpieczeństwa swoim najbliższym? Eksperci apelują: poświęćmy kwadrans i zbadajmy się testem do samokontroli.
O tym, jak zmieniło się podejście do COVID-19, co oznacza "nowa normalność" i jak za pomocą testów antygenowych do samokontroli możemy zadbać o bezpieczeństwo przy świątecznym stole mówi Joanna Miłachowska, Prezes Zarządu Siemens Healthineers w Polsce.
Przed nami drugie święta w pandemii. Czy tegoroczne spotkania rodzinne będą podobne do tych rok temu?
Joanna Miłachowska: Niestety wirus nie zniknął - sytuacja epidemiczna w świetle statystyk jest bardzo zbliżona do tej sprzed roku. Jednak nastąpiła pewna bardzo istotna zmiana społeczna. Pandemia COVID-19 przestała być "stanem wyjątkowym", podczas którego zachowujemy się zupełnie inaczej niż dawniej, jesteśmy w stanie mobilizacji, godzimy się na wielkie wyrzeczenia, np. dobrowolne odizolowanie się od bliskich.
- Już od dłuższego czasu traktujemy pandemię jako "nową normalność" - nauczyliśmy się w niej względnie normalnie funkcjonować, prowadzimy życie zawodowe, spotykamy się z przyjaciółmi, rodziną, chodzimy do kina, do restauracji. Bo też wiele się zmieniło - przede wszystkim w międzyczasie wyszczepiła się połowa społeczeństwa. Znacznie zelżały także oficjalne obostrzenia, coraz więcej spraw jest kwestią indywidualnej decyzji a nie regulacji - przypomnę tylko, że jeszcze rok temu obowiązywało podczas świąt rozporządzenie zakazujące zapraszania na spotkanie w domu więcej niż 5 gości.
- Życie toczy się prawie normalnie, co do końca nie jest uzasadnione etapem, w którym się obecnie znajdujemy pod względem walki z pandemią. Wirus dalej jest śmiertelnym zagrożeniem - w dniu poprzedzającym naszą rozmowę zmarło w związku z COVID-19 ponad 500 osób.
Czyli nie boimy się już skutków zakażenia?
- Pandemia podzieliła polskie społeczeństwo. Jak wynika z naszego najnowszego badania "Poczucie bezpieczeństwa w nowej normalności" jedna czwarta Polaków uważa, że COVID-19 nie jest groźną chorobą, więc np. nie ma sensu się szczepić ani testować. Z drugiej strony 49 proc. Polaków obawia się zachorowania na COVID-19. Boimy się na przykład, że napotkane osoby, które nie mają widocznych objawów, mogą nas zarazić wirusem SARS-CoV-2. Obawiamy się także zarażenia od osób, o których wiemy, że są zaszczepione. To w sumie prawidłowy odruch, bo tak właśnie jest - potencjalnie zarazić nas mogą także osoby bezobjawowe a szczepienie nie zwalnia z zachowania zasad bezpieczeństwa.
Czyli święta - kolejny raz - powinniśmy spędzić w izolacji?
- Jestem daleka od nawoływania do takich poświęceń. Dobrostan psychiczny i więzi rodzinne są równie ważne, jak zdrowie fizyczne. Zresztą tego typu restrykcje nie są już tak bardzo konieczne jak rok temu. I nie mówię tu nawet o szczepieniach, bo niestety statystycznie rzecz biorąc utknęliśmy tu jako społeczeństwo w połowie drogi. Mam na myśli możliwość przebadania się na obecność SARS-CoV-2. Jeżeli to zrobią wszyscy uczestnicy świątecznego spotkania, a nie tylko ci niezaszczepieni czy ci, których "bierze jakieś przeziębienie" (swoją drogą ci bezwzględnie powinni zostać w domu, ale chyba tego się już nauczyliśmy), znacznie zwiększamy szansę na przejście przez Święta bez zakażenia koronawirusem.
Tylko jaki odsetek rodzin stać na to, żeby wykonać testy? I jak to przeprowadzić, gdy rodzina zjeżdża się nierzadko z całej Polski?
- Koszty jak dotąd były poważną barierą, to prawda. Dwie trzecie Polaków jeszcze nigdy nie testowało się w kierunku SARS-CoV-2 i bariery finansowe ogrywały tu ogromną rolę. Jednakże pod tym względem jesteśmy w zupełnie innym miejscu niż rok temu, gdy testy można było wykonać wyłącznie w punkcie pobrań przy laboratorium czy w przychodni.
