Czego uczy nas śmierć Joanny Kołaczkowskiej? Psychoonkolog: To trudne dla innych, z trzech powodów

W czwartek rano chyba każdy w Polsce znalazł tę informację jako pierwszą. Zmarła Joanna Kołaczkowska, ikona polskiego kabaretu, w wieku zaledwie 59 lat. "Przegrała walkę z rakiem" – pisały media. "Nie zgadzamy się" lub "To "niemożliw'" – pisali fani, parafrazując jej słynny skecz, nie mogąc pogodzić się ze śmiercią uwielbianej osoby. Pojawiły się też głosy, że to za szybko, a strach przed chorobą przeszył myśli niejednego z nas. A czy pomyśleliście, co w takiej chwili mogą czuć pacjenci i bliscy osób chorujących na chorobę nowotworową? Poprosiliśmy o komentarz psychoonkologa. Zwróciła uwagę na ważną rzecz.

Śmierć Joanny Kołaczkowskiej wstrząsnęła ludźmi. "Za szybko"

Odkąd pod koniec kwietnia tego roku podano do publicznej wiadomości, że gwiazda kabaretu Hrabi, Joanna Kołaczkowska, zmaga się z chorobą nowotworową, minęło zaledwie kilka miesięcy. Ludźmi dosłownie wstrząsnęło, że choroba rozwinęła się tak błyskawicznie. "Dopiero co stała na scenie, a już odeszła." "Dlaczego tak szybko?" "Co to był za nowotwór?" - te pytania zadawało sobie dziś wielu.

Każdy przechodzi tę chorobę inaczej - jedni informując ze szczegółami, na co chorują, by uświadomić innych i zachęcić do badań, inni - pragnąc zachować jak najwięcej prywatności. W przypadku Joanny Kołaczkowskiej nie ujawniono, na jakiego raka chorowała. Jej przyjaciele z estrady apelowali o duchowe wsparcie i modlitwę za chorą. 

Reklama

Kilka miesięcy wcześniej o swojej chorobie nowotworowej, choć też bez medycznych szczegółów, poinformował znany telewizyjny kucharz Tomek Jakubiak. Potem niemalże na oczach fanów gasł z tygodnia na tydzień, relacjonując swój stan zdrowia i prosząc o wsparcie i organizując zbiórki na leczenie.

Również dla Joanny Kołaczkowskiej początkowo planowano koncert charytatywny, który miał się odbyć we wrześniu. Niedawno jednak został on odwołany - co mogło być złym prognostykiem. Gdy nie było nam dane zajrzeć za kulisy jej leczenia, informacja o śmierci artystki spadła na wszystkich niczym grom z jasnego nieba i wywołała lawinę lęków i domysłów. 

Nowotwory, które - jak podkreślają lekarze - nie są wyrokiem, lecz przewlekłą chorobą, niosą ze sobą mnóstwo negatywnych emocji. To choroby (a nie jedna choroba - bo typów nowotworów jest mnóstwo), których wciąż boimy się najbardziej. Może przyczynia się do tego sposób, w jaki o nich mówimy?

Psychoonkolog - nie mówmy o przegranej walce

W kontekście leczenia onkologicznego od lat toczy się publiczna dyskusja, czy powinno się używać metafory walki. Zdaniem wielu osób nie można opisywać chorowania na raka w kategoriach podjętej, toczonej, przegranej czy wygranej walki, bo to jakby oceniać czyjąś siłę lub słabość w kontekście praktycznie niezależnym od nas.

Na ważną kwestię zwraca uwagę psychoonkolog Szpitala LUX MED Onkologia w Warszawie, Agnieszka Skwarczyńska-Szlasa: - Z jednej strony rozumiem, że media szeroko informują o śmierci znanej osoby - tym bardziej że informacje o chorobie Joanny Kołaczkowskiej były wcześniej podane do publicznej wiadomości. Niestety, nagłówki zawierające sformułowania typu "przegrała walkę" bardzo negatywnie wpływają na osoby w trakcie leczenia onkologicznego. I to z co najmniej trzech powodów.

- Po pierwsze - sama narracja walki, wygranej lub przegranej, buduje w pacjentach przekonanie, że również oni muszą "walczyć". Że powinni być silni, nie okazywać słabości, nie prosić o pomoc. Tymczasem w codziennej pracy psychoonkologów dążymy do czegoś przeciwnego - do normalizowania słabości. Przekazujemy pacjentom, że mają prawo do gorszego dnia, do chwili bezsilności, do przyjęcia wsparcia od bliskich - mówi specjalistka. 

Od lat środowiska wspierające onkopacjentów podkreślają, że pisanie o "walce" czy "przegranej" z rakiem jest niepotrzebną personifikacją tej choroby - jakby nadawało się nowotworom cechy ludzkie i czyniło z nich przeciwnika, któremu można się przeciwstawić lub nie. Tymczasem to choroba jak każda inna, z którą co najwyżej może przegrać medycyna, choć i na tym polu z roku na rok bardzo wiele się zmienia na plus.

Nie wszyscy wokół chorują i umierają

Jest i druga kwestia. Jak podkreśla Agnieszka Skwarczyńska-Szlasa, medialny szum wokół śmierci znanej osoby z powodu nowotworu może znacząco nasilać lęk u pacjentów będących w trakcie leczenia. 

- Działa tu tzw. efekt Baadera-Meinhofa, czyli iluzja częstotliwości. Gdy słyszymy o znanej osobie zmagającej się z chorobą, łatwo pojawia się myśl: "wszyscy wokół chorują i umierają". A powinniśmy pamiętać, że każdy przypadek jest inny, każda choroba przebiega inaczej i nie należy generalizować - mówi psychoonkolog. 

I dodaje: - Po trzecie wreszcie, a zauważyłam ten mechanizm wyraźnie po śmierci Tomka Jakubiaka - pacjenci zaczynają myśleć: "skoro ktoś znany, mający środki finansowe, dostęp do najlepszych specjalistów i silne wsparcie, nie poradził sobie, to jak ja mam dać radę?". 

Osoby, które metaforę walki z rakiem uważają za słuszną, bo napędzającą do długiego i często wymagającego leczenia, wymieniają pozytywne przykłady znanych osób, które wyzdrowiały. I takiej narracji trzeba nam jeszcze więcej. -  Zupełnie inaczej wygląda sytuacja, gdy osoby znane opowiadają o swojej chorobie nowotworowej i o tym, że zostały wyleczone. Od lat obserwujemy pozytywny "efekt Angeliny", który istotnie przyczynił się do wzrostu świadomości i profilaktyki raka piersi - mówi Agnieszka Skwarczyńska-Szlasa. - Podobnie niedawna historia Dody (która publicznie wyznała, że zdiagnozowano u niej czerniaka i zaapelowała o badanie się - przyp. red.) mogła realnie wpłynąć na większe zainteresowanie badaniami znamion. Niestety, takie historie z happy endem nie przebijają się medialnie tak silnie, a szkoda - bo mają duży potencjał wspierający i profilaktyczny - dodaje.

Zamiast zamartwiać się, badajmy się

Co nam zostaje, gdy smutek i lęk o zdrowie swoje i najbliższych wypełnia serce? Czego może nauczyć nas śmierć uwielbianej gwiazdy? Być może tego, by pójść wreszcie zrobić wszystkie zaległe badania, na które ciągle brak nam czasu. A także, by zatrzymać się, rozejrzeć wokół i zastanowić, czy nie ma obok kogoś, kto choruje. I z pewnością potrzebuje naszego wsparcia. Nie zagrzewania do walki, ale obecności. 

Tylko jak rozmawiać z chorym na raka? - Rozmowa z osobą chorującą na nowotwór wymaga empatii, uważności i szacunku dla jej granic. Kluczowe jest unikanie banałów, presji na "pozytywne myślenie" i fraz, które mogą być odbierane jako bagatelizowanie sytuacji. Co jeszcze?

  • Daj przestrzeń na jej emocje, pytając na przykład: "Jak się dziś czujesz? Chcesz o tym porozmawiać?" - nie zakładaj, że zawsze chce mówić o chorobie, czasem woli skupić się na czymś innym. 
  • Bądź obecny, ale nie nachalny, mówiąc: "Jestem obok, jeśli czegoś potrzebujesz" albo "Mogę ci w czymś pomóc? A może po prostu posiedzimy razem?". 
  • Słuchaj, zamiast doradzać - zamiast "Musisz być silna/silny" lepiej powiedzieć: "To musi być trudne. Jeśli chcesz, możesz mi o tym opowiedzieć". 
  • Unikaj narzucania narracji o walce i zamiast "Na pewno pokonasz raka!" powiedz: "Jestem z tobą w tym, co przechodzisz". 
  • Pytaj o potrzeby praktyczne: "Czy mogę zrobić zakupy? Zawieźć cię na wizytę? Ugotować coś?". 

I wreszcie - normalizuj kontakt, rozmawiając czasem po prostu o zwykłych rzeczach, by nie sprowadzać całej relacji do choroby.

CZYTAJ TAKŻE: 

Każdego roku w Polsce ponad 7 tys. przypadków. Jeden czynnik odpowiada za ponad połowę

Wykrywa wczesne komórki nowotworowe. Kiedy robi się badanie markerów nowotworowych?

INTERIA.PL

W serwisie zdrowie.interia.pl dokładamy wszelkich starań, by przekazywać wyłącznie sprawdzone, rzetelne informacje o objawach i profilaktyce chorób, bo wierzymy, że świadomość i wiedza w tym zakresie pomogą dłużej utrzymać dobre zdrowie.
Niniejszy artykuł nie jest jednak poradą lekarską i nie może zastąpić diagnostyki i konsultacji z lekarzem lub specjalistą.

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL