Otyłość można i trzeba leczyć. Dr hab. n. med. Mariusz Wyleżoł: rada "zacznij mniej jeść" nie działa
- Nie można oczekiwać od chorych na otyłość, by się samoleczyli, tak samo jak nie oczekujemy tego od pacjentów z rakiem czy wrzodami żołądka. Otyłość jest chorobą i musi być leczona, a mówienie "zmień dietę, jedz mniej, ogarnij się", nie dość że nic nie daje, to jeszcze pogarsza sprawę - mówi Interii ZDROWIE dr hab. n. med. Mariusz Wyleżoł, prezes elekt Polskiego Towarzystwa Leczenia Otyłości, kierownik Warszawskiego Centrum Kompleksowego Leczenia Otyłości i Chirurgii Bariatrycznej, specjalista chirurg. Nie ma zdrowej otyłości, każdą trzeba leczyć. - Na szczęście na naszych oczach dokonuje się rewolucja. Leki, które już dziś są dostępne, choć wciąż nierefundowane i drogie, pomagają wielu chorym na otyłość. To dosłownie zmienia zasady gry. I to nie jest żadna droga na skróty - to jedyna droga - przekonuje ekspert. Dziś z okazji Światowego Dnia Otyłości - rozmawiamy o postrzeganiu i metodach leczenia otyłości.
- Od ponad trzydziestu lat zajmuję się leczeniem otyłości, a od ponad dwudziestu udzielam się publicznie, tłumaczę, i w mediach i na spotkaniach z lekarzami, że - co potwierdzają liczne badania - otyłość to choroba jak każda inna, i tak jak można zachorować na raka, tak można na otyłość - mówi mi dr hab. n. med. Mariusz Wyleżoł, chirurg, kierownik Warszawskiego Centrum Kompleksowego Leczenia Otyłości i Chirurgii Bariatrycznej w Szpitalu Czerniakowskim w Warszawie. - I proszę sobie wyobrazić, że nadal zdarza się, że po wielogodzinnym wykładzie, podejdzie do mnie młody lekarz i powie; “No wszystko fajne, co pan profesor opowiada, ale gdyby mniej żarli, to by nie przytyli".
- Dużo się w ostatnich latach zmieniło, kiedyś za publiczne porównywanie otyłości do raka spotykał mnie ogromny hejt, dziś powoli ludzie zaczynają rozumieć, że to też jest choroba, na dodatek bardzo niebezpieczna i śmiertelna. Ale podświadomie nadal nie wierzą w chorobę otyłościową bez winy chorego, patrzą na chorych i myślą: “grubas ma to na własne życzenie" - dodaje.
Kto jest zatem winny? - pytam. Tu sprawa robi się nieco bardziej skomplikowana.
Specjalista zauważa, że u podstawy otyłości może leżeć wiele czynników, dzieli je na zewnętrzne i wewnętrzne. Zacznijmy od tych pierwszych - to wysoko przetworzone żywienie, które sklepy i kultura jedzenia podsuwają nam na talerz.
- My sobie naiwnie wyobrażamy, że producenci jedzenia jedynie chcą nas karmić. Musimy jednak pamiętać o tym, że jest to przemysł jak każdy inny, który ma generować przede wszystkim zysk. Prowadzi to do sytuacji, w której koszty produkcji żywności muszą być jak najniższe, a sprzedaż jak największa, stąd do naszych sklepów trafia wysoko przetworzona żywność przesycona energią, niejednokrotnie w wyniku jej dodatkowego dosładzania, i bogata w tzw. polepszacze smaku. Nawet przykładowo zwykły jogurt owocowy - co niejednokrotnie udowadniam moim pacjentom, zawiera taką ilość energii, która odpowiada nawet 8 łyżeczkom cukru w szklance herbaty. Nie dalibyśmy rady wypić takiej herbaty. Nawet nie pomyślelibyśmy o tym, że można sięgnąć po taką herbatę, a spożywając żywność niestety, ale nie doświadczamy takiej refleksji. To prowadzi do sytuacji, kiedy wobec przemysłu spożywczego jesteśmy bezsilni - podkreśla dr hab. n. med. Mariusz Wyleżoł.
- Żeby uświadomić sobie, z jakim problemem się zmagamy, proponuję każdemu, aby przed zakupem danego produktu żywnościowego odwrócił opakowanie, znalazł na odwrocie jego metryczkę energetyczną (uwaga, czasami trzeba założyć okulary - to nie przypadek) i sprawdził liczbę kilokalorii zawartą w 100 gramach produktu, bo tak zazwyczaj jest wyrażana energetyczność kupowanych przez nas pokarmów, podzielił przez liczbę 10. Otrzymamy wówczas w dużym przybliżeniu liczbę łyżeczek cukru, które należałoby wsypać do herbaty, aby uzyskać taką samą jej kaloryczność. Zapewniam Państwa, że będziecie nieprzyjemni zaskoczeni. Oczywiście to tylko duże uproszczenie ponieważ na kaloryczność pokarmów składają się nie tylko cukry i tłuszcze, ale także białka, których na pewno potrzebujemy, niemniej takie proste zachowanie może nas niejednokrotnie uchronić przed zakupem żywności, której nie powinniśmy spożyć i zachęcić nas do głębszej analizy.
Przed około 10 laty przeprowadzane były wśród chorych na otyłość badania - mieli posegregować wskazane produkty i dania od najmniej do najbardziej kalorycznych i przypisać im wartość energetyczną. - Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu pacjenci jako kaloryczną wskazywali czarną kawę bez cukru, a uważali, że niewiele kalorii ma pizza - mówi lekarz. Nawiasem mówiąc, stąd tak istotna rola w procesie leczenia otyłości dietetyków, jako edukatorów żywieniowych.
Gdy wiedza o jedzeniu jest tak uboga, a wybór jedzenia nieprzetworzonego tak ograniczony, prawie zawsze konsekwencją są problemy ze zdrowiem i rozwój choroby otyłościowej. Wielu ekspertów potwierdza, że przetworzone jedzenie zaburza i trwale zmienia procesy metaboliczne w organizmie. - Chciałbym tu jednak wyraźnie podkreślić, że nawet jeśli otyłość bezsprzecznie wynika ze złych wyborów żywieniowych, jest to poza świadomą kontrolą pacjentów i nie możemy obciążać ich winą za to. Rosnąca liczna chorych na otyłość to efekt tego, jak ukształtowaliśmy sobie nasz świat, a jeżeli kogoś możemy obarczać winą, to całe społeczeństwo.
No dobrze, ale co z tymi, którzy jedzą świadomie, gotują samodzielnie, odmawiają cukru i coli, ruszają się - a też tyją? - pytam mojego rozmówcę. - No i właśnie to tu dochodzimy do czynników endogennych otyłości - to jest choroba jak każda inna, po prostu można na nią zapaść - mówi.
U podłoża rozwoju choroby otyłościowej może leżeć na przykład nadprodukcja greliny. Jest to tzw. hormon głodu, produkowany przez nasz żołądek, który niejako nakazuje mózgowi, że powinniśmy sięgnąć po jedzenie. Chorzy jedzą więc więcej aniżeli wynosi ich zapotrzebowanie energetyczne nie dlatego, że mają słabą wolę, tylko dlatego, że zdecydowała o tym grelina. - Chorzy na otyłość mają nadprodukcję tego hormonu albo złą reakcję układu nerwowego na ten hormon. Nie jesteśmy w stanie wygrać z greliną, u podłoża choroby naprawdę nie leży obżarstwo ani brak tak zwanej silnej woli - przekonuje dr hab. n. med. Mariusz Wyleżoł.
- Słyszę to w gabinecie niejednokrotnie. "Doktorze próbowałam na wszystkie sposoby, ale nie umiem schudnąć, co robię źle?" "Nic" - odpowiadam, bo to nie pani wina. Skoro latami jako społeczeństwo obwinialiśmy osoby z otyłością za ich stan, nie dziwi więc że one same - wciąż żyją w takim przekonaniu. Przychodzą do mnie i mówią: "Nie daję sobie rady z wagą", "Proszę patrzeć, jakiego dorobiłem się brzucha". "Mam boczki", "Roztyłam się". Prawie nikt nie mówi: "Choruję na otyłość, proszę mnie leczyć".
Badania naukowe dotyczące przyczyn otyłości są jednak stosunkowo nowe - grelinę odkryto dopiero w 2000 roku, a dopiero w 2005 roku dowiedziono, że rękawowa resekcja żołądka obniża poziom greliny w organizmie. Zresztą, nie o samą grelinę tu chodzi.
Drugi przykładowy mechanizm, który powoduje chorobę otyłościową, to brak poposiłkowej reakcji organizmu, która wywołuje uczucie sytości. Dzięki niemu zdrowa osoba przestaje jeść, chora na otyłość - nie odczuwa sytości lub odczuwa ją zbyt późno. Za proces ten odpowiada GLP1 - mała cząsteczka hormonu produkowana w ścianie jelita cienkiego w komórkach L.
Wiadomo już też, że przyczyn otyłości jest więcej, ale na tę chwilę nie są dokładnie poznane. I z całą pewnością wiemy już, że wina nie leży po stronie chorego, a jest zaburzeniem pracy organizmu w obszarze szeroko pojętego metabolizmu, w tym wypadku równowagi energetycznej.
- Osobiście uważam, że niejednokrotnie prapoczątkiem choroby otyłościowej może być pierwsze nierozsądne i zwykle niepotrzebne tzw. odchudzanie się. Ten moment, gdy ktoś uznaje, lub najczęściej otoczenie mu wmawia, że ma 5 kilo za dużo i zaczyna taką czy inną dietę redukcyjną. Zwykle jest to dziewczyna, która waży na przykład 70 kg, ale porównała się do modelki w telewizji i zaczęła się odchudzać - mówi specjalista. Momenty niedostatecznej podaży kalorii organizm w swoich najgłębszych odruchach odbiera jako zamach na życie - śmiertelne zagrożenie i wypracowuje mechanizmy, które mają już na zawsze ustrzec go przed takimi sytuacjami. - To trochę tak jakby nasz organizm wymyślił, co by tu zrobić, by ten, kto wpadł na pomysł odchudzania się, miał już zawsze nieco zapasu tłuszczu. W medycynie nazywamy to adaptacją metaboliczną - wyjaśnia prof. Wyleżoł.
- Omawiałem z kolegami lekarzami niedawno przypadek pacjentki, która przez całe życie ważyła 55 kilogramów i nagle w kilka miesięcy jej masa ciała wzrosła o 30 kg. Nie zmieniła stylu życia, ani diety, ani pracy. Po prostu zachorowała - tłumaczy profesor Wyleżoł.
- Nie raz słyszałem od pacjentów: "Ależ ja się tak pilnuje, nie obżeram się, znam się na żywieniu". Pani redaktor - na moim stole operowałem już i dietetyków, i specjalistów od żywienia, i lekarzy. Choroba nie wybiera. Często też, gdy widzę w telewizji osoby, które "schudły" tylko dzięki diecie 40 czy 50 kg - pytam: "No dobrze, ale na jak długo?" Niestety, ale nie widzę już w mediach tych bohaterów po roku, dwóch, czy trzech latach. Obym się mylił, chętnie w tym miejscu przyznam się do błędu jeżeli znamy taki przypadek, ale współczesna nauka wyraźnie wskazuje, że choroba otyłościowa to choroba przewlekła bez tendencji do samoustępowania. Gdy uświadamiam to pacjentom, widzę, jak posępnieją ich twarze, jakbym odbierał im nadzieję, ale tak jest naprawdę i póki co, trzeba skupić się na tym, że można leczyć jej skutki poprzez redukcję masy ciała, ale nie przyczyny, których nie znamy i nie rozumiemy. Chorzy na otyłość wymagają przewlekłego leczenia i już zawsze będą musieli uważać na to, co i ile jedzą, podczas gdy inni, zdrowi, będą mogli jeść co popadnie i wcale nie tyć. To jest właśnie ta niesprawiedliwość tej choroby - dodaje.
"Bzdura. Wystarczy mniej jeść i więcej się ruszać" - przyznaj się, czytelniku, ile razy pomyślałeś, że nie ma żadnej choroby otyłościowej, a jest to po prostu skutek obżarstwa i siedzenia. Ale kto nie musiał restrykcyjnie ograniczać pożywienia w świecie, w którym jedzenie jest kulturą, religią, modą i wszechobecną pokusą nakręcaną przez miliardowe nakłady marketingowe przemysłu spożywczego - ten nie zrozumie.
Jak podkreśla lekarz, samodzielne próby pokonania otyłości to walka z wiatrakami, prowadząca do frustracji, to życie w ciągłym poczuciu winy i osobistej porażki, w lęku przed tym, co mogę zjeść, w cierpieniu z powodu spadku poczucia własnej wartości, we wstydzie, który można jedynie tuszować żartami na własny temat.
Jakoś nigdy nie zarzucamy chorym na raka płuc, że palili papierosy, a ktoś, kto ma alkoholową marskość wątroby, nie musi wstydzić się tego, że zachorował, choć - obiektywnie - przyczynił się do swojego stanu zdrowie, tym jak żył. Tymczasem chorzy na otyłość krytykowani są na każdym kroku, nawet w środowisku lekarskim.
- Nie jest dziś wstydem publicznie pokazać swoją wyłonioną stomię, którą ma się po operacji usunięcia raka odbytnicy, ale wstydem jest publicznie sięgnąć po jedzenie, gdy "jest się otyłym". Mam takie przekonanie, wynikające z rozmów z chorymi, że żyją oni w ciągłym poczuciu wstydu - podsumowuje lekarz. Dlatego też wielu z nich wcale się nie leczy, nie szuka pomocy medycznej, bo przecież to ich wina, jak twierdzi najczęściej ich otoczenie, nawet najbliżsi.
- Jeszcze do niedawna nie mieliśmy ani wiedzy o tym, skąd naprawdę bierze się otyłość, ani też my - lekarze, nie mieliśmy narzędzi do jej leczenia. Jako chirurg mogłem zaproponować leczenie chirurgiczne, ale inni lekarze mogli co najwyżej powiedzieć “proszę mniej jeść". To był pewien rodzaj szykanowania pacjentów. Tymczasem nie można oczekiwać od pacjentów z chorobą otyłościową samowyleczenia - ono jest po prostu niemożliwe - przekonuje ekspert.
A co z osobami, które mają za dużo kilogramów, ale czują się dobrze? Czy można nie leczyć otyłości, jeśli ktoś uzna, że mu nie przeszkadza? - Takie pytanie zadaje sobie wielu pacjentów. Lekarz stawia sprawę jasno: "Nie ma zdrowej otyłości". Nawet jeśli wydaje nam się, że mamy tylko nadmiarowe kilogramy, ale nie dopadła nas jeszcze żadna choroba, to one nadejdą, prędzej przy później.
Na liście bezpośrednich konsekwencji i powikłań otyłości widnieje nawet trzysta różnego rodzaju dolegliwości. Otyłość prowadzi do rozwoju innych chorób, które bezpośrednio zagrażają życiu. Najczęściej występującymi są: cukrzyca typu 2., nadciśnienie tętnicze, bezdech senny, zaburzenia hormonalne, zespół policystycznych jajników, a nawet - próchnica. Otyłość znacząco zwiększa również ryzyko rozwoju nowotworów.
- Sam kiedyś nie wiedziałem, że otyłość to choroba. Powiem więcej, na samym początku, przed 34 laty, kiedy po raz pierwszy miałem kontakt z chorymi na otyłość leczonymi chirurgicznie pomyślałem: "Jak trzeba być głupim, by dać się pokroić, zamiast przestać jeść!?" - zdradza profesor Wyleżoł. - Ponieważ byłem zbyt krnąbrny i wygadany jak na młodego asystenta stażystę, trafiłem za karę decyzją przełożonego w 1990 roku do pracy w poradni chirurgicznego leczenia otyłości, mieszczącej się przy klinice chirurgii w Zabrzu. Ale muszę przyznać, że bardzo szybko zrozumiałem wsłuchując się w głosy chorych, że są oni bezradni w obliczu rozwijającej się choroby a operacja jest dla nich jedyną szansą ratunku. Dzisiaj apeluję o to samo do Państwa - nie trzeba wcale znać wyników badań naukowych, wystarczy otwarta, szczera, nie uprzedzona stereotypami rozmowa z chorym, aby zrozumieć naturę tej choroby - apeluje lekarz. Wiedza na temat przyczyn rozwoju otyłości, roli hormonów wydzielanych przez przewód pokarmowy a regulujących spożycie pokarmów i roli chirurgii bariatrycznej przyszła dopiero po 2000 roku, a i tak nadal jest ona bardzo skromna.
- Przykładowo dziś chorym usuwamy część żołądka nie po to, by zmniejszyć jego objętość i miejsce na spożywane jedzenie, ale by zredukować ilość greliny - traktujemy żołądek jako narząd wydzielania wewnętrznego, który nadmiernie produkuje ten hormon - nie jest to już nawet chirurgia bariatryczna, to chirurgia metaboliczna - tłumaczy ekspert, który sam jest pionierem polskiej bariatrii i pierwszym lekarzem w Polsce, który przed ponad 25 laty przeprowadzał operacje bariatryczne metodą laparoskopową, minimalizując ryzyko powikłań pooperacyjnych i skracając czas hospitalizacji. Co ciekawe i co obala kolejny mit o chorobie otyłościowej - chorzy na otyłość mają takie same żołądki jak osoby zdrowe. Przekonanie o tym, że są one większe, obalono jeszcze w latach 90.
Kiedyś wrzody żołądka lub większość nowotworów leczono wyłącznie chirurgicznie, dziś mamy już leki, które mogą pokonać te choroby bez konieczności interwencji chirurgicznej. Podobnie do niedawna operacja bariatryczna była jedyną skuteczną i trwałą metodą leczenia otyłości. Ale to już się zmienia, a w niedalekiej przyszłości być może chirurdzy bariatrzy nie będą potrzebni - tak przewidują eksperci.
- Na naszych oczach dokonuje się rewolucja. Od pięciu lat w Polsce, a na świecie od około ośmiu, mamy do dyspozycji leki oparte na inkretynach, które pomagają regulować masę ciała. Choć pierwotnie zostały zarejestrowane do leczenia cukrzycy typu 2., szybko okazało się, że są one w odpowiedniej dawce także skuteczne w leczeniu otyłości. Zawierają one analogi wspomnianych inkretyn [to grupa hormonów jelitowych zwiększających poposiłkowe wydzielanie insuliny, ich przykładem jest wspomniany hormon GLP1 - przyp. red], które odpowiadają za to, że przestajemy jeść, bo odczuwamy sytość. To dosłownie zmienia zasady gry. I to nie jest żadna droga na skróty - to jedyna droga - przekonuje ekspert.
Gdzie jest haczyk? - Leki, które są obecnie zarejestrowane do leczenia otyłości, są bardzo trudno dostępne, praktycznie ich nie ma. Dlatego chorzy sięgają po leki pokrewne, służące do leczenia cukrzycy typu 2., a to z kolei, ze względu na ogromne i rosnące wciąż zapotrzebowanie, doprowadza do światowego kryzysu dostępności tych środków. Ponadto w Polsce są to leki dość drogie i wciąż nierefundowane w leczeniu otyłości, co może sugerować, że nie dostrzeżono potrzeby udostępnienia ich dla chorych na otyłość. Uważam, że to się musi zmienić i zmieni się z korzyścią dla nas wszystkich, ponieważ zawsze leczenie przyczyny, jest tańsze aniżeli leczenie powikłań, w tym przypadku powikłań otyłości - dodaje lekarz.
Na skutek powszechnej nadziei na opanowanie otyłości dzięki lekom, jakie opanowało cały świat, rośnie czarny rynek recept leków na cukrzycę typu 2. i otyłość. Bez wątpienia konieczne są szybkie rozwiązania systemowe. Oraz edukacja w tym temacie - gdyż leczenie tymi środkami to nie sposób na zrzucenie kilku kilogramów przed weselem koleżanki czy wakacjami na plaży. - To leczenie przewlekłe poważnej choroby - podkreśla prof. Wyleżoł.
- Leki na otyłość są z nami krótko, ale podejrzewam, że będzie z nimi tak, jak z lekami na nadciśnienie. Pacjenci będą być może mieli zmieniane środki, z jednego leku na inny, z jednooskładnikowego na dwu- czy trzyskładnikowe leki kolejnej generacji. Być może będzie zmieniana dawka, bo skoro będzie mniejsza masa ciała, to i mniej składnika aktywnego będzie potrzebne. Ale leki te nie wyleczą przyczyn otyłości, będą więc musiały być przyjmowane przewlekle - ich odstawienie w większości przypadków będzie skutkowało wzrostem masy ciała - tłumaczy lekarz.
- Chciałbym na koniec podkreślić coś niezwykle ważnego. Mamy już pięcioletnie badania, które jednoznacznie mówią, że przyjmowanie przewlekłe leków na otyłość znacząco zmniejsza ryzyko wystąpienia poważnych incydentów chorób sercowo-naczyniowych takich jak udar mózgu czy zawał mięśnia sercowego. Leczenie farmakologiczne otyłości ma więc charakter ratujący życie i zdrowie podobnie jak chirurgia bariatryczna, o czym wiemy już od prawie 20 lat. Natomiast odwracając tą sytuację, trzeba podkreślić, że chorzy, którzy nie podejmują tego leczenia, mają większe ryzyko przedwczesnego zgonu i o tym przede wszystkim należy pamiętać, kiedy wyrażamy nieuprawnione opinie, aby wyleczyli się sami.
CZYTAJ TAKŻE
Czym jest jedzenie intuicyjne? To będzie najlepsza dieta 2024 roku
Talerz Zdrowego Żywienia. To jedyna dieta, która działa i nie szkodzi