Młodzi mówią: To nie są dobre czasy na planowanie rodziny. Historie prawdziwe

/123RF/PICSEL
Reklama

Nie uważam się za osobę starą, chociaż oni na pewno by o mnie powiedzieli - milenials. Czasy, mam wrażenie, zmieniają się dzisiaj błyskawicznie i coś, co dla ludzi, którzy mają już dzieci i kredyty hipoteczne, jeszcze kilka czy kilkanaście lat temu było osiągalne, dziś dla pokolenia Z, czyli dwudziestolatków, jest kompletnie niepewne. Z Karoliną, Piotrem, Zuzką i Pauliną rozmawiam o ich priorytetach oraz o tym, jak planują swoje życie. Ale też o tym, czy znajdzie się w nim miejsce na rodzinę i dzieci.

Karolina (22 lata) i Piotrek (24 lata): Mieszkanie bez łazienki i piecami kaflowymi. Łóżeczko gdzieś wstawi się później

Na zdjęciach mieszkanie w starej kamienicy, w małej miejscowości nieopodal jednego z miast uzdrowiskowych. Z kamienicy odpada tynk, a do klatki schodowej prowadzi droga, która w deszczową pogodę zamienia się w bagno. Mieszkanie jest na pierwszym piętrze, a Karolina mówi, że wchodzić trzeba na wdechu, bo w powietrzu unosi się zazwyczaj zapach moczu i przepoconego alkoholu. Wysyła mi zdjęcie po zdjęciu, bo skrupulatnie dokumentuje, jak wygląda ich droga do samodzielnego życia.

Reklama

- Strasznie baliśmy się kredytu i jak widać - słusznie. Patrząc na ich ceny dzisiaj, nie wiem co byśmy z Piotrkiem zrobili. To - Karolina wskazuje na zdjęcia z wewnątrz mieszkania, w którym trwa remont już drugi rok. - kupiliśmy za gotówkę. Większość kasy mieliśmy swojej, zaoszczędzonej, a resztę pożyczyliśmy od mamy Piotrka. No i jest nasze. Ile włożymy w remont? Nie mam pojęcia, ale 70 tys. za dwupokojowe mieszkanie dzisiaj to przecież luksus. Może za rok, może za dwa się już wprowadzimy.

Karolina ma 22 lata, pracuje w salonie kosmetycznym jako stylistka paznokci i studiuje filologię angielską. W tym roku się broni i planuje rozpocząć magisterkę, a później jeszcze podyplomówkę, żeby zostać tłumaczem przysięgłym. Piotrek jest dwa lata starszy. Nigdy nie poszedł na studia. Codziennie jeździ do Czech, do pracy. Zarobki są o wiele lepsze niż w Polsce, pracuje na dużej hali produkcyjnej na trzy zmiany.

- Są takie dni, kiedy się nie widujemy, bo kiedy Piotrek wyjeżdża na drugą zmianę, ja jeszcze jestem w pracy. Pracuję po dziesięć godzin i jak wracam do domu, to jedyne o czym myślę to żeby się wykąpać i położyć do łózka. Tak wygląda każdy mój dzień, sześć razy w tygodniu. Biorę też soboty, żeby więcej zaoszczędzić. Remont pochłania olbrzymie kwoty a i tak robimy go sami, to znaczy Piotrek. Firmy remontowe są koszmarnie drogie, a znajomi, którzy też się remontują, skarżą się, że i fachowcy potrafią spartaczyć robotę.

Karolina i Piotrek są razem od sześciu lat, poznali się przez internet jako nastolatkowie. Początkowo jeździli do siebie nawzajem - Karolina pociągiem, Piotrek autem. Karolina wyprowadziła się z dużego miasta, żeby zamieszkać z chłopakiem. Narzeczeństwem nie są. Karolina mówi, że jeszcze, bo raczej nie wyobrażają sobie życia bez siebie.

