Leczenie chorych na przewlekłą obturacyjną chorobę płuc trudniejsze przez COVID-19
Pacjenci cierpiący na przewlekłą obturacyjną chorobę płuc (POChP) są jedną z grup najbardziej narażonych na ciężki przebieg COVID-19 - zauważa prof. dr hab. n. med. Adam Antczak, kierownik Kliniki Pulmonologii Ogólnej i Onkologicznej Uniwersytetu Medycznego w Łodzi. Jak wskazuje, "u osób cierpiących na POChP ryzyko cięższego przebiegu COVID-19 jest ok. osiem razy większe niż w przypadku zdrowych osób". - Jednocześnie ryzyko ciężkiej postaci COVID-19 u takich pacjentów, która wymaga leczenia w warunkach intensywnej terapii, wzrasta siedemnastokrotnie - przyznaje. W dobie pandemii COVID-19 lekarze leczący pacjentów z POChP napotykają wiele trudności. Mało kto słyszał np. o obostrzeniach związanych z wykonywaniem spirometrii.
19 listopada br. po raz kolejny obchodzono Światowy Dzień Przewlekłej Obturacyjnej Choroby Płuc (POChP). Schorzenie to polega na nieodwracalnie postępujących zmianach w płucach, ograniczających przepływ powietrza przez drogi oddechowe.
POChP należy do głównych przyczyn przewlekłej chorobowości i umieralności na świecie i zajmuje czwarte miejsce wśród przyczyn zgonów. Szacuje się, że w Polsce na tę chorobę cierpi 2,5 mln osób, z czego trzy czwarte nie jest zdiagnozowanych. Co roku na POChP w naszym kraju umiera z kolei 15 tys. osób.
Pacjenci z przewlekłą obturacyjną chorobą płuc należą do grupy zagrożonej cięższym przebiegiem infekcji i są bardziej podatni na zakażenie SARS-CoV-2.
- POChP jest bardzo ciężką chorobą, predysponującą do zakażenia SARS-CoV-2. Nie tylko łatwiej się zakazić SARS-CoV-2, mając tę chorobę, wiąże się ona również z cięższym przebiegiem COVID-19. U osób cierpiących na POChP ryzyko cięższego przebiegu COVID-19 jest ok. osiem razy większe niż w przypadku zdrowych osób. Jednocześnie ryzyko ciężkiej postaci COVID-19 u takich pacjentów, która wymaga leczenia w warunkach intensywnej terapii, wzrasta siedemnastokrotnie. Co za tym idzie, jeżeli chory na POChP jest siedemnastokrotnie częściej hospitalizowany niż człowiek, który jest od tej choroby wolny, ryzyko jego śmierci z powodu COVID-19 jest również dużo wyższe - zwraca uwagę prof. dr hab. n. med. Adam Antczak, kierownik Kliniki Pulmonologii Ogólnej i Onkologicznej Uniwersytetu Medycznego w Łodzi.
- Część pacjentów cierpiących na POChP ma tak ciężką postać tej choroby, że przebiega ona z niewydolnością oddechową, co utrudnia terapię zakażonych SARS-CoV-2. Jest to sytuacja, w której płuca nie mają odpowiedniej powierzchni, by sprawnie wchłaniać tlen i wydalać dwutlenek węgla, i niestety nie dostarczają wystarczających ciśnień tlenu do krwi. Mamy wtedy do czynienia z przewlekłą niewydolnością oddechową. Wówczas gdy nie jest jednocześnie usuwany dwutlenek węgla, mówimy już o całkowitej niewydolności oddechowej. Jeżeli u chorego w takim stanie dojdzie do zakażenia, szczególnie COVID-19, następuje zapalenie płuc, które dodatkowo potęguje zaburzenia wymiany gazowej. W przypadku całkowitej niewydolności oddechowej i zmiany regulacji wymiany gazowej, może okazać się, że pacjent chory na POChP, z przewlekłą niewydolnością oddechową, nie będzie mógł dostawać dużych przepływów tlenowych w trakcie leczenia COVID-19. Tak duża podaż tlenu może bowiem wyłączyć ośrodek oddechowy. Wówczas dochodzi do hiperkapnii, czyli bardzo wysokiego ciśnienia dwutlenku węgla we krwi tętniczej, w wyniku której pacjent może umrzeć. Ryzyka związane z tlenoterapią u osób, które chorują na COVID-19 w przebiegu POChP, w tym przypadku są więc duże. Chorzy na POChP, którzy nie mają przewlekłej niewydolności oddechowej, mogą jednak dobrze tolerować wysokie przepływy tlenu - dodaje prof. dr hab. n. med. Adam Antczak.
Przedstawiciele United Imaging Healthcare Poland zwracają uwagę, że diagnozowanie POChP w czasie pandemii koronawirusa jest ograniczone. Głównym powodem są obostrzenia związane z wykonywaniem spirometrii, która jest podstawowym badaniem pozwalającym na obiektywną ocenę czynności płuc pacjenta. W marcu zeszłego roku została zaliczona do badań obarczonych szczególnie wysokim ryzykiem transmisji wirusa SARS-CoV-2, zwłaszcza na personel medyczny. Szacuje się, że w związku z tym liczba badań spirometrycznych w ostatnim roku spadła nawet o 60 proc.
- W Polsce wykonuje się mniej spirometrii, dlatego że w trakcie takiego badania posługujemy się manewrem natężonego wydechu. Polega on na tym, że pacjent, po głębokim wydechu, wykonuje głęboki, gwałtowny wdech i z całej siły wykonuje wydech, który jest maksymalnie silny i szybki. Oczywiście, u osoby zakażonej generuje w ten sposób aerozol, który jest bardzo zakaźny. W związku z tym spirometria rzeczywiście jest badaniem bardzo wysokiego ryzyka transmisji wirusa SARS-CoV-2 i zagraża bezpośrednio osobom znajdującym się w pomieszczeniu, w którym przeprowadzane jest badanie. W związku z tym, zarówno Europejskie Towarzystwo Oddechowe, jak i Polskie Towarzystwo Chorób Płuc, wydały zalecenia do wykonywania spirometrii, opisując dokładnie warunki, w jakich powinna być wykonana. Chodzi m.in. o metraż pomieszczeń, ich wietrzenie czy zabezpieczenie personelu. Nie znaczy to jednak, że spirometrii nie należy wykonywać w ogóle. Badanie to powinno zostać wykonane, kiedy jest niezbędne do podjęcia decyzji terapeutycznej. W przypadku POChP spirometria jest niezbędna do zdiagnozowania tej choroby. Dlatego też u chorych, których podejrzewamy o POChP, spirometria powinna być wykonana zgodnie z zaleceniami, i jest niezbędna do podjęcia decyzji terapeutycznej, np. wprowadzenia właściwych leków czy przy kwalifikacji chorych do zabiegów. Czy powinniśmy wykonywać ją jako monitorowanie stanu układu oddechowego? To zależy od sytuacji. Obecnie, w czwartej fali pandemii, kiedy mamy bardzo zakaźne typy wirusa i bardzo dużo osób zakażonych, uważam, że nie powinniśmy. Zagraża to bowiem zbyt wielu ludziom. Sytuacja ta zapewne zmieni się za kilka miesięcy, kiedy liczba zachorowań na COVID-19 znacząco spadnie. Natomiast w przypadkach, gdzie to jest niezbędne, należy spirometrię wykonać. Trzeba przy tym stosownie zabezpieczyć się i respektować zalecenia, które są wydane przez odpowiednie towarzystwa medyczne - wskazuje prof. dr hab. n. med. Adam Antczak.
Czytaj także:
Smog rujnuje nasze zdrowie. Skutki oddychania zanieczyszczonym powietrzem