- Obecnie w bardzo wielu miejscach - sklepach internetowych, sieciach detalicznych, aptekach - można nabyć testy antygenowe do samokontroli, tj. oficjalnie dopuszczone do samodzielnego użytku. Koszt zakupu takiego testu jest wielokrotnie niższy niż analogiczna usługa np. w laboratorium. Test do samokontroli można wykonać w dowolnym miejscu. Wynik otrzymujemy niemalże od ręki, więc możemy się przetestować bezpośrednio przed spotkaniem. Musimy tylko zadbać, aby zachować dystans społeczny do czasu gdy upewnimy się, że test wyszedł negatywny.
Dlaczego do tej pory te testy wykonywali profesjonaliści? Czy apteczne teksty są skuteczne?
- Tak naprawdę bardziej zaważyła tu powaga sytuacji, która naturalnie kazała stawiać na profesjonalne rozwiązania - bo od miesięcy testujemy się przecież głównie po to, by sprawdzić niepokojące objawy zdrowotne, by zadecydować np. o kwarantannie lub by zyskać pewne uprawnienia (np. do przekraczania granicy), a znacznie rzadziej by po prostu bezpiecznie uczestniczyć w życiu społecznym. A to właśnie musimy zmienić - test nie powinien być żadną wyjątkową sprawą, tylko prostą, rutynową czynnością, którą przeprowadzamy regularnie by nasze życie społeczne było bezpieczne.
- Obiektywnie nie ma żadnych przeszkód by test antygenowy wykonać samodzielnie. W praktyce jego przeprowadzenie jest bardzo proste. W zależności od konkretnego modelu testu może to wyglądać tak, że przy użyciu wymazówki pobiera się próbkę, np. z obu otworów nosowych. Wymaz inkubowany jest w specjalnym roztworze, czemu towarzyszy ekstrakcja białek wirusowych. Płyn ten następnie zostaje nakroplony do wgłębienia w kasecie testowej, gdzie następuje reakcja immunochemiczna, polegająca na wykryciu białek specyficznych dla wirusa SARS-CoV-2. Wynik pojawia się w czasie do 15 min w formie kresek, które bardzo łatwo zinterpretować. Nie ma tu żadnego elementu, który bezwzględnie wymagałby profesjonalnego przeszkolenia.
A na co zwrócić uwagę wybierając test do samokontroli? W końcu chcemy, żeby wyniki były wiarygodne.
- Kluczowe jest przeprowadzenie testu krok po kroku zgodnie z instrukcją. Jednak oczywiście i sam test testowi nierówny, powinniśmy poszukać takiego, który sam w sobie ma udowodnioną wiarygodność. Kluczowe są tu dwa parametry. Z jednej strony potrzebujemy testu o wysokiej czułości, co oznacza wysoką szansę na uzyskanie wyniku pozytywnego w przypadku realnego zakażenia i jednocześnie minimalizację ryzyka wydania wyniku fałszywie negatywnego. Z drugiej strony ważna jest swoistość - im wyższa swoistość, tym mniejsze ryzyko wydania wyniku fałszywie pozytywnego (czyli takiego, gdy test pokazuje zakażenie choć w rzeczywistości nie ma wirusa).
- Oba parametry określa się porównując wyniki testu antygenowego z metodą referencyjną, tj. badaniem molekularnym qRT-PCR. PCR jest metodą najpewniejszą, bo wykrywa specyficzne sekwencje RNA wirusa w próbce, wymaga jednak bardzo specjalistycznego sprzętu i bardzo wysoko wykwalifikowanego personelu. Innymi słowy nie da się go zrobić przy wigilijnym stole (a właściwie zanim do niego zasiądziemy). W przeciwieństwie do testu antygenowego.
Czy jesteśmy jako społeczeństwo gotowi na to, żeby przy wigilijnym stole wprowadzać aż takie środki bezpieczeństwa?
- A czy jesteśmy gotowi na to, że duża część naszych najbliższych zachoruje, bo na Wigilii znalazł się też nieproszony, niewidzialny gość? Oczywiście, wykonywanie testu nie do końca zgrywa się ze świątecznym nastrojem, ale to jest tylko 15 minut, po których możemy już z poczuciem bezpieczeństwa świętować jak dawniej.
Statystycznie rzecz biorąc w przeciętnej rodzinie zawsze znajdzie się osoba sceptyczna, która będzie podawać w wątpliwość sens testowania się czy w ogóle zagrożenie ze strony koronawirusa. Co zrobić, taki jest nieco przewrotny urok spotkań rodzinnych. Tematu pandemii przy stole i tak nie unikniemy. Dobra wiadomość jest taka - tylko 14% Polaków stanowczo odrzuca propozycję, by przetestować się przed spotkaniem z większą liczbą osób. I tylko 6% zupełnie nie obawia się, że ktoś z bliskich zachoruje na COVID-19.