Pytania o czwartą falę pandemii w Polsce. Głównym zagrożeniem wariant Delta
W Polsce w najbliższych tygodniach najprawdopodobniej dojdzie do wymiany wariantów koronawirusa - dominujący obecnie brytyjski wariant Alfa ulegnie bardziej zaraźliwemu wariantowi Delta. Co to dla nas oznacza? Wzrost zakażeń i czwartą falę pandemii COVID-19. Odpowiedzi na pytanie, czy stanie się to jeszcze w czasie wakacji, czy też jesienią, jak rok temu, nie udzieli żaden wirusolog. To sfera spekulacji. W rozmowie z Interią ZDROWIE prof. Krzysztof Pyrć, wirusolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie, oraz prof. Krzysztof Simon, specjalista w dziedzinie chorób zakaźnych, kierownik Kliniki Chorób Zakaźnych i Hepatologii Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu, zgodnie podkreślają jednak, że to, jak sytuacja epidemiczna w Polsce będzie wyglądać za kilka tygodni, zależy od kilku czynników, ale przede wszystkim - od nas samych.
Europejskie Centrum ds. Zapobiegania i Kontroli Chorób (ECDC) szacuje: wariant Delta, po raz pierwszy zidentyfikowany w Indiach, będzie odpowiadał za 70 proc. nowych infekcji w Unii Europejskiej na początku sierpnia (w szczycie sezonu urlopowego) i 90 proc. nowych zakażeń do końca tego samego miesiąca.
"Scenariusze modelowe wskazują, że jakiekolwiek złagodzenie w miesiącach letnich rygorystycznych środków przeciwepidemicznych, które obowiązywały w UE na początku czerwca, może prowadzić do szybkiego i znaczącego wzrostu dziennych zakażeń we wszystkich grupach wiekowych, z towarzyszącym wzrostem liczby hospitalizacji oraz zgonów, potencjalnie osiągając ten sam poziom, co jesienią 2020 roku, jeśli nie zostaną podjęte żadne dodatkowe środki" - przestrzega niezależna agencja.
To poważne ostrzeżenie przed kolejną śmiercionośną falą pandemii. I apel o szczególną ostrożność w okresie powszechnego "rozluźnienia".
Ze zmianami przepisów z dnia na dzień, w obecnej sytuacji, trzeba się po prostu liczyć. Rządzący wiedzą, że to kolejne wakacje z koronawirusem, które nie mogą być wakacjami od koronawirusa. Ryzyko związane z kolejnymi falami trzeba zminimalizować. Wyścig o pełne wyszczepienie milionów obywateli trwa. A wariant Delta (to w nim upatruje się głównego zagrożenia) działa na wyobraźnię. Są ku temu powody.
- Wariant Delta jest bardziej zakaźny od brytyjskiego wariantu Alfa. Badania wskazują, że efektywniej przenosi się między ludźmi, łatwiej dochodzi do zakażenia. Nie powoduje specjalnie innej choroby, ale w pewnym stopniu próbuje unikać naszej odpowiedzi immunologicznej. W mniejszym stopniu znacznie niż wariant Beta i Gamma, które wykształciły się w RPA i Brazylii, jednak w większym stopniu niż wariant podstawowy. Z badań wynika, że chociaż pełny cykl szczepienia w przypadku szczepionek AstraZeneki i Pfizera broni na dobrym poziomie przed zakażeniem i chorobą związaną z wariantem Delta, to już pojedyncza dawka dostarcza ochrony dosyć iluzorycznej - wyjaśnia w rozmowie z Interią ZDROWIE prof. Krzysztof Pyrć, wirusolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie, członek Rady Medycznej przy premierze.
Wagę pełnego zaszczepienia w obliczu zagrożenia kolejną mutacją podkreśla również prof. Krzysztof Simon, specjalista w dziedzinie chorób zakaźnych, kierownik Kliniki Chorób Zakaźnych i Hepatologii Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu. - Wszystkie dostępne szczepionki chronią przed zakażeniem, w różnym stopniu. Ale tylko wtedy, gdy szczepienie jest pełne (pełne szczepienie to przyjęcie jednej dawki w przypadku jednodawkowej szczepionki oraz dwóch dawek w przypadku preparatów dwudawkowych - red.). Niepełne szczepienie nie zapewnia takiej ochrony jak przy wirusach wyjściowych, w tym przypadku wersji z Wuhanu - wskazuje.
Kiedy mowa o podejściu polskiego społeczeństwa do pandemii COVID-19 i szczepień, prof. Simon nie szczędzi gorzkich słów.
- Część naszego społeczeństwa bojkotuje wszystko, co ma związek z COVID-19 - od istnienia wirusa, stopnia przestrzegania określonych zaleceń, po skuteczność szczepionek. Oczywiście ci ludzie, kiedy trafiają do nas do szpitala z ciężkim zapaleniem płuc, to całkowicie zmieniają swoją optykę i pięć razy dziennie pytają, czy będą żyli. Tego nie mogę im niestety zagwarantować - mówi. - Pada pytanie, dlaczego jeszcze kilka dni wcześniej negowali problem i namawiali innych, aby się nie szczepili, czyli obiektywnie czynili zło, a teraz sami padli ofiarą nieszczęścia - dodaje.
Jak podkreśla prof. Simon, najważniejsze jest obecnie zaszczepienie jak największej liczby Polaków.
- Władz można nie cierpieć, można nie lubić od początku do końca, ale to nie ma znaczenia. Epidemia nie ma barw politycznych. Jedyną rzeczą, którą musimy zrobić, to jak najszybciej zaszczepić największą część społeczeństwa, a na pewno osoby szczególnie wrażliwe, wśród których śmiertelność jest największa - wynosi od 20 do 30 proc. To ludzie po 80. roku życia. Niestety, wśród tej grupy jest wiele osób niezaszczepionych. Oczywiście ludzi młodszych z wielochorobowością również trzeba zaszczepić. Tak samo pracowników służby zdrowia - tak, nie wszyscy przyjęli szczepionkę. Nie może być tak, że osoba chora na białaczkę, która nie może się zaszczepić, bo akurat jest w trakcie realizacji cyklu chemii, trafia do szpitala, gdzie lekarz/pielęgniarka, kaszląc (lub nawet nie mając jawnych objawów klinicznych), przekaże jej wirusa. Takie osoby nie mogą pracować w służbie zdrowia, bo są kilerami dla swoich pacjentów - zauważa specjalista w dziedzinie chorób zakaźnych.
I podkreśla: - Osoby niezaszczepione lekceważą wszystkie zasady współżycia społecznego. Z mojego punktu widzenia to nieetyczne, skandaliczne. Wiem, że takie osoby są bardzo agresywne i nienawistne wobec tego, co mówi się o szczepieniach. Ale jeśli chcemy żyć, musimy się zaszczepić.
Więc - jak w sytuacji, kiedy w kraju zaszczepionych drugą dawką mamy niewiele ponad 14 mln osób, może przedstawiać się w najbliższym czasie wskaźnik zakażeń?