Pracuje w zakładzie pogrzebowym. Opowiada, co dzieje się przed pogrzebem i podczas ceremonii
Odbiera ciała z miejsca zgonu, przygotowuje je do pochówku, bierze udział w pogrzebie. Robert "Grabarz" Konieczny jest pracownikiem zakładu pogrzebowego i autorem książki "Moja przyjaciółka śmierć. Kulisy zawodu grabarza". W rozmowie z nami opowiada, jak wygląda jego praca i z czym na co dzień się spotyka. "Pogrzeb jest sytuacją, w której wszystko w rodzinie - również to, co zazwyczaj jest zamiatane pod dywan - wychodzi na wierzch" - mówi.
Maria Mazurek: Czym zajmuje się grabarz?
Robert "Grabarz" Konieczny: - "Grabarz" to właściwie pewne uproszczenie tego, co robię. Może precyzyjniej byłoby powiedzieć, że jestem pracownikiem zakładu pogrzebowego. Zajmuję się wszystkim, co związane z ciałem zmarłej osoby: od odebrania jej z miejsca zgonu (zazwyczaj jest to dom lub szpital, ale nie zawsze), przez przygotowanie do pochówku i udział w ceremonii pogrzebowej, po złożenie ciała do grobu.
A więc od początku.
- Odbieramy ciało z miejsca zgonu, chyba że trzeba wyjaśnić przyczyny śmierci. Wtedy na miejsce wzywany jest prokurator, a ciało przewożone do zakładu medycyny sądowej. Ale to procedura zarezerwowana dla wyjątkowych okoliczności.
Jakie to są okoliczności?
- Na przykład śmierć na skutek wypadku. Śmierć samobójcza. Śmierć dziecka lub kobiety w ciąży. Istnienie podejrzenia, że do śmierci mogły się przyczynić osoby trzecie. Tych przypadków jest sporo, aczkolwiek zazwyczaj śmierć nie wymaga działań prokuratury. Wtedy po ciało jedziemy my, pracownicy zakładu pogrzebowego. Zazwyczaj w dwie osoby, chyba że na przykład wymiary ciała zmarłej osoby są bardzo niestandardowe. Raz zabieraliśmy pana, który ważył 280 kilogramów. Musieliśmy przyjechać w szóstkę.
To był odbiór z domu?
- Ten akurat ze szpitala.
A jaka jest procedura dla rodziny, jeśli ktoś umrze w domu?
- Rodzina najpierw wzywa lekarza, dopiero potem nas.
Jakiego lekarza?
- Zazwyczaj rodzinnego. Jeśli zgon nastąpił w godzinach pracy przychodni, do której był zapisany zmarły, to powinniśmy zadzwonić właśnie tam. Jeśli jednak wydarzyło się to na przykład w nocy czy w niedzielę, to trzeba zadzwonić pod numer 112. Lekarz, który przyjeżdża, bada ciało zmarłego, stwierdza śmierć i wystawia tak zwaną kartę zgonu (chyba że są wątpliwości dotyczące przyczyny śmierci, wtedy powiadamia służby). Potem rodzina dzwoni po nas. Oficjalnie ma na to aż trzy dni, ale w praktyce prawie wszyscy dzwonią do nas od razu. Na przyjazd po odbiór ciała mamy dwie godziny, choć oczywiście staramy się zjawić się jak najszybciej - zdajemy sobie sprawę, że rodzina na nas czeka. Przyjeżdżamy, przekładamy ciało na nosze (jeśli ciało jest już w stanie mocnego rozkładu, to wcześniej do worka), zanosimy do karawanu, odjeżdżamy.
I tyle?
- Tyle? Brzmi jak prosta robota, ale tak naprawdę to dość emocjonalny moment naszej pracy. Obserwujemy rozpacz, bezsilność, żal. Są łzy, duże emocje. Raz pojechaliśmy po odbiór ciała zmarłej pani do willi pod Poznaniem. Kobieta, która nas wezwała - córka zmarłej - przez kilka godzin udawała, że nie ma jej w domu. Po prostu nam nie otwierała, a gdy dzwoniliśmy na jej komórkę, odpowiadała, że nie ma jej teraz w domu i że już wraca. W końcu okazało się, że po prostu chciała wydłużyć czas, w którym jest jeszcze ze swoją zmarłą mamą. Siedziała nad jej łóżkiem, trzymała ją za rękę i płakała. Długo z nią rozmawialiśmy, staraliśmy się ją jakoś pocieszyć. W tej pracy trzeba być cierpliwym i empatycznym.
Co potem dzieje się z ciałem?
- Zawozimy je do zakładu pogrzebowego, umieszczamy w chłodni. Tam czeka na przygotowania do pochówku.
Jak wyglądają takie przygotowania?
- Zmarłą osobę umieszczamy na metalowym stole. Jej ciało musimy rozebrać, oczyścić, przebrać w ubrania, w których ta osoba ma zostać pochowana lub spopielona. Staramy się tak przygotować zmarłą osobę, aby wyglądała jak najlepiej. Jakby wybierała się na ważne spotkanie. Zatem czeszemy ją (dobrze, żeby rodzina pokazała nam na zdjęciach, w jakiej fryzurze ta osoba czuła się dobrze), podcinamy paznokcie, zakrywamy wszelkie ranki, wkłucia po wenflonach, plamy opadowe. Jeśli rodzina ma takie życzenie, malujemy paznokcie lub robimy makijaż twarzy. Do tego są specjalne kosmetyki, funeralne - bardzo trwałe, ale jednocześnie dość toksyczne. Nie mogłyby być używane na osobach żywych.
Jakie jeszcze życzenia może mieć rodzina?
- Bardzo często prosi, aby do trumny włożyć talizmany, pamiątki, ulubione przedmioty zmarłego. Książki, biżuterię, karty do gry. Oczywiście wysłuchujemy też instrukcji rodziny dotyczących samej ceremonii pogrzebowej. To najbliżsi decydują, jak będzie wyglądała taka uroczystość: czy będzie okazanie ciała i jeśli tak, dla ilu gości. Czy będzie jakaś oprawa muzyczna i jeśli tak, jaka. Standardem jest trąbka, ale czasem rodzina przekazuje nam pendrive z ulubionymi piosenkami zmarłej osoby. Czasem to jazz, czasem disco-polo. Nie ma reguły. Najbardziej zaskoczył mnie pan, który na pogrzeb ojca przekazał nam pendrive z piosenką "Łatwopalni" Maryli Rodowicz. Dodam, że był to pogrzeb urnowy - zmarły został wcześniej skremowany. Proszę sobie więc wyobrazić konsternację gości, gdy usłyszeli tę piosenkę wybrzmiewającą z głośników.
Jeśli chodzi o kremacje: chyba są coraz popularniejsze?
- Tak. Gdy osiem lat zaczynałem pracę, było ich stosunkowo niewiele. Dzisiaj pochówki urnowe stanowią już prawie połowę pogrzebów w Polsce. Ale wciąż daleko nam do Japończyków, Skandynawów czy nawet mieszkających nieopodal Czechów, gdzie kremacje są właściwie standardem.
Czy przygotowanie ciała do kremacji i do pogrzebu trumnowego się różni?
- Nie. Do kremacji trzeba tylko zdjąć rozrusznik, bo mógłby wybuchnąć w procesie palenia zwłok. Jednak poza tym wszystko odbywa się w taki sam sposób. Przed skremowaniem ciało jest przygotowywane: czyszczone, odziewane według życzeń rodziny (zmarły zazwyczaj ma na sobie ubranie, choć może mieć również całun) i umieszczane w trumnie. Przy czym trumna kremacyjna jest cieńsza, tańsza, może być z tektury. Tuż przed spopieleniem rodzina może jeszcze pożegnać się ze zmarłym podczas specjalnej ceremonii; zakłady pogrzebowe często oferują taką możliwość. Taka ceremonia może przebiegać w towarzystwie księdza, który zmówi modlitwę.
Ile trwa kremacja?
- Kilka godzin. Później prochy muszą ostygnąć, co zajmuje kolejne kilka godzin. Dlatego kremacja i pogrzeb nie odbywają się tego samego dnia.
Jak wygląda dzień pogrzebu?
- Chwilę przed uroczystością rozmawiamy jeszcze z najbliższą rodziną. Upewniamy się, że zostały nam przekazane wszystkie instrukcje. Potem zaczyna się ceremonia w kaplicy. Zanim zacznie się nabożeństwo, następuje okazanie ciała za specjalną szybą - oczywiście tylko wtedy, gdy rodzina sobie tego życzy. Później trumna jest zamykana.
