Dlaczego zaszczepione osoby też chorują na COVID-19?
Ostatnie badania wykazały, że zarówno zaszczepione, jak i niezaszczepione osoby, które zachorowały na COVID-19, mają podobne szczytowe wartości wiremii. Co to właściwie oznacza? Czy osoby zaszczepione mogą tak samo zarażać COVID-19 co niezaszczepione? Dlaczego szczepienie nie zapewnia stuprocentowej odporności na COVID-19?
Wiremia to termin określający ilość wirusa zdolnego do namnażania się obecnego we krwi. Podczas infekcji COVID-19, zarówno u osób zaszczepionych, jak i niezaszczepionych, szczytowa wiremia jest na podobnym poziomie. Jednak u osób zaszczepionych apogeum wiremii utrzymuje się krócej, a wirus jest usuwany z organizmu szybciej niż w przypadku braku podania szczepionki. Dlatego właśnie osoby zaszczepione są w mniejszym stopniu obarczone ryzykiem infekcji, choć bynajmniej nie jest to tarcza w 100 procentach szczelna.
Błędna interpretacja wyników doprowadziła do kompletnego niezrozumienia i przeinaczenia sensu niedawnej pracy opublikowanej w "The Lancet". Naukowcy obserwowali 602 bliskie kontakty 471 osób z COVID-19. Wykazano transmisję SARS-CoV-2 między poszczególnymi osobami, choć dla wirusa nie miało znaczenia, czy ma do czynienia z osobą zaszczepioną, czy niezaszczepioną. Nie wykazano zauważalnych różnic w szczytowej wiremii między osobami zaszczepionymi i niezaszczepionymi. Zaobserwowano tylko niewielki spadek liczby infekcji u członków jednego gospodarstwa domowego u osób zaszczepionych, co sugeruje podobny poziom zakaźności.
Warto w tym miejscu przypomnieć, czym jest ładunek wirusowy. Terminem tym określa się ilość wirusa obecnego w płynach ustrojowych danej osoby w danym momencie. Ogólnie rzecz biorąc, uważa się, że wyższy poziom wiremii (większy ładunek wirusowy) odpowiada większej zakaźności danej osoby. W praktyce nie zawsze tak jest. Niektóre osoby przechodzące COVID-19 nie mają żadnych objawów, a więc i cechuje je niska wiremia. Jednocześnie takie osoby będą łatwiej przekazywały wirusa, bo "czują się" zdrowe i nie unikają dystansu społecznego.
Chociaż szczytowa wiremia u osób zaszczepionych, jak i niezaszczepionych była na podobnym poziomie, ta pierwsza grupa miała mniejszy ładunek wirusowy, a co zatem idzie - mniej zarażała. Biorąc pod uwagę, że szczepionki przyspieszają wydalanie SARS-CoV-2 z organizmu, osoby w pełni zaszczepione w mniejszym stopniu zarażają innych, a na dodatek okno czasowe na to pozwalające jest krótsze. Wydaje się to dotyczyć wszystkich wykrytych szczepów koronawirusa, choć danych dotyczących wariantu Omikron na ten moment brakuje.
Co to właściwie oznacza? Tylko tyle, że istniejące szczepionki nie obdarzają nas supermocami i nie dają nam stuprocentowej odporności na koronawirusa. To tak, jak z rozłożonym parasolem - osłoni nas przed deszczem, ale to nie znaczy, że podczas ulewy pojedyncze krople nie dostaną się na naszą kurtkę.
Osoba zaszczepiona przeciwko COVID-19 jest w mniejszym stopniu narażona na infekcję SARS-CoV-2, a także zaraża przez krótszy czas w porównaniu do osoby niezaszczepionej. To z kolei ogranicza rozprzestrzenianie patogenu i działa korzystnie na społeczeństwo. Nawet pomimo faktu, że szczytowa wiremia u osoby zaszczepionej, ale przechodzącej COVID-19, jest wysoka.
Przeprowadzone globalne badania wykazały, że istniejące szczepionki przeciwko COVID-19 w 97 proc. chronią przed objawową postacią choroby, w 86 proc. przed chorobą bezobjawową i w 94 proc. przed hospitalizacją z powodu ciężkiej postaci COVID-19. To dużo, ale wciąż daleko do pożądanego pułapu stuprocentowej ochrony. Czy kiedyś uda się go osiągnąć? Tom Clark, szef jednostki oceniającej szczepionki przeciwko COVID-19 dla CDC, mówi, że przyszłe generacje szczepionek będą coraz lepsze, ale nigdy nie będą idealne.
Owa niedoskonałość to pochodna mechanizmów wykorzystywanych przez nasz układ odpornościowy do pozbywania się wirusa. Nigdy nie wiadomo, jak organizm zareaguje na szczepienie i jak wysoki poziom przeciwciał wytworzy. Oczywiście, znamy dane statystyczne i oczekiwane, ale rzeczywistość lubi zaskakiwać. Wciąż będą ludzie w pełni zaszczepieni, którzy zachorują na COVID-19, a nawet trafią do szpitala czy umrą. Są to jednak przypadki niezwykle rzadkie. Nie oznaczają wcale, że "szczepionka nie działa".
Nie ma jednoznacznego wyjaśnienia kwestii, dlaczego osoby zaszczepione także chorują na COVID-19. Odpowiedź immunologiczna każdej osoby na szczepionkę, a także prawdziwego wirusa będzie inna. Ważny jest również czas inkubacji SARS-CoV-2, odstęp czas pomiędzy właściwym zarażeniem a wystąpieniem objawów. Może być on różny, w zależności od wielu czynników - predyspozycji genetycznych, innych infekcji w organizmie czy kondycji układu odpornościowego. W przypadku odry wynosi on 10-14 dni, ale dla COVID-19 jest znacznie krótszy (średnio 7 dni).
Statystyki nie kłamią. Znacząca większość pacjentów trafiających do szpitali z ciężką postacią COVID-19 to osoby niezaszczepione. Szczepienie nie daje pełnej ochrony przeciwko danej chorobie, ale zwiększa szanse na łagodny jej przebieg w przypadku infekcji. To tak, jak z ubezpieczeniem na życie - zazwyczaj go nie potrzebujemy, ale kiedy już wydarzy się coś złego, lepiej mieć dobry pakiet.
Niestety, SARS-CoV-2 wciąż mutuje, więc można spodziewać się, że kolejne iteracje koronawirusa będą coraz lepiej unikać szczepionek. To z kolei zwiększy odsetek osób o pozornej ochronie. W 2022 r. możemy spodziewać się kolejnej generacji szczepionek - warto pamiętać o ich przyjęciu, o ile chcemy pokonać pandemię.
CZYTAJ TAKŻE:
Częsty objaw pocovidowy. Skarży się na to nawet co trzeci ozdrowieniec