Są życzenia, potrawy wigilijne, kolędy, a nawet jasełka. Tylko na choince nie mogą zawisnąć szklane bombki, a prezenty muszą być takie, by nie było sposobu na zrobienie sobie nimi krzywdy. Dla wielu młodych pacjentów przebywających w szpitalach psychiatrycznych to magiczny czas w roku. Tak, magiczny, choć bywa, że budzi uśpione demony. O tym, kto spędza święta na oddziałach psychiatrycznych dla dzieci i młodzieży, kto w okresie świąt do nich trafia, i w końcu o tym, jak celebruje się ten czas w roku w takich miejscach, rozmawiamy z dr Aleksandrą Lewandowską, psychiatrą dziecięcym, konsultant krajową ds. psychiatrii dzieci i młodzieży, ordynator oddziału dziecięcego w Szpitalu im. Józefa Babińskiego w Łodzi.
Izabela Rzepecka, Interia ZDROWIE: Każdego roku przed świętami Bożego Narodzenia w szpitalach przybywa osób starszych. Rodziny, nie chcąc spędzać świąt z bliskimi, którzy wymagają opieki, znajdują sposób, by zajęli się nimi nie oni, a lekarze. Szacuje się, że w tym czasie liczba seniorów w placówkach ochrony zdrowia wzrasta średnio o 20 proc. Czy podobne zjawisko obserwuje się na oddziałach psychiatrycznych dla dzieci i młodzieży? Pojawiają się "świąteczne dzieci"?
Dr Aleksandra Lewandowska, psychiatra dziecięcy, konsultant krajowa ds. psychiatrii dzieci i młodzieży, ordynator oddziału dziecięcego w Szpitalu im. Józefa Babińskiego w Łodzi: - W naszym szpitalu funkcjonuje oddział psychogeriatrii i wiem, jak duży jest to problem. W przypadku dzieci i młodzieży z zaburzeniami psychicznymi sprawa wygląda nieco inaczej. Skala zjawiska jest mniejsza. W okresie świąt Bożego Narodzenia czy innych okresach, które miło się nam kojarzą - w czasie Świąt Wielkanocnych, długich weekendów, wakacji - także wiele osób trafia na oddziały, ale znacznie więcej młodych pacjentów przyjmujemy w okresie roku szkolnego i są to głównie pacjenci w poważnych kryzysach psychicznych.
Na ile świąteczne przyjęcia podyktowane są troską rodziców czy opiekunów, a na ile jednak chęcią pozbycia się "problemu"?
- Przede wszystkim dość często są one wyrazem nieporadności i nieudolności. Przeważają rodziny, w których rodzice nie do końca radzą sobie wychowawczo. Bardzo często są to rodziny, w których dzieci czas roku szkolnego spędzają z dala od domu, np. w szkołach z internatem, więc jakość relacji jest w nich dosyć słaba. I kiedy nastaje ten czas, gdy nagle są ze sobą na co dzień, pojawiają się różne sytuacje trudne, a czasami, zwłaszcza u dzieci z różnymi dysfunkcjami czy deficytami, wiele gdzieś zepchniętych, nieprzepracowanych emocji nagle wybrzmiewa. I bliscy sobie z tym nie radzą. Przywożą dziecko na izbę przyjęć albo wzywają karetkę, a ponieważ wywiad czy zachowanie dziecka są na tyle niepokojące, a nawet wiążą się z zachowaniami zagrażającymi sobie, bliskim bądź otoczeniu, pojawia się decyzja o hospitalizacji.
Pogorszenie samopoczucia, trzeba to powiedzieć wprost, nie zawsze wiąże się z koniecznością hospitalizacji.
- Większość dzieci i nastolatków, z którymi w tym czasie zgłaszają się rodziny, hospitalizacji nie wymaga. Rodzice nie zastanawiają się nad przyczynami pojawienia się zachowań niepożądanych. Kiedy dziecko krzyczy, rzuca przedmiotami, nie chce współpracować, zatrzymajmy się i pomyślmy, co się takiego dzieje, z czym sobie ono nie radzi, jaki czynnik, np. w najbliższym środowisku, indukuje ten problem. Wglądu i refleksji nie ma, jest za to myślenie: izba, oddział szpitalny. I rzucane: "Proszę się nim zająć".
Wśród pacjentów są też dzieci funkcjonujące w systemie rodziny zastępczej, pogotowia opiekuńczego czy domu dziecka. Tam tej uważności na dziecko również brakuje?
- W systemach tych nierzadko wgląd w sytuację dziecka jest mniejszy, łatwo przerzuca się odpowiedzialność, lokuje problem na zewnątrz. A okres świąt, zwłaszcza dla dzieci, które mają za sobą różnego rodzaju doświadczenie traumy, doświadczenie odrzucenia, porzucenia przez biologicznych rodziców czy przez osoby bliskie, jest dla nich wyjątkowo trudny i wymagają oni szczególnej troski. Przed świętami, a w zasadzie to dużo wcześniej, staram się umawiać tych pacjentów, intensyfikować wizyty środowiskowe w placówkach z tych właśnie względów. Dziecko w domu dziecka, rodzinie zastępczej czy pogotowiu opiekuńczym, które nie jest objęte wsparciem, często doświadcza pogorszenia kondycji psychicznej w czasie świąt. Dla niektórych nawet święta będą traumatyczne.
Pacjenci, którzy trafiają na oddziały psychiatryczne w okresie świąt, to dzieci z różnych systemów, ale czy problemy, z jakimi są przyjmowane, są tożsame?
- Bardzo podobne. W okresie świątecznym częściej pojawiają się pacjenci, którzy mają trudności w relacjach w środowiskach naturalnych. Nieudolność rodziców, brak adekwatnego wsparcia przekładają się na pogorszenie kondycji psychicznej dzieci. Nawet zupełnie dla nas neutralna sytuacja może uruchomić kaskadę trudnych emocji, szczególnie w przypadku pacjentów, którzy mają za sobą doświadczenie odrzucenia, porzucenia przez bliskich, mocnego braku poczucia bezpieczeństwa. Wyobraźmy sobie takiego 10-latka, który jest blisko np. z panią wychowawczynią. Niech w okresie świąt pani wychowawczyni pójdzie na urlop czy nawet się rozchoruje. Jej nieobecność dziecko odbierze jako kolejne traumatyczne doświadczenie. W jego mniemaniu znów zostało porzucone.
- Druga kwestia to brak adekwatnej opieki. Bardzo często trafiają do nas pacjenci dziecięcy czy młodzieżowi, u których rozpoznajemy zaburzenia psychiczne wiążące się z zagrożeniem zdrowia i życia. Są to np. pierwsze epizody psychozy czy pogorszenia stanu psychicznego u już leczonych pacjentów, z epizodem depresji, z rozpoznaniem schizofrenii, u których po okresie utrzymującej się remisji wystąpił nawrót objawów. Te stany bezwzględnie wiążą się z koniecznością hospitalizacji psychiatrycznej i niepokojące zachowania muszą zostać w porę zauważone i zidentyfikowane. Przy tak rozwiniętej opiece ambulatoryjnej i opiece środowiskowej, przy uważności w prowadzeniu pacjenta w procesie terapeutycznym czy opiece lekarskiej, możemy zaopiekować takiego pacjenta na poziomie lecznictwa ambulatoryjnego, a nie szpitalnego. Potrzeba jednak tej uważności także ze strony opiekunów.
Pacjenci przyjmowani są na oddział i...
- ... i bardzo często nie chcą go opuszczać. Proszę sobie wyobrazić, jak musi wyglądać rzeczywistość takiego dziecka i nastolatka, skoro bardzo często słyszymy, że nie chce wracać.
Wolą przebywać w szpitalu psychiatrycznym?
- Powodów, dlaczego tak się dzieje, jest naprawdę mnóstwo. Po pierwsze - na oddziale mają grupę rówieśników, w której czują się zrozumiani, w której otrzymują wsparcie. Słyszymy, że w końcu mogą być sobą, w końcu są w miejscu, które ich rozumie, w którym mogą otwarcie mówić o swoich problemach. Po drugie - mają obawy, że pomimo konsultacji rodzicielskich, konsultacji rodzinnych, konsultacji z pracownikami danej instytucji, wrócą, a sytuacja na miejscu wcale nie uległa zmianie i nie będą czuć się bezpiecznie. Po trzecie - do głosu dochodzi to, co dzieje się w szkołach. W oddziałach psychiatrycznych integralną częścią pobytu dziecka jest szkoła przyszpitalna. Klasy są mniejsze niż w szkołach masowych, liczą maksymalnie osiem osób. Nauczyciele pracujący w nich z dziećmi, z nastolatkami, mają uważność na ich deficyty i dysfunkcje, zupełnie inaczej niż w szkołach masowych, które bardzo często tych deficytów i dysfunkcji nie uwzględniają. W szkołach macierzystych dziecko bardzo często traci motywację do nauki, traci chęć i ciekawość do zdobywania wiedzy. I tak jak jest w nich obecny problem z docieraniem na lekcję, tak w szkołach przyszpitalnych tego problemu nie ma, bądź jest znacznie mniejszy.
Jak dzieci manifestują chęć pozostania w szpitalu?
- Mamy pacjentów z różnym poziomem poznawczym, z różną możliwością wglądu w to, co przeżywają. Niektórzy powiedzą wprost, że nie chcą wracać, inni będą deklarować zamiary samobójcze, chęć zrobienia sobie krzywdy, gdzie de facto tendencji, żeby to zrobić, nie ma. Jeszcze inni będą to komunikować poprzez niepożądane zachowanie. Kiedy zbliża się termin wypisu, u pacjenta, który podczas hospitalizacji jest stabilny, zarówno w kontakcie indywidualnym, jak i w grupie rówieśniczej, na zajęciach edukacyjnych, terapeutycznych, wychowawczych, obserwujemy pogorszenie funkcjonowania. Nie ma szans, żeby dziecko chciało wrócić, jeśli nie zostanie rozwiązane źródło problemu.
To, że młodzi pacjenci nie chcą opuszczać szpitali psychiatrycznych, to jedno. Ale chyba nierzadko też nie mają dokąd wrócić, nie tylko na święta.
- Poruszyła pani bardzo ważną kwestię. Na psychogeriatrii również jest to problem. Pacjentów czasem nie ma gdzie wypisać. Czekają na dom pomocy społecznej, czekają na oddziale, podczas gdy hospitalizacji psychiatrycznej nie wymagają. U nas są to dzieci, które nie mogą wrócić do domu, a nie ma dla nich miejsca w pogotowiu opiekuńczym, w domu dziecka, nie ma dla nich rodzin zastępczych. To też pacjenci z postanowień sądowych. Bardzo często są to hospitalizacje psychiatryczne przedłużające się nie o dwa tygodnie, nie o trzy, a o miesiące, a mówimy o pacjentach, którzy hospitalizacji absolutnie nie wymagają.
Kiedy jednak dzieci mają do czego i do kogo wrócić, czy jest coś, co im w tym powrocie pomaga?
- Przepustki terapeutyczne, treningi domowe, jak my to nazywamy. Pozwalają wspólnie ocenić, czy poprawa, którą zauważyliśmy, gdy przebywali na oddziale, ma miejsce również w ich środowisku naturalnym.
Przepustka do domu na święta to dobry trening?
- Jeśli mamy pacjentów, którzy z różnych względów długo przebywają w szpitalu, i ich stan zdrowia pozwala na taki trening w okresie świąt, to jak najbardziej udzielamy przepustek. Dla pacjenta w procesie leczenia, jeszcze w niepełnej poprawie, powrót do oddziału po krótkim pobycie w domu jest częścią procesu zdrowienia. Generalnie staramy się, by w czasie świąt w oddziałach psychiatrycznych pozostali tylko ci pacjenci, którzy naprawdę muszą.
Jeśli nie przepustka, to odwiedziny?
- Tak, odwiedziny jak najbardziej. W czasie świąt, poza ciszą nocną, rodzina może być ze swoim dzieckiem bez ograniczeń.
Bliscy przychodzą?
- Różnie to bywa. Sytuacje, gdy tych odwiedzin nie ma, dotyczą najczęściej dzieci przyjmowanych z różnych placówek, które nie mają kontaktu ze swoją rodziną biologiczną, a w danej placówce, z racji trudności organizacyjnych, wychowawca nie może się pojawić. To też dzieci porzucane przez bliskich, przez rodziców albo w sprawie których toczy się postępowanie o umieszczenie w pieczy zastępczej. W pozostałych sytuacjach bliscy są obecni.
Jedni mogą spędzić święta z rodziną, nawet jeśli są to święta w szpitalu. Inni tej możliwości nie mają. To nie może nie boleć.
- Dla tej grupy pacjentów to bardzo trudna sytuacja. Takie zdarzenie uruchamia wszystkie nieprzepracowane sytuacje. Bardzo często kończy się to atakiem na siebie albo na otoczenie. Personel zawsze jest obok dziecka, które zostało samo na święta.
Święta na oddziale psychiatrycznym dla dzieci i młodzieży przypominają święta, które znamy z naszych domów?
- Każdego roku dbamy o to, żeby na oddziale było czuć świąteczną atmosferę. Żeby była wigilia. Pomagają nam w tym różne fundacje i stowarzyszenia, osoby wielkiego serca. To też taki okres w roku, w którym dzieci przygotowują przedstawienia o tematyce świątecznej - biorą udział w tworzeniu scenariusza, choreografii, scenografii. Niezwykle się w to angażują i, proszę mi wierzyć, rozkwitają przy tym. Sprawia im to ogromną frajdę. Nie mam pełnej orientacji, jak to wygląda na innych oddziałach, ale dla nas jest to bardzo szczególny, poruszający czas.
Jest wigilia, są jasełka, to muszą być też prezenty!
- Oczywiście! Był taki okres, że dzieci pisały listy do św. Mikołaja i dostawały wszystko, czego zapragnęły. Pacjent zażyczył sobie np. gitarę? Dostawał gitarę. Ten system jednak nie do końca nam się sprawdził, bo mamy dzieci o różnym poziomie poznawczym i to rodziło różne komplikacje, i różne sytuacje trudne. Od kilku lat organizujemy prezenty o podobnej tematyce i wartości, uwzględniając wiek pacjenta i jego zainteresowania. W tamtym roku dziewczynki w wieku 8-10 lat wybrały sobie, że chcą dostać zestawy dla "małych kosmetyczek". Chłopcy w tym wieku wybrali sobie z kolei zestawy klocków lego.
Prawdziwe święta.
- Tak, to naprawdę są święta. Chcemy odczarowywać oblicze psychiatrii w ogóle, zwłaszcza psychiatrii dzieci i młodzieży, gdzie nadal mamy problem ze stygmatyzacją. Gdy ostatnio odezwała się do nas kolejna fundacja z pytaniem, czy może do nas przyjechać na święta, wróciłam pamięcią do swoich początków kilkanaście lat temu, i tego, jak trudno było z kimkolwiek nawiązać współpracę. Ten obszar psychiatrii był dla większości przerażający. Fundacje chętniej włączały się w działania z oddziałami pediatrycznymi, szkołami, domami dziecka. Jak mnie to cieszy, że to się zmienia.
Cieszy to, że chętniej pomagamy, że więcej mówi się o problemach psychicznych, ale wpływ na to mają niestety tragiczne wydarzenia.
- Niektórzy mówią, że powtarzam to do znudzenia, ale będę to robić dalej. Czy naprawdę musi dochodzić do takich sytuacji? Jako psychiatrzy dziecięco-młodzieżowi mówimy od dawna, że skala problemów psychicznych u dzieci i młodzieży, które wymagają specjalistycznej opieki, rośnie. Przed pandemią rosła, a po pandemii mamy prawdziwy dramat. Nie powinno tak być. Działania, które powinny zostać podjęte dużo wcześniej, nie zostały podjęte, i to nie jest kwestia kilku lat, a kilkunastu. Nie zapomnę, że gdy rozpoczynałam specjalizację, już wtedy mówiono o niebezpieczeństwie, o kryzysie psychiatrii dzieci i młodzieży i konieczności rozwiązań. Problem narastał, narastał, potem przyszła pandemia, konflikt zbrojny, kryzys gospodarczy. Ludzie dorośli funkcjonują gorzej i są w gorszej kondycji psychicznej, i z dziećmi dzieje się to samo.
Mówiłyśmy o tej magii świąt, ale to wciąż oddziały psychiatryczne. Bez pewnych elementów, które są stałe dla świąt obchodzonych poza szpitalem, musi się chyba obejść.
- W oddziałach są różni pacjenci - także pacjenci w stanie zagrożenia życia, w kryzysach, z tendencjami autoagresywnymi. O bezpieczeństwo wszystkich musimy zadbać. Dlatego na choinkach nie ma szklanych bombek. Dzieci same robią ozdoby. Dlatego prezenty są dobrze przemyślane, a te przynoszone z zewnątrz - weryfikowane.
Myślę, że z naszej rozmowy wybrzmiało, że okres świąt to szczególny czas. W świątecznej gonitwie bardzo łatwo jednak zatracić to, o co naprawdę w świętach chodzi. Czy jest coś, co moglibyśmy zrobić, żeby tegoroczne święta, ale i każde kolejne, były naprawdę wyjątkowe?
- Tu chciałabym się zwrócić do rodziców. Bądźcie z dzieckiem, bądźcie ze sobą, bądźcie w takiej uważności, otwartości na siebie. Nie tylko w czasie świąt. Nie każde dziecko powie wam wprost: "Bądźcie przy mnie", "Spędzajcie ze mną czas". Chęć bycia z wami może również wyrażać poprzez zachowania dla was trudne, nieakceptowalne. Jeśli widzicie problem, nazwijcie go. Nie wycofujcie się. Pamiętajcie, że to nie dziecko zabiera sobie radość. W głównej mierze za to, co się z nim dzieje, odpowiadamy my, dorośli.
Rozmawiała Izabela Rzepecka
CZYTAJ TAKŻE:
Za kilka lat depresja będzie najczęściej rozpoznawaną chorobą na świecie. Wyniszcza cały organizm
14 objawów depresji u nastolatków. Na co powinni zwrócić uwagę rodzice i nauczyciele?