To ostatnie, co dociera do umierającego człowieka. Naukowcy pewni, co odczuwamy przed śmiercią
U pacjentów w śpiączce pozytywne efekty i szybsze wybudzenie może przynieść regularne przebywanie z nimi, rozmowa czy czytanie książek. Lekarze bardzo często zachęcają również rodziny pacjentów przebywających w hospicjach, by towarzyszyli chorym i rozmawiali z nimi tak, jakby ci byli stale świadomi i przytomni. Naukowcy udowodnili, że ma to swoje uzasadnienie, bowiem to właśnie słuch jest ostatnim zmysłem człowieka, który wyłącza się przed śmiercią. Co słyszą umierający pacjenci? Czy to, co mówi się choremu, ma wpływ na jego samopoczucie?
Badania przeprowadzone przez University of British Columbia udowodniły, że słuch jest zmysłem, który umiera jako ostatni. Okazuje się, że dźwięki rejestrowane są przez mózg nawet wtedy, gdy pacjent jest już nieprzytomny, a ciało nie reaguje na inne bodźce zewnętrzne. Badania dowiodły również, że funkcjonowanie mózgu w tym obszarze, nawet tuż przed śmiercią, niewiele różni się od pracy mózgu u osoby zdrowej.
W przeprowadzonym badaniu mierzono aktywność elektryczną w mózgach pacjentów przebywających w hospicjum. Badano chorych, którzy mieli zachowane reakcje na bodźce zewnętrzne oraz pacjentów, którzy nie reagowali na bodźce zewnętrzne. Grupą kontrolną było 17 osób całkowicie zdrowych.
Naukowcy odtwarzali wszystkim badanym dwa rodzaje pięciodźwiękowych pieśni, a zdrowi pacjenci mieli za zadanie policzyć, w ilu utworach tony ulegają zmianie.
Reakcję mózgu na odtwarzane tony sprawdzano za pomocą specjalnego czepka z elektrodami, które rejestrowały zmiany, jakie zachodziły w trakcie odsłuchiwanej muzyki.
Okazało się, że aktywność elektryczna mózgu u pacjentów, którzy nie reagowali, była zbliżona do tej, jaką udało się zarejestrować u pacjentów zdrowych. U niektórych pacjentów z hospicjum zauważono, że reakcja mózgu na muzykę jest bardziej złożona, niż u zdrowych, badanych osób.
- Przedstawiliśmy dowody na to, że co najmniej kilku umierających pacjentów hospicjów, gdy nie są w stanie zareagować na bodźce werbalne ze strony rodziny lub opiekunów, wydaje się jednak słyszeć i odpowiadać neuronowo na sekwencje prostych bodźców słuchowych - stwierdził Lawrence Ward, jeden z autorów badania, a także profesor z University of British Columbia.
Naukowcy podkreślili, że nie badali aktywności elektrycznej w mózgach u osób, które przebywały w śpiączce.
Na potwierdzenie teorii, że umierający ludzie słyszą głosy docierające z zewnątrz, współautorka badań przytacza przykład pewnego pacjenta.
Elizabeth Blundon twierdzi, że niektórzy pacjenci "czekają" na zgodę swoich najbliższych, by umrzeć, przywołując opowieść żony pacjenta. Hilary Jordan codziennie rozmawiała ze swoim mężem, który był po wypadku ponad 30 lat i od tamtej pory nie odzyskał świadomości. W trakcie pełnienia służby w policji, mężczyzna doznał poważnego urazu głowy. Kobieta któregoś dnia, w trakcie rozmowy ze swoim mężem, wyjawiła mu, że jeśli ten postanowi umrzeć, nie będzie miała mu tego za złe. Kobieta przyznała, że nigdy wcześniej nie rozmawiała w ten sposób ze swoim mężem. W krótkim czasie po tej rozmowie - mężczyzna zmarł.
Inny przypadek dotyczył kobiety, która w 2015 roku zapadła w śpiączkę po tym, jak zachorowała na zespół Guilian-Barrego. Kobieta po powrocie do zdrowia mówiła, że słyszała rozmowy męża z lekarzami, a także rozróżniała głosy opiekujących się nią pielęgniarek.
Wciąż jednak nie jest do końca pewne, czy pacjenci w stanie agonalnym rozumieją dźwięki docierające z zewnątrz.
Pacjenci, którzy doznali poważnych urazów lub na skutek poważnego zachorowania doszło do uszkodzeń w ich mózgach, powinni być zaopiekowani przez najbliższych, również w kontekście rozmów. Lekarze zachęcają, by pacjentom w śpiączce czytać książki, opowiadać im o życiu codziennym, ponieważ korzystnie wpływa to na proces rekonwalenscencji, ale także stymuluje układ nerwowy.
Kobieta, która w 20. tygodniu ciąży doznała rozległego udaru mózgu na skutek którego stwierdzono u niej śmierć mózgu, przez 56 dni przebywała pod aparaturą podtrzymującą życie, by lekarze mogli uratować jej nienarodzone dziecko. Wówczas, jeden z lekarzy prowadzących ten trudny przypadek mówił o tym, jak wielką rolę odegrała rodzina pacjentki, która regularnie ją odwiedzała, rozmawiała z nią, a także czytała nienarodzonemu jeszcze dziecku bajki. Był przekonany, że miało to dużą wartość dla ogólnego procesu utrzymywania pacjentki pod aparaturą, a jej ogólny stan w kontekście medycznej procedury, przez długi czas był stabilny.
Na wielu oddziałach intensywnej terapii dozwolone są odwiedziny, by rodzina mogła aktywnie brać udział w procesie leczenia pacjenta poprzez zachowanie bezpośredniego kontaktu z nim oraz rozmowy czy codzienną pielęgnację i jak podkreślają medycy - nie należy z tej możliwości rezygnować.
CZYTAJ TAKŻE:
Tak oddycha człowiek na kilka chwil przed śmiercią
Dlaczego obawiamy się śmierci i kto boi się najbardziej?
Czym jest śmierć kliniczna, czyli jak wygląda życie po śmierci