Okazanie jest najtrudniejszym momentem dla rodziny?
- Bardzo trudnym, ale powiedziałbym, że jeszcze trudniejsza jest ta chwila na cmentarzu, kiedy ksiądz - jeśli mówimy o pogrzebach katolickich - wypowiada słowa "Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz" i posypuje trumnę ziemią. Wtedy zaczyna się pieśń "Witaj, Królowo nieba, matko litości. Witaj, Nadziejo nasza, w smutku i żałości". Ja i moi koledzy w tym momencie zaczynamy spuszczać trumnę do grobu. I widać po twarzach ludzi - nawet tych, którzy przez całą uroczystość starali się jakoś trzymać, powstrzymywać łzy - jak ogarnia ich rozpacz. Zdarza się, że ktoś zaczyna nas powstrzymywać, krzyczeć "Nie, jeszcze nie, proszę dać nam chwilę". I dajemy im tę chwilę. Jak moglibyśmy inaczej?
Spuszczacie trumnę. Co jest dalej?
- To jest właściwie prawie koniec ceremonii. Kładziemy jeszcze na grób kratę zabezpieczającą, a na niej kwiaty. Od jakiegoś czasu nie zasypujemy grobu przy rodzinach - dla niektórych sam dźwięk spadającej na trumnę ziemi był zbyt przerażający. Grób zakopujemy dopiero później.
Rozumiem, że w tym momencie goście pogrzebowi się rozchodzą?
- Zazwyczaj tak. Czasem bliscy przyjdą jeszcze nam podziękować, powiedzieć, że wyszło elegancko. Godnie. Tak, jak trzeba. Dla mnie to największa nagroda w tej pracy.
Ale czasem ludzie - mam na myśli głównie dalszą rodzinę i znajomych - stoją dosłownie kilka metrów od grobu i ucinają sobie pogawędkę. O, tak dawno się nie widzieliśmy. U mnie wszystko w porządku, choć mam problemy z prostatą. A co u Jadzi? Wspaniale, przeszła na emeryturę. Małgosia ma dzieci, Robert rozstał się z żoną. Z jednej strony nie dziwię się im, bo pogrzeb to okoliczność, w której zazwyczaj spotyka się dawno niewidzianych członków rodziny. Ale na litość, z plotkami można zaczekać na stypę lub przynajmniej odejść kilkadziesiąt metrów od grobu. Obserwuję też, że ludzie potrafią wyciągnąć w takiej sytuacji telefon i robić sobie selfie z grobem.
A czy zdarza się, że rodzina w dniu pogrzebu się kłóci?
- Oczywiście. Zawsze mówię, że pogrzeb jest sytuacją, w której wszystko w rodzinie - również to, co zazwyczaj jest zamiatane pod dywan - wychodzi na wierzch. To tak trudna i anormalna sytuacja, że doskonale widać, która rodzina jest silna, wspierająca się, blisko ze sobą żyjąca - tacy ludzie będą się jeszcze mocniej wspierać, pocieszać, obejmować. A która - skłócona, zazdrosna, z niewyjaśnionymi sprawami i konfliktami.
Ludzie w obliczu śmierci bliskiego kłócą się o pieniądze?
- Raczej nie na samym pogrzebie (choć pamiętam pana, który nad grobem zmarłego ostentacyjnie wyciągnął plik banknotów i zaczął nimi dosłownie rzucać), ale często czuć, że atmosfera jest gorąca i pełna wzajemnych pretensji. Przykro się na to patrzy, bo pogrzeb jest przecież pożegnaniem bliskiej nam osoby, która - możemy zakładać - chciałaby być pochowana w zgodzie i spokoju. Z szacunkiem. Poza tym śmierć i pogrzeb, dobitniej niż cokolwiek innego, pokazują, że pieniądze nie mają w życiu tak dużego znaczenia. Tym bardziej pozycje, awanse, jakieś stopnie, sława. Wszyscy ostatecznie kończymy w tym samym miejscu. A w tym miejscu nie liczy się już kasa.
CZYTAJ TAKŻE:
To chandra, depresja czy może coś innego? Czy istnieją badania na depresję?
Do psychiatry nie trzeba skierowania. Udaj się w tych siedmiu przypadkach