- Dzieci? A za co? Słuchaj, ja jestem z biednego domu i dobrze wiem, jak moja mama, która wychowywała mnie i brata samodzielnie, kombinowała z pracą i kasą, żeby nas nakarmić. O jakichś wymyślnych wydatkach nie było mowy u mnie w domu. Ja tego nie chcę dla swoich dzieci - zastanawiać się, co zrobić na obiad za dwadzieścia złotych, bo tylko tyle mam w portfelu albo patrzeć, jak jest im przykro, bo nie mogę pozwolić sobie na to, żeby zapłacić za wycieczkę szkolną. Wszystko po kolei, ja muszę obronić magistra i zrobić podyplomówkę. Wiem, że wtedy praca się zawsze dla mnie znajdzie i to nie za najniższą krajową. Poza tym zobacz na te zdjęcia, stać nas było na mieszkanie z toaletą na korytarzu i piecami kaflowymi w środku. My tu będziemy wkładać olbrzymie pieniądze, przez co najmniej kilka następnych lat.

Rozmawiamy o tym, jak planują urządzić mieszkanie, ale to jest póki co daleka przyszłość. Ściany są skute do samych tynków, nie ma jeszcze instalacji elektrycznej i wciąż stawiają łazienkę od podstaw. Kiedy rozmawiają z Piotrkiem o rozplanowaniu mieszkania, mówią, że "tutaj postawi się później łóżeczko dla dziecka". Pytam Piotrka, kiedy widzi to "później" - on, jako facet, głowa rodziny.

- Jak za dziesięć lat się zdecydujemy, to będzie cud. Ja po pracy całą swoją energię wkładam w remont, bo większość robię tutaj sam, pomaga mi trochę ojciec, jak ma wolne. Nie chcę też tak, żeby Karolina została z opieką nad dzieckiem sama. Chciałbym aktywnie uczestniczyć w wychowywaniu dziecka ale teraz - serio - nie powiem ci, kiedy to nastanie. Nie ma się co wygłupiać, zobacz ile teraz wszystko kosztuje - jedzenie, paliwo. Na to wszystko musisz mieć kasę, żeby w ogóle myśleć o dziecku. Ono też musi jeść, a później musisz je wozić do przedszkola i szkoły. Spłacamy jeszcze moją mamę, od której pożyczyliśmy na zakup mieszkania. Zobaczymy jak będzie z pracą i pieniędzmi. Bez tego nie ma mowy o dziecku.

Zuza (24 lata): Rozwód masz dziś od ręki, a kochankę na zawołanie 

Zuza jest już po studiach, zrobiła inżyniera na Politechnice Wrocławskiej ale pracy w wielkim mieście nie znalazła, dlatego codziennie dojeżdża 50 kilometrów. W dużej firmie zajmuje się projektowaniem i konstrukcją urządzeń grzewczych. Swoją pracę porównuje do pracy w korporacji, w jednej z nich dorabiała będąc jeszcze na studiach. Jest wyścig szczurów, jest kolesiostwo i układy.

- Mam to gdzieś, czy ktoś mnie lubi czy nie. Robię swoje, zwłaszcza, że kasę mam z tego niezłą. Specjalnie wybrałam zawód, który pozwoli mi zarobić takie pieniądze, żebym nie musiała żyć od pierwszego do pierwszego. Studia udało mi się zdać trochę fartem. Nie jestem kujonem, nie wszystko wchodziło mi do głowy tak, jak powinno. Ale zdałam, znam się na swojej robocie, czyli nie jest źle. Magisterki nie planuję, nie chce mi się już studiować, bo to strata czasu, a papierek mi nie jest do niczego potrzebny

Rozmawiamy o dojazdach do pracy  - codziennie trzeba przejechać 100 kilometrów, żeby zarobić. We Wrocławiu pracy nie znalazła, bo jak sama mówi, wszędzie trzeba mieć znajomości. Na początku jej to nie przeszkadzało, że musi wcześniej wstać, a w zimie jeszcze wcześniej, żeby odśnieżyć auto i dojechać do pracy. Dzisiaj jest już jej trudniej, bo cena dojazdów do pracy mocno wzrosła.

-  Przez tą wojnę wszystko stanęło na głowie. Koszt benzyny pół roku temu, a teraz? To jakaś masakra. Jeden bak w miesiącu mi nie wystarczy, zapomnij. Mieszkam we Wrocławiu - to wielkie miasto, a przecież czasem też jadę na zakupy, do kina, czy spotkać się ze znajomymi. I nie zawsze jadę autem, wiadomo - mamy tramwaje i autobusy, ale jak jadę na zakupy, to nie ma opcji nie wziąć samochodu. Nie jestem na tyle głupia, żeby zaoszczędzić kilka złotych na benzynie, a dźwigać i taszczyć po tramwajach siaty z zakupami.

Zakupów i tak nie robi dużo, bo nie gotuje. Już jakiś czas temu odpuściła, bo dla niej samej się nie opłaca. Korzysta z cateringu. Codziennie rano dostaje pod drzwi jedzenie na cały dzień - dobrze zbilansowane i z policzonymi kaloriami.  

Zuza jest brunetką, ma kręcone włosy i delikatne piegi na twarzy. Ma zrobione paznokcie, makijaż permanentny, a na każdym zdjęciu jest ubrana tak, jak nakazują aktualne trendy modowe. Uwagę przykuwa też torebka, kosztuje - jak mniemam - kilkaset złotych. Dziewczyna mieszka w dwupokojowym, wyremontowanym mieszkaniu, które dostała po babci.

- Mam fart, wiem o tym. Niektórzy biorą kredyt na kilkanaście lat, a potem są uwiązani ratą, która zjada im budżet domowy. Ja mam swoje mieszkanie, dobrą pracę no i rodziców, na których mogę liczyć, jakby zabrakło mi pieniędzy.

Rozmawiamy o planach na życie, bo Zuzka ma 24 lata ale nie ma nikogo na stałe. Rok temu zerwała z chłopakiem, z którym była dwa lata. Mieszkał z nią i dogadywali się super, dopóki nie odkryła, że ją zdradza. Był od niej starszy o sześć lat, poznali się w pubie, w którym Zuza była z koleżankami ze studiów. Zaiskrzyło od razu, spotkali się kilka razy po czym postanowili ze sobą zamieszkać.

- Bawiłam się w dom, nawet zaczęłam ciasta piec, chociaż nie lubię tego. Wiesz, próbowałam się przymierzyć do dorosłości, zwłaszcza, że on był ode mnie starszy. Wydawało mi się, że ma już nieco poukładane w głowie. Wcześniej też spotykałam się z kilkoma chłopakami i każdy okazywał się być wyrośniętym dzieciakiem. A po co mi facet, którego trzeba niańczyć? Facet ma być partnerem, ma wspierać i tak samo jak ja, przynosić pieniądze, żeby nam się dobrze i fajnie żyło. Ten sprawiał takie wrażenie, dopóki się nie okazało, że mieszkając ze mną - spotyka się z koleżanką z pracy. Siedział wiecznie z gębą w telefonie, aż w końcu jak poszedł do łazienki, to mu go sprawdziłam. Kontrola najwyższą formą zaufania. Spotykali się od kilku tygodni, a ja w dziesięć minut wyrzuciłam go z jego rzeczami za drzwi. Tadam! Koniec wielkiej miłości.

Kiedy Zuza opowiada o tym, słychać, że się uśmiecha. Nie załamała się, nie przeżyła rozstania bardzo emocjonalnie. Było jej przykro, bo myślała, że to fajnie rokujący związek. Od tego czasu nie pakuje się w głębsze relacje.

- Szczerze? Wolę iść do kosmetyczki albo pojechać na dwa dni do jakiegoś spa, niż użerać się z facetami, którzy mają niepoukładane. Okej, może kiedyś chciałabym wyjść za mąż i mieć dzieci. Ale co potem? Mam siedzieć w domu z dzieckiem, a facet będzie chodził do pracy, spotykał się z kumplami, wyjeżdżał na spotkania integracyjne? A ja, to co? Mam zrezygnować z siebie, ze swoich przyjemności po to, żeby utonąć w pampersach? Dziecko powinno mieć dwoje rodziców, a ja widzę niektóre moje koleżanki, które niedawno urodziły. To znaczy właśnie! Ja ich nie widuję! Ja z nimi co najwyżej popiszę na Messengerze, a przy dobrych wiatrach pogadam przez  telefon, jak znajdą chwilę, bo dzieciak akurat ma drzemkę. I ze wszystkim zostają same - spacery, karmienie, przewijanie, szczepienia. Nagle nie ma męża, bo on w pracy, bo on musi coś załatwić, bo zmęczony po pracy. O nie, nie. Ja się nie dam w to wciągnąć, a już na pewno nie teraz.

Zuza planowała rozpocząć podróże, ale wojna trochę pokrzyżowała jej plany. Myślała o dalekich wycieczkach - Ameryka Południowa albo Australia, ale póki co obstawia Europę.

- Nie znajdę czasu na dziecko, nie chcę tego czasu nawet na nie tracić, póki co. Poza tym z kim? Związki dzisiaj są słabe, zdradzają i dziewczyny i faceci, wszystko jest na chwilę. Dziecko jest na całe życie, a ja nie chcę się uwiązać i jeszcze, nie daj Boże, zostać samotną matką, jak ojcu się odwidzi. A to jest bardzo częste dzisiaj, no co mam powiedzieć. Rozwód masz dzisiaj od ręki, kochankę masz na zawołanie - wolę skupić się na sobie. A co będzie później, to czas pokaże. A czasu mam jeszcze sporo. - Zuzka śmieje się, wypowiadając ostatnie zdanie.

Paulina (19 lat): Nie wiem z kim spędzę życie. Czy z mężczyzną, czy z kobietą

Paulina jest młodziutka, ale nie powiedziałabym, że ma tylko dziewiętnaście lat. Krótko przystrzyżone włosy, dużo kolczyków w uszach i sportowy strój. Jest wysoką i szczupłą nastolatką z roześmianymi oczami.

- Ten kraj to syf i totalny beton umysłowy. Daleko nam do innych państw, gdzie ludzie mijając na ulicy  osobę o czarnej skórze albo ze skośnymi oczami, nie reagowaliby jak dzikusy z dżungli. Jak widzę takie zachowania, to mam ochotę zapaść się pod ziemię, totalna siara tutaj mieszkać.

I chociaż oczy Pauliny dalej są roześmiane, to ostry ton w jaki uderza już na początku rozmowy, jest po prostu rozbrajający. Paulina skończyła liceum i czeka na lipiec - wtedy zostaną ogłoszone wyniki matur. Mieszka w małym mieście na Opolszczyźnie, z rodzicami i młodszą siostrą. Dokumenty na studia złoży ale wybierze uczelnie blisko domu i będzie dojeżdżać na zajęcia. Albo znajdzie pracę, a studia zrobi kiedyś. Nie zastanawia się nad tym jakoś szczególnie, bo jak sama mówi, ma jeszcze czas. Jest młoda i wychodzi z założenia, że studia zrobić można w każdym wieku, a młodość szybko mija.

Rozmawiamy o jej zainteresowaniach - Paulina rysuje i tworzy naprawdę fantastyczne portrety, krajobrazy, ale także komiksy.

- Nic mi po tych zdolnościach, na ASP i tak nie mam szans, rysuję dla siebie. Może zostanę kiedyś graficzką albo ilustratorką książek, nie wiem. Robię to dla siebie, bo rysowanie mnie mega odpręża.

Schodzimy na tematy planów własnego mieszkania, założenia rodziny i posiadania dzieci. Pytam ją wprost, czy wyobraża sobie siebie w roli mamy w dzisiejszych czasach. Czy to wysoko ustawiony w jej życiu priorytet.

- W życiu. Nie w tym kraju i nie w tej rzeczywistości. Matką nie zostanę nigdy, bo nie wiem nawet czy życie spędzę z kobietą czy mężczyzną. Jestem biseksualna - lubię i kobiety i mężczyzn. Nie umiem się jeszcze określić, bo to nie płeć zdecyduje o tym, z kim wchodzę w związek. Koncentruję się na tym, jaki jest człowiek - czy mnie pociąga, czy mam z nim o czym pogadać, jak spędzić czas. Do łóżka możesz pójść z każdym, ale nie z każdym spędzisz resztę swojego życia.

Chyba widzi zdziwienie na mojej twarzy, bo zaczyna się uśmiechać szerzej i dodaje:

- Spotykam się teraz z dziewczyną. Myślisz, że po moim mieście możemy iść za rękę? Coś ty, ludzie są zacofani do granic możliwości. Zwłaszcza starsi - cmokają i kręcą nosami, widząc takie obrazki w mojej dziurze. Tu się nie da być sobą, nie da się normalnie funkcjonować, bo osoby LGBT wciąż są postrzegane jak dziwolągi. Ale dobra - przyjmijmy, że jestem z facetem, normalnie, jak Bóg przykazał. Bierzemy ślub, zachodzę w ciążę, dziecko okazuje się chore. I co? Znowu beton! Nie mogę usunąć ciąży normalnie, pod okiem lekarza, tylko muszę na lewo zamawiać tabletkę i sama za nią zapłacić - wtedy jest okej, wtedy nie spotka mnie kara z prawnego punktu widzenia w tym zaściankowym kraju. A jak nie jestem na tyle odważna, to rodzę chore dziecko i mam spieprzone całe życie.

Rozmawiamy chwilę o przepisach aborcyjnych w Polsce. Kara grozi lekarzowi, który wykona aborcję lub osobie, która do aborcji namawia. Jeśli kobieta zdecyduje się samodzielnie przerwać ciążę, wówczas nie grozi jej żadna odpowiedzialność karna.

- Ale czekaj, czekaj. Wprowadzają rejestr ciąż, także wszystko się jeszcze może zmienić i prokurator będzie lepiej strzegł twojej macicy, niż ty sama - dodaje, cały czas się śmiejąc. Ten śmiech jest akurat gorzki, widać, że Paulina nie godzi się z tym, jakie obowiązuje prawo i z tym, że kobiety są sprowadzane do roli "inkubatorów", jak sama je nazywa.

- Wiesz, wtedy nie chodzi tylko o to, że takim dzieckiem musisz się opiekować dwa cztery na dobę, chodzi jeszcze o psychikę, o komfort życia - z normalnej kobiety stajesz się niewolnikiem. Nie. Nie zmienię zdania nigdy, a jeśli będę chciała żyć z facetem, to tylko z takim, który będzie podzielał moje zdanie. Świat jest i tak już mega zepsuty przez ludzi, nie trzeba mu dokładać kolejnych niszczycieli. 


CZYTAJ TAKŻE: 

Kim są osoby WWO?

Przez FOMO tracimy zdrowie, energię oraz bliskich

INTERIA.PL

W serwisie zdrowie.interia.pl dokładamy wszelkich starań, by przekazywać wyłącznie sprawdzone, rzetelne informacje o objawach i profilaktyce chorób, bo wierzymy, że świadomość i wiedza w tym zakresie pomogą dłużej utrzymać dobre zdrowie.
Niniejszy artykuł nie jest jednak poradą lekarską i nie może zastąpić diagnostyki i konsultacji z lekarzem lub specjalistą.

Dowiedz się więcej na temat: ciąża
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL