Pierwszym objawem była dziwna wysypka. Usłyszał, że zostały mu trzy tygodnie życia
Pierwszym objawem była dziwna wysypka na klatce piersiowej. Potem przyszło zmęczenie, a później zaburzenia rytmu serca i problemy z oddychaniem. Harry Simpson, którego historię opisują m.in. brytyjskie media, w wieku 26 lat dowiedział się, że cierpi na ostrą białaczkę limfoblastyczną. Lekarze dawali mu najwyżej trzy tygodnie życia. Minął niemal rok, a w badaniach nie ma u mężczyzny śladu po nowotworze. Historia Harry’ego Simpsona to kolejny przykład na to, że nawet z pozoru niewinnych objawów nie powinno się bagatelizować, bo mogą być sygnałem groźnej choroby.
27-letni Harry Simpson mieszka w Belfaście - stolicy i największym mieście Irlandii Północnej. W lutym ubiegłego roku, na kilka dni przed swoimi 26. urodzinami, które miał świętować w Dubaju, podczas kąpieli zauważył na swojej klatce piersiowej kilka "dziwnych, fioletowych plam". Zawsze cieszył się dobrym zdrowiem, nigdy nie chorował, wiec zignorował ten objaw, a w Dubaju bawił się wyśmienicie.
Po powrocie do domu, a podczas tygodniowego szkolenia w górach, zaobserwował kolejne symptomy. "Byłem naprawdę zmęczony, po prostu zmęczony. Chodziłem na siłownię i brakowało mi tchu" - cytuje jego słowa "The Mirror". Zaniepokojony udał się do lekarza. Usłyszał, że w czasie urodzinowego wyjazdu mógł złapać infekcję. Przez dwa tygodnie miał brać przepisane leki i po tym miał wrócić do formy. Kiedy uznał, że wszystko jest już w porządku, postanowił wspiąć się na najwyższą górę w Irlandii.
"Musiałem zatrzymywać się 20 razy, wchodząc na tę górę, i myślałem: 'Coś naprawdę jest nie tak'. Dosłownie czułem, jak moje serce wariuje w klatce piersiowej, jakby naprawdę pompowało. I czułem to w moich tętnicach, po mojej szyi, a moje węzły chłonne spuchły po jednej stronie. Po prostu nie mogłem oddychać, po prostu walczyłem o oddychanie" - opisuje Harry.
Lekarz rodzinny wysłał go na badania krwi. Dzień po tym, jak koledzy powiedzieli mu, że wygląda bardzo blado, zobaczył na telefonie 10 nieodebranych połączeń.
Dzwoniono w sprawie wyników badań. Dzwoniła też mama Harry’ego, która kazała mu skontaktować się ze szpitalem.
"Powiedziano mi: 'Słuchaj, nie chcemy cię straszyć ani nic, ale potrzebujemy, żebyś przyszedł do centrum onkologicznego. Jutro rano w szpitalu miejskim. To jedyne łóżko, jakie mamy dostępne w Belfaście. Przynieś torbę, być może będziesz musiał zostać na jedną noc'" - opowiada mężczyzna. Jak przyznał, spodziewał się czegoś, co zwyczajnie trzeba załatwić. Tyle.
Okres od marca do października spędził na oddziale szpitalnym - z zakazem odwiedzin. U Harry’ego zdiagnozowano ostrą białaczkę limfoblastyczną. Powiedziano mu, że zostały mu maksymalnie trzy tygodnie życia.
Mężczyzna potrzebował intensywnej chemioterapii, a następnie przeszczepu komórek macierzystych. W ciągu zaledwie pięciu tygodni, po zastosowaniu ogromnej liczby różnych kuracji, schudł 15 kg. Pojawiły się wątpliwości, czy uda mu się wygrać z chorobą. Dwa dni przed Bożym Narodzeniem dowiedział się, że w szpiku kostnym nie ma śladu po nowotworze.
Harry’emu grozi nawrót choroby. Nadal chodzi na cotygodniowe badania kontrolne i bierze leki. Ale nie traci pozytywnego nastawienia.
"Każdej nocy, kiedy kładę się do łóżka, poświęcam minutę lub dwie, aby być wdzięcznym za coś, co zrobiłem w ciągu dnia, idę spać i jestem szczęśliwy. A kiedy się budzę, budzę się szczęśliwym, bo oto kolejny dzień" - mówi.