Piękne i młode na zawsze. Ignorujemy starość, uciekamy przed maturitas [FELIETON]
Już po trzydziestce widzimy pierwsze zmarszczki wokół oczu, a po wykarmieniu dwójki czy trójki dzieci, biust dawno nie jest w takiej formie, jak kiedyś. Na półkach drogerii szukamy kremów przeciwzmarszczkowych, a w sieci informacji, jak domowymi sposobami naciągnąć skórę na powiekach, by nie opadały. Aż w końcu przychodzi ten czas, kiedy szukamy w sieci zupełnie czegoś innego: chirurgii estetycznej, która na dłużej ma rozprawić się z naszym starzeniem. Po co?
Paradoks współczesnych czasów polega na tym, że chociaż mamy świadomość, co wpływa na szybsze starzenie się ciała i umysłu, to często sami wystawiamy się na czynniki przyspieszające ten proces. Siadamy na kanapie, włączamy Netlixa, a z szafki wyjmujemy paczkę czipsów i odkorkowujemy wino. Tak spędzamy wieczór, albo i pół nocy - niedosypiając, ale z poczuciem, że robimy coś dla siebie. Rano wklepujemy w twarz kremy z retinolem, a całość okrywamy dużą ilością podkładu, rozświetlacza, bronzera i różu. Nabieramy blasku, barw i świeżości, która nie jest ani autentyczna, ani zdrowa.
Mając 30 lat, sięgamy po kremy z oznaczeniem "plus 40" - dla pewności, by kurze łapki przypadkiem nie dopadły nas zbyt szybko. Wcieramy mleczka, balsamy, szorujemy ciało peelingami, depilację maszynką zamieniamy na tę laserową - hit walki z niechcianym owłosieniem prosto z salonów kosmetycznych. A do salonów kosmetycznych chodzimy coraz częściej - na paznokcie, na rzęsy, na brwi, na mezoterapię i usuwanie wąsika.
Gabinetów specjalizujących w medycynie estetycznej czy chirurgii plastycznej w ostatnich latach narosło jak grzybów po deszczu. Jest popyt? Jest podaż. To oznacza tylko tyle, że coraz częściej chcemy być gładsze i piękniejsze, ale nie zawsze idzie to w parze z określeniem "zdrowsze".
Historia chirurgii plastycznej jest starsza, niż może się wydawać, bowiem już w starożytnym Rzymie bogate kobiety rekonstruowały sobie rozciągnięte małżowiny uszne, zmęczone noszeniem zbyt ciężkich kolczyków.
Z ciał niewolników z powodzeniem usuwano symbole, którymi byli znakowani, a żołnierze poddawali się zabiegom rekonstrukcyjnym, jeśli w wyniku walk odnieśli szpecące obrażenia.
W historii chirurgii plastycznej ciekawą postacią był indyjski lekarz Sushruta, który stał się sprzymierzeńcem przestępców i cudzołożników. W ramach kary winnych pozbawiano nosów, co - nie dało się ukryć - wyróżniało ich w lokalnej społeczności. Obcięty nos był równoznaczny z tym, że dany mężczyzna mocno mijał się z prawem, a Sushruta postanowił pomóc im rozprawić się z przeszłością. Opracował system odtwarzania "skróconych" nosów z użyciem skóry pobranej z policzka lub czoła, którą przytwierdzał na czubek tego, co po nosie pozostało. I chociaż bliznę na nosie zamieniał na tę na czole lub policzku - cel był szczytny bez wątpienia.
Dziś chirurgia plastyczna wykorzystywana jest nie tylko po to, by zmniejszyć rany po oparzeniach czy ciężkich chorobach nowotworowych. Dostęp do chirurga jest nieograniczony dla każdego, bo aby poprawić piersi czy nos, dziś portfel nie musi być już wypchany po brzegi. Większy popyt na chirurgiczne udoskonalanie ciał sprawił, że usługi są powszechnie dostępne, a ceny nie są już tak zaporowe, jak kiedyś.
Ten nieograniczony dostęp sprawia, że coraz częściej chcemy efektu "tu i teraz". Nie trzeba przez rok zawzięcie powtarzać tych samych ćwiczeń, by mieć jędrne pośladki i szczupłe uda - dziś można mieć implanty nie tylko w piersiach, ale i w pupie.
Dziś nie trzeba kłaść plastrów ogórka na oczy, by usprawnić krążenie, złagodzić zmarszczki i pozwolić im odpocząć - dziś mamy mezoterapię, masaż kobido, implanty policzków i zabiegi z użyciem nici liftingujących. Jest szybko i skutecznie.
Medycyna estetyczna pomogła niejednej kobiecie uporać się z kompleksami, niskim poczuciem własnej wartości. Dzięki niej niejedna kobieta wyszła przed szereg tłumu, poczuła kobiecość i energię, jakiej nigdy dotąd czuć nie mogła przez krzywy nos lub odstające uszy. Chirurgia plastyczna zamaskowała niejedną walkę z nowotworem czy kontakt z substancjami żrącymi. Niejednej kobiecie pozwoliła wyjść z depresji czy toksycznego związku. I za to jej chwała. Jednak im bardziej jest ona powszechna, tym bardziej zaciera się linia wyznaczająca pewne granice.
Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Pozbycie się zmarszczek, obwisłego biustu czy doskonały makijaż permanentny, który nie zmaże się w czasie snu, kuszą bardziej i sprawiają, że w medycynie estetycznej można się zatracić.
Patrząc na te kobiety, w których kobiecości coraz mniej, a więcej sztuczności, nietrudno nie zauważyć, że granica wieku niebezpiecznie się przesuwa. Dziś nawet te, które mają więcej niż 70 lat, wciąż chcą być niczym nastolatki - z gładką cerą, gęstymi rzęsami i apetycznym biustem.
Do takich właśnie (i to bez znaczenia, w jakim są wieku), przywiera brzydkie określenie: plastik. A plastikos to z łacińskiego "nadający się do formowania" - bo te kobiety dają się formować w dowolny sposób, nie pozwalając na to, by natura dokonała swego.
Przyklejone rzęsy, naciągnięta skóra twarzy i usta, którymi nie da się pić przez słomkę (papierową, nie plastikową oczywiście), bo są napęczniałe od ostrzykiwania, stały się atrybutem kobiecości i piękna.
A proces starzenia się jest nie tylko naturalny, ale i nieuchronny. Im jesteśmy starsze, tym większą wagę warto przykładać do tego, co jemy i jak się ruszamy. Im jesteśmy starsze, tym bardziej nasze ciała potrzebują witamin i pierwiastków, które budują nasze zdrowie od wewnątrz. Im jesteśmy starsze, tym bardziej powinnyśmy się wysypiać i odpoczywać, bo prędzej czy później organizm się o to upomni.
Odwlekamy to w czasie i wypieramy ze świadomości. Negujemy, że to już, że czas młodości mija. Nie dajemy dojść do głosu dojrzałości, a później starości. Nie pozwalamy, by przyprószyła włosy siwizną, pozwoliła organizmowi zwolnić z pracą po tych 50, 60 czy 70 przeżytych latach. Kobiety boją się, że przestaną być atrakcyjne, że starzenie się na zawsze przekreśli ich power i chęć do działania. Że te zmarszczki na twarzy je zdemaskują, odkryją ich wiek. Tak, jakby miał on cokolwiek definiować.
Młoda twarz i napięte ciało nie zatrzymają starzenia, które toczy się na poziomie każdej komórki ciała. Mogą tylko oszukiwać, że jeszcze mamy czas na to, by zadbać o siebie od środka. Mogą dawać złudne wrażenie, że wciąż możemy tyle, ile trzydzieści lat temu. Że na odpoczynek przyjdzie jeszcze czas, a po zdrowe jedzenie sięgniemy wtedy, gdy poczujemy mniej energii lub staniemy w kolejce do lekarza.
Jeśli jesteśmy w grupie tych kobiet, którym dane będzie dożyć późnego wieku, to zestarzeć się po prostu musimy. Z pomocą drobnych zabiegów, możemy starzeć się wolniej i z większą elegancją, ale warto starzeć się przede wszystkim godnie. Z akceptacją przemijania, siwienia czy marszczenia zwłaszcza tam, gdzie chirurgia nie pomoże. Nie oszukując się, że możemy zatrzymać czas. Nie wpadając w błędne koło zabiegów chirurgicznych, które potrafią oszpecić i nadać sztuczności. Szanując to, że nasze ciało przez wiele lat odwaliło kawał ciężkiej pracy. Aż w końcu starzeć się trzeba tak, by plastikos zamienić na maturitas.
CZYTAJ TAKŻE:
Lifting siatkowy na luźną skórę twarzy robi furorę w Azji. Lekarz: Metoda szokująca i nieskuteczna
Przyklej na twarz i połóż się spać. Obudzisz się wyglądając młodziej i bez zmarszczek
Tak przyspieszasz powstawanie zmarszczek. Zmień to, bo kremy nie pomogą