Michał Figurski szczerze o cukrzycy i wylewie. "Choroba latami rozpuszczała moje ciało od środka"
Cukrzyca, wylew, niepełnosprawność, wreszcie też przeszczep nerki i trzustki. W tej historii jest dużo cukru, ale ma on raczej kwaśny lub gorzki smak. - Wszystko przez moją ślepotę i głupotę, stałem się żywym trupem na własne życzenie - mówi Karolinie Dudek z Interii Zdrowie Michał Figurski, znany dziennikarz, radiowiec i najsłynniejszy cukrzyk w Polsce. Chorobę wypierał przez trzy dekady, a gdy w końcu cudem przeżył wywołany przez jej powikłania wylew, nawrócił się na zdrowe życie i chce nawracać innych. - Cukrzycy nie da się pokonać, ale można z nią szczęśliwie żyć z zadartym środkowym palcem - mówi. - Wystarczy wystawić go do badania glukometrem. Jak zapewnia, będzie do tego zachęcał, póki żyje. Dlatego napisał książkę i dlatego założył fundację "Najsłodsi". O chorobie i jej przebiegu mówi już bez skrępowania, stawiając się jako antyprzykład pacjenta.
Karolina Siudeja-Dudek: Przeczytałam twoją książkę "Najsłodszy" przyznaję, nie bez przyjemności, chociaż to może brzmieć niestosownie, skoro to mocna opowieść o powolnym umieraniu na własne życzenie. Przede wszystkim mam ochotę zapytać cię, jak się dziś czujesz?
Michał Figurski: Wreszcie mogę szczerze powiedzieć, że mam się po prostu dobrze. W wieku 50 lat mogę to w końcu powiedzieć głośno i wyraźnie. Wydaje mi się, że ta pięćdziesiątka mi służy pod każdym względem. Człowiek jakoś tak z jednej strony wydoroślał, z drugiej strony zmężniał.
Zmądrzał trochę?
- Na pewno postawił grubą kreskę. Zrobił sobie bilans, policzył zyski i straty.
Dlatego napisałeś tę książkę? Ona jest bezwstydna, intymna wręcz. Przyświeca jej zasada: "nic, co ludzkie, nie jest mi obce", a ty jesteś osobą publiczną. Co tobą kierowało?
- Pisałem ją z misji zdrowotnej - od tego się zaczęło. Pisałem jako publiczny przykład cukrzyka, którego życiowe perypetie wyszły na jaw, na pierwsze strony gazet. W pewnym momencie zacząłem robić za domowego lekarza i terapeutę, odpisując całe elaboraty na temat tego, jak się zaniedbałem, opowiadając, jak się upada, a potem, jak się powstaje. W końcu stwierdziłem, że najlepiej byłoby to wszystko zamknąć w jednym wydawnictwie. W jednej dużej wiadomości do wszystkich tych, którzy boją się o własne życie, którzy być może unikają wzięcia odpowiedzialności za swoje zdrowie i boją się, że skończą to tak jak ja.
- Ta książka musiała być szczera do bólu. To chyba pierwsze takie wydawnictwo w tym temacie. Dosyć miałem hipokryzji, którą słyszę w gabinetach lekarskich. Dosyć miałem kłamstw, które słyszę od innych pacjentów - w ogóle od ludzi chorych, szczególnie od młodych, którzy nie są w stanie pogodzić się z losem. Ja już nie mam nic do ukrycia. W moją opowieść o cukrzycy wplotła się więc siłą rzeczy też moja autobiografia, ale pisząc szczerze o chorobie, musiałem też wyjaśnić kontekst.
Na szczerość w kwestii choroby zdobyłeś się późno. Przyznaj - ile lat chodziłeś z cukrzycą źle leczoną, którą ukrywałeś, wypierałeś?
- 30 lat! 30 lat ukrywałem się z chorobą. I 30 lat niestety żyłem w kłamstwie, zatajając moją chorobę, powodując tym samym stopniowe pogarszanie się mojego stanu. Myślę, że najtrudniejsze było zdobycie się na tę szczerość.
- Książka powstawała wiele lat i jest swego rodzaju terapią, wyznaniem prawdy, która w pewnym sensie mnie wyzwala, a czytelnikom, mam nadzieję - otworzy oczy. I nie mam na myśli wyłącznie chorych na cukrzycę. To jest uniwersalna historia choroby w młodym wieku, w dojrzałym wieku, w dobie absolutnego pracoholizmu i ucieczki przed byciem niedoskonałym. Czasy są takie, że wszyscy hodują w sobie jakiegoś superbohatera i próbują go eksponować. To przynosi więcej szkody niż pożytku.
Powiedz mi, co czuje 19-latek, który dowiaduje się, że ma nieuleczalną chorobę, cukrzycę typu 1?
- To, co można przeczytać na tych 350 stronach książki. Emocje targają nim tak silne, tak skrajne, że nie da się tego powiedzieć jednym zdaniem. To jest wstyd, rozczarowanie, ból, złość, poczucie niesprawiedliwości, wściekłość. To jest cała feeria emocji, które kotłują się w każdym młodym człowieku, a co dopiero w młodym człowieku postawionym przed wyrokiem, który ma zmienić jego życie bezpowrotnie.
Czy możesz opisać czas tuż przed tą diagnozą? Jakie niepokojące rzeczy działy się z tobą i twoim ciałem, że rodzice zawlekli cię wtedy do lekarza?
- Zawlekli mnie, dopiero kiedy wszystko stało się jasne i oczywiste, że jestem chory, bo przed nimi też bardzo dobrze ukrywałem się ze swoją słabością. W tamtym czasie bardzo dużo pracowałem. Jednocześnie studiowałem, tłumaczyłem filmy, grałem jako DJ klubowy i radiowy. Choroba się schowała pod natłokiem obowiązków. Łatwo było ją pod nimi schować.
- To było zmęczenie, a w zasadzie wyczerpanie. To było notoryczne pragnienie, wilczy głód. Klasyczne książkowe objawy cukrzycy.
Domyślałeś się, że to może być cukrzyca?
- W tym właśnie problem, że nie miałem pojęcia. Nie miałem czasu tego sprawdzić i nie chciałem tego sprawdzić. Poza tym mówimy o czasach, kiedy nie nosiliśmy internetu w komórce, kiedy nie istniał dr Google i żeby się dowiedzieć o swojej chorobie, zrozumieć objawy, trzeba było po prostu pójść do lekarza. A do niego nigdy nie było mi po drodze.
W książce wspominasz, że w pewnym momencie nie byłeś w stanie przejść z punktu A do punktu B bez szukania toalety, że w zasadzie oddawałeś mocz wszędzie, gdzie tylko się dało, a w samochodzie miałeś butelki specjalnie przygotowane na wypadek, gdybyś nie zdążył. Naprawdę nie myślałeś wtedy, że to nie jest kwestia za dużej ilości napojów, a jednak choroba?
- Mój organizm dosłownie przeciekał. Oczywiście wiedziałam, że coś jest nie tak, ale wolałem uciekać w ogrom obowiązków, które miałem na głowie, niż przyjąć do wiadomości. że jestem chory i muszę się zgłosić po jakąś pomóc. Bo kiedy zacząłem studiować, kiedy pracowałem w radiu, zacząłem osiągać pierwsze sukcesy. Na chorobę nie było miejsca. Wiedziałem, że jeżeli padnie diagnoza, jakakolwiek, to ona mnie w jakiś sposób spowolni i odciągnie mnie od tego intensywnego życia, w którym się kąpałem. I z jednej strony ta świadomość, a z drugiej strony, potężny strach i absolutny brak gotowości na usłyszenie prawdy, przed którą po prostu zwiewałem najdalej, jak się da i najszybciej, jak się da.
Ile wtedy ważyłeś?
- W maturalnej klasie, gdy usłyszałem diagnozę, ważyłem 136 kilogramów. Po kilku latach nieleczenia się, waga zjechała do 63 kg. Sama. Ku mojej uciesze! Wcześniej całe życie byłem otyły i borykałem się w wielką wagą, aż tu nagle ona zaczęła zjeżdżać sama. Tak mi się to podobało, że nie widziałem w tym zagrożenia. To jest właśnie jedna z największych paranoi dzisiejszych czasów - godzimy się na chorobę, byle byśmy tylko byli chudzi.
Twoje liczne wizyty w szpitalach to materiał na mocny serial. Wychudzeni, wyniszczeni pacjenci, czasem niepełnosprawni, ktoś bez stopy, ktoś z gnijącymi ranami, ktoś odmawiający leczenia. Czytając twoje wspomnienia, miałam wrażenie, że to raczej przymusowy zakład dla uzależnionych, niż oddział chorób wewnętrznych dla osób z powikłaniami cukrzycy. Powiedz, dlaczego tak wiele osób unika prawidłowego leczenia? Czy gdybyś wtedy, po którejś z wizyt w szpitalu, się otrząsnął, to wszystko skończyłoby się dla ciebie inaczej?
- Oczywiście, że tak. Na każdym kroku spotykałem dobrych lekarzy, którzy chcieli mi pomóc, bo widzieli żywego trupa. Ale ja nie chciałem tego widzieć.
- Problem w tym, że wciąż za mało mówi się głośno, że nieleczona cukrzyca jest śmiertelna. Uważam, że lekarze powinni położyć nacisk na ten komunikat, że na tę chorobę się umiera, i to umiera się bardzo powoli. Cukrzyca jest bezbolesna i niewidoczna, daje więc złudne poczucie utrzymania zdrowia, a tymczasem to zdrowie się degraduje. Jak słyszymy diagnozę raka, natychmiast kojarzymy go ze śmiercią, szybszą lub wolniejszą. Słysząc o cukrzycy, prawie nikt nie kojarzy jej ze zgonem. Niesłusznie.
- Ja na dodatek, nie tylko nie byłem świadomy zagrożenia, ale w pierwszej tępocie i ograniczeniu, przyjąłem taki scenariusz: "OK, to wyciskam już te ostatnie krople życia, najsilniej, jak się da, bawię się do samego końca, najwyżej zatańczę na własnym grobie, a potem przyjdzie zgon". Nie zdawałem sobie sprawy, że śmierć to byłoby wyjście najłatwiejsze. Po drodze do śmierci jest jeszcze kalectwo, cierpienie, ogromny ból, a później całe lata wyrzeczeń i bardzo ciężkiej pracy, żeby odzyskać chociaż część tego, co się zaprzepaściło.
- Pacjentów takich jak ja należałoby zabierać do stacji dializ, pokazywać im, jak wygląda dializa wyniszczonych cukrzycą nerek, ile czasu zajmuje, w jakim stanie człowiek potem wychodzi. Może też trzeba się uciec do tak drastycznych środków jak pokazanie człowiekowi, jak wygląda stopa cukrzycowa, jak wyglądają kości, które wybijają się spod gnijących ran. Ja dostawałem taki sygnał, spotkałem ludzi dotkniętych chorobą, ale uparcie wyłączałem wyobraźnię i uciekałem przed konsekwencjami.
Co działo się z twoim ciałem przez te 30 lat cukrzycy?
- Zawsze powtarzam, że cukrzyca to nie jest po prostu podwyższony cukier, ale kwas solny, które zżera człowieka od wewnątrz. Zmiany zachodzą też w wyglądzie, ale początkowo są niewidoczne. Zmienia się wszystko: od koloru oczu, przez fakturę skóry, po sposób chodzenia, oddychania, wypróżniania się. Cała ludzka fizjologia i biologia są zaburzone przy zaniedbanym cukrze. Zmienia się to wolno, ale konsekwentnie, a finał jest zawsze jeden: albo zawał, albo wylew, albo śpiączka cukrzycowa, albo ciężkie niedocukrzenie, które też kończy się śmiercią.
- Cukrzyca powoli degraduje ciało. Najbardziej obrazowo byłby porównać to do człowieka, który przez lata zamienia się w zombie.
Mogłeś stracić wzrok. Okulistka, która cię badała, wygoniła cię wręcz z gabinetu, jak zobaczyła, w jakim twoje oczy są stanie przez cukrzycę. Zaczęły wysiadać ci nerki, (ciężka niewydolność nerek to jedno z poważniejszych i częstszych powikłań źle leczonej cukrzycy). Słowo "przeszczep" padło na długo, zanim doznałeś wylewu.
- Tak, usłyszałem to i paradoksalnie - ucieszyłem się. Bo za nic nie chciałem żyć od dializy do dializy. Przeszczep miał być nowym rozdaniem, ale przyznajmy to - dla człowieka chorego na umyśle jak ja, który wówczas za nic miał swoje zdrowie - byłoby bardziej jak odroczenie wyroku.
No ale 25 września 2015 roku wszystko zmienił. W twojej głowie pękł tętniak, powodując udar krwotoczny - wylew. Minuty dzieliły cię od śmierci.
- Tego dnia dostałem rachunek za te wszystkie lata. Kiedy się obudziłem w szpitalnym łóżku i zdałem sobie sprawę z tego, że połowy ciała już nie mam, w końcu, chyba po raz pierwszy tak naprawdę pojawił się potężny strach. Jednocześnie przyszła smutna refleksja, że oto spełniło się wszystko, na co zapracowałem przez tyle lat. Mój ojciec umarł na wylew, a w zasadzie na powikłania po wylewie. I ze mną trochę było tak, jakbym przez całe życie nosił ciężki plecak, spodziewając się, że któregoś dnia ten wór się rozpruje. No i to się stało.
- Już jadąc karetką na SOR, osiągnąłem jakiś dziwny spokój, przerażający wręcz, w którym miałem wrażenie, że ten wyczekiwany moment nadszedł i teraz będzie trzeba ponieść konsekwencje.
Wspominasz ten moment bardzo mocnymi słowami. Napisałeś, że twoje ciało było escape roomem, z którego nie mogłeś się wydostać, oraz że gdybyś mógł, chciałbyś udławić się własnym językiem, jednak nawet on nie chciał cię słuchać. Chciałeś wtedy umrzeć?
- Tak, już tak. Definitywnie i fizycznie. W tamtym momencie zdałem sobie sprawę, że skończyło się wszystko w moim życiu. Udar poprzedził jeszcze okres ogromnego stresu. Miałem potężne kłopoty w domu i w pracy. To wszystko doprowadziło mnie do przekonania, że straciłem już kompletnie wszystko.
Droga od cukrzycy do wylewu może wydawać się daleka, nie dla każdego zrozumiałe jest połączenie między nimi. W jaki sposób cukrzyca powoduje wylew?
- Fachowe medyczne wytłumaczenie czytelnicy znajdą w książce, wypowiadają się w niej wybitni lekarze i specjaliści, między innymi profesor Leszek Czupryniak, bodaj najwybitniejszy polski diabetolog, ale komentarz do historii upadku mojego zdrowia napisał również m.in. psycholog, rehabilitanci, neurolodzy.
- W skrócie mogę powiedzieć tyle - wysoki cukier degraduje powoli różne organy i różne obszary ciała, między innymi układ krwionośny. I potem nadciśnienie do spółki z wysokim stężeniem cukru we krwi niszczą naczynia i prowadzą m.in. do powstania tętniaków.
Osiem lat po wylewie nie dość, że żyjesz, to jeszcze twierdzisz, że wylew to najlepsze, co ci się w życiu przytrafiło. Dlaczego?
- Wylew był momentem przebudzenia i dojrzewania, był chwilą podsumowania wszystkiego, co robiłem w swoim życiu nie tak. Musiałem podjąć decyzję, że albo będę dalej żył tak, jak do tamtej pory, i wkrótce to się powtórzy, albo rozpocznę zupełnie nowy rozdział. Okoliczności były dla mnie niezwykle łaskawe. Poznałem najbliższą mi osobę, która dała mi dosłownie nowe życie, nowe chęci, nowy zapał do życia. Pojawiło się kolejne dziecko.
- Lekarze cały czas mi powtarzali: "pan przeżył cudem, prawdopodobnie ma pan jeszcze coś do załatwienia w życiu". Po wylewie pojawiły się nowe cele: z jednej strony - starać się odzyskać chęć do życia i wrócić do sprawności, a z drugiej strony - stworzyła się zupełnie nowa przestrzeń, którą należało wypełnić zupełnie nowym sobą. Chciałem stać się kimś, kto nie rani i nie myśli tylko o sobie, ale myśli też o innych. Prawdopodobnie bez wylewu to wszystko by się w moim życiu nie wydarzyło.
Gdy stanąłeś na nogi po wylewie, przeszedłeś jednoczesny przeszczep nerki i trzustki. Ostatecznie więc, czy raczej przynajmniej na razie, cukrzycę udało ci się przechytrzyć.
- Przeszczep odbył się dopiero po roku. Dopiero po tym okresie byłem w stanie udźwignąć tak poważną operację. Wszystkie moje perypetie życiowe i zawodowe były nacechowane notorycznym fartem, na którym jechałem i który wykorzystywałem do cna. Podobnie jest z tym przeszczepem. Miałem farta, że spotkałem lekarzy, którzy chcieli mi pomóc i którzy przekonali mnie do tego, żebym się temu przeszczepowi poddał. Chociaż byli też tacy, którzy przekonywali mnie, że nie powinienem, bo nie podołam.
- Przed przeszczepem przeszedłem taką samą drogę, jak każdy inny pacjent, oczekujący na organy. Zostałem zakwalifikowany do kolejki oczekujących. Fart polegał na tym, że operacja się udała i że lekarzom udało się przekonać mnie, abym się zmienił. To był jedyny sposób, by ten przeszczep utrzymać. Dużo przypadków niestety pokazuje, że ludzie po przeszczepach dalej nie dbają o siebie, nie przyjmują regularnie leków, nie zmieniają swoich nawyków i to często prowadzi do śmierci.
Powiedz, jak żyjesz teraz? Jak twoje życie wygląda po przeszczepach, po wylewie? Już rozumiem, że na tę chwilę funkcjonujesz już bez insuliny, ale za to z dietą? Z ograniczeniami?
- Muszę żyć ostrożnie i odpowiedzialnie. Nawet jeżeli momentami żyję nieidealnie, to jednak z pełną świadomością konsekwencji, jakie to ze sobą niesie - czyli w moim przypadku po prostu odrzucenia przeszczepu i śmierci.
- Ale to nie znaczy, że odmawiam sobie wszystkiego. Bo to nie jest tak, że cukrzyka zabije jedna czekoladka, cukrzyka zabija brak wyobraźni i lekceważenie leczenia.
- Nauczyłem się przede wszystkim żyć w sposób jawny, czyli chodzić do lekarza, spowiadać się mu ze wszystkiego, a potem tego lekarza słuchać i zrobić wszystko, co karze. Z lekarzami żyję teraz w zgodzie i w przyjaźni. Wcześniej było wręcz przeciwnie.
Stałeś się cukrzy-celebrytą, który chce edukować innych. Fundacja "Najsłodsi", którą założyłeś, ma głośno krzyczeć, że cukrzycą zabija, ale można ją poskromić. Niebawem odbędzie się organizowany przez Was koncert. 14 listopada w Światowy Dzień Cukrzycy, w warszawskiej Stodole, staniesz na scenie, by mówić o zagrożeniu cukrzycą podczas "Koncertu za jedną kroplę krwi".
- Celem Fundacji "Najsłodsi" jest afirmacja życia. Na każdym kroku staramy się przekazać ludziom nasz apel, żeby badali się i nie bagatelizowali choroby, ale jednocześnie, żeby żyli normalnie, pełnią życia, radośnie. Koncert jest kwintesencją tej zabawy, a odbędzie się pod hasłem "Nieważne, jakiej muzyki słuchasz, cukrzyca i tak ci zagraża".
- Zapraszam 14 listopada do warszawskiej Stodoły. Normalnie bilety są po 100 złotych, ale każdy, kto pokaże nam środkowy palec i odda kropelkę krwi do zbadania poziomu cukru, będzie mógł wejść na koncert tylko za 20 złotych.
- Podczas imprezy na jednej scenie będzie można zobaczyć Nocnego Kochanka, Zespół Kombi, Titusa Tommy Gunna, Liroya, Marka Torzewskiego i Sławomira, będzie też stand up Marcina Zbigniewa Wojciecha. Bo muzyka może nas dzielić, ale niech łączy nas świadomość, że cukrzyca wokół krąży i nam zagraża.
- Z naszych badań wychodzi, że dziesięć procent osób, które poddają się pomiarowi cukrzycy, ma niewłaściwy poziom cukru we krwi i nawet o tym nie wie. Bardzo często ci ludzie pierwszy raz w życiu mają do czynienia z glukometrem. W Polsce co roku więcej osób dowiaduje się, że ma cukrzycę. Ja wiem, jaka droga jest przed nimi. Ale wiem też, że może być mniej kręta, niż moja.
CZYTAJ TAKŻE:
Tom Hanks cierpi na cukrzycę. Tak wyglądały objawy
Objawy cukrzycy widoczne także w ustach. Na to zwróci uwagę dentysta
Co pić na wysoki cukier? Sześć herbat odpowiednich dla cukrzyków