Wirus brodawczaka ludzkiego. HPV można wykryć w teście
W polskim społeczeństwie funkcjonuje przekonanie, że regularne wykonywanie cytologii jest gwarancją skutecznej ochrony przed rakiem szyjki macicy. Podstawą takiego przeświadczenia jest fakt, że dzięki badaniu pacjentka otrzymuje informację, czy w jej organizmie nie rozwija się choroba powodowana głównie przez onkogenne typy wirusa HPV. Jednocześnie od lat wiadomo już, jak niewystarczająco skuteczną metodą przesiewową jest cytologia.
W najczęściej wykonywanej cytologii czułość skriningu cytologicznego wynosi niewiele ponad 60 proc. Nieco większa wykrywalność cechuje cytologię na podłożu płynnym (LBC), która jest w stanie wykryć około 70 proc. stanów przedrakowych. Na tym tle, skuteczność testów w kierunku HPV, na poziomie ponad 90 proc., jest nieporównywalnie wyższa. Dlaczego zatem wspomniane testy, mimo swojej niepodważalnej skuteczności, nie cieszą się w Polsce popularnością, na jaką zasługują? Dr Maciej Mazurec, założyciel wrocławskiego Centrum Zdrowia Kobiety Corfamed tłumaczy, że odpowiedzi należy szukać zarówno po stronie lekarzy, jak i samych pacjentek, lecz również w przyczynach od nich niezależnych.
W pierwszej kolejności odpowiedzialność za stosunkowo niską popularność testów w kierunku wirusa brodawczaka ludzkiego ponoszą sami lekarze. Dlaczego? Z kilku powodów.
- Po pierwsze dlatego, że poziom wiedzy lekarzy ginekologów i położników nie przeszedł jeszcze do etapu pełnego zrozumienia fundamentalnej różnicy między skutecznością, a więc czułością testów opartych na HPV a testów cytologicznych. Choć przedstawione wcześniej statystyki są jednoznaczne, sporej grupie lekarzy po prostu brakuje świadomości na ten temat - wyjaśnia specjalista Corfamedu.
Drugim powodem, spoczywającym po stronie lekarzy, jest różny poziom skomplikowania nadzoru nad pacjentką w sytuacjach opierania się, czy to na cytologii, czy na teście HPV. Są to dwa zupełnie różne badania, wymagające odrębnej wiedzy. Jest to o tyle dla lekarzy niewygodne, że inny sposób postępowania wymaga porzucenia wieloletnich przyzwyczajeń i poszerzenia swojej wiedzy. Otwarcie się na ten proces jest dla wielu ginekologów i położników przeszkodą, którą obawiają się pokonywać.
Częściową odpowiedzialność za stosunkowo niską popularność testów w kierunku HPV ponoszą, niestety, również same pacjentki. Podobnie jak w przypadku lekarzy, wynika to głównie z dwóch powodów.
- Pierwszym z nich jest niewystarczający poziom wiedzy na ten temat, który nie bierze się znikąd. Przekazy medialne swoimi komunikatami wprowadzają w błąd, sugerując, że regularne badanie cytologiczne stanowi skuteczną ochronę przed rakiem szyjki macicy.
Drugi element odpowiedzialności pacjentek jest już jednak zakorzeniony znacznie głębiej, tak naprawdę w ich psychice. Kobiety są w stanie z godnością znosić dodatni, a więc nieprawidłowy, wynik cytologii. Z reguły natychmiast mobilizuje on do działania i zatroszczenia się o siebie. Natomiast w przypadku dodatniego wyniku testu w kierunku HPV sytuacja wygląda zazwyczaj już zgoła inaczej.
O ile po otrzymaniu dodatniego wyniku cytologii kobieta martwi się "tylko" o to, czy ma raka, tak w przypadku analogicznego wyniku w przypadku testu na HPV dochodzi do pytania o to, skąd pojawiła się u niej choroba przenoszona drogą płciową. Dlatego często kobiety świadomie decydują się na wybór mniej czułej cytologii - nawet, gdy zdają sobie sprawę z istnienia znacznie skuteczniejszej alternatywy.
Trzeci powód niesprzyjający popularyzacji wiedzy na temat testów w kierunku wirusa HPV to kwestie systemowe, a więc niezależne ani od lekarzy, ani od pacjentek. Podstawą badań przesiewowych, prowadzonych w Polsce do 2016 roku, była cytologia konwencjonalna. W skali populacyjnej testy w kierunku HPV nie są w Polsce refundowane jako pierwotne testy przesiewowe. Ciężar ich finansowania spoczywa zatem na środkach prywatnych każdej z pacjentek, co ze zrozumiałych względów - ogranicza skalę ich wykonywania.
Dla płatnika publicznego cytologia konwencjonalna pozostaje badaniem najtańszym. Dodanie do tego niewystarczającego poziomu wiedzy lekarskiej, jak i samych pacjentek, niechęci do przyswajania i wprowadzania nowych rozwiązań, jak i strachu przed poczuciem stygmatyzacji ze strony kobiet z wynikiem dodatnim w kierunku HPV, tłumaczy niesłabnące przywiązanie do cytologii.
CZYTAJ TAKŻE: