Na chorobę Alzheimera chorują całe rodziny. Psychiatra: pacjenci tracą kontrolę nad ciałem i emocjami

21 września obchodzimy Światowy Dzień Walki z chorobą Alzheimera. Chociaż panuje przekonanie że dotyczy ona przede wszystkim ludzi starszych, to chorują także młodsi. Alzheimer to nie tylko utrata pamięci, ale także agresja, ucieczki, wahania nastroju i nieustanna opieka nad chorym, której brzemię najczęściej spoczywa na barkach rodziny. Prof. Dominika Dudek, psychiatra, szefowa Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego i Katedry Psychiatrii Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego, specjalnie dla Interii ZDROWIE opowiedziała o tym, czym jest choroba Alzheimera i dlaczego dotyczy nie tylko pacjentów, ale całych rodzin.

Maria Mazurek: Czy choroba Alzheimera to problem tylko starszych ludzi?

Prof. Dominika Dudek, psychiatra: Absolutnie nie. Po pierwsze: istnieje wczesna postać tej choroby. Może ona dotknąć nawet czterdziesto- i pięćdziesięciolatków. Pięknie opowiada o tym film "Motyl Still Alice" z Julianne Moore, która zresztą otrzymała za tę kreację Oscara. Grana przez nią bohaterka, pani profesor psychologii, odkrywa u siebie objawy choroby Alzheimera. Film pokazuje, jak choroba stopniowo się pogłębia a tytułowa Alice heroicznie walczy o to, by jak najdłużej zachować sprawność.

Reklama

- Natomiast prawdą jest, że wczesna (czyli diagnozowana przed 65. rokiem życia pacjenta) postać tej choroby jest stosunkowo rzadka. Zazwyczaj choroba Alzheimera dotyka seniorów, natomiast - i to jest drugi powód, dla którego nie jest "problemem tylko starszych ludzi" - ciężar opieki nad takim pacjentem spoczywa na członkach rodziny. I to jest bardzo duże brzemię, bo chory nie tylko zapomina, nie tylko przestaje rozpoznawać bliskich, ale również bywa agresywny: wyrywa się, ucieka, przepycha, szczypie. Można powiedzieć, że zazwyczaj na chorobę Alzheimera - podobnie jak na inne choroby otępienne - choruje cała rodzina. I często to bliscy pacjenta trafiają do mojego gabinetu.

Z czym przychodzą?

- Ze stanami depresyjnymi. Ze skrajnym wyczerpaniem, frustracją, z poczuciem żalu wynikającym z konieczności rezygnowania z własnych planów. Są rozdarci pomiędzy poczuciem obowiązku i miłością do bliskiej osoby a potrzebą, by żyć własnym życiem. Mają poczucie winy, że tracą cierpliwość, że zdarza się, że podniosą głos albo wręcz szarpną taką osobą. Że czasem czują do niej wściekłość i obrzydzenie - bo tata, w którego całe życie byli zapatrzeni, rozchlapuje zupą jak trzylatek i krzyczy przy tym "a bum".

Domowa opieka nad takim pacjentem to jest czysty heroizm.

- Zgadzam się. Opiekunowie takich osób powinni być zatem objęci sensownym systemem wsparcia. Wizyty pielęgniarki środowiskowej oczywiście są pomocne, ale nie rozwiązują całkowicie problemu. A dotkniętych nim rodzin jest w Polsce bardzo dużo. Już w tym momencie, według szacunków, mamy w naszym kraju około 300 tysięcy ludzi z chorobą Alzheimera. Zapada na nią co dziesiąty pacjent po 65. roku życia i co trzeci powyżej 85. roku. Przy czym trzeba dodać, że choć choroba Alzheimera jest najczęstszą chorobą otępienną, to nie jedyną. Mamy również inne otępienia, na przykład czołowo-skroniowe czy naczyniowe. To ostatnie, w przeciwieństwie do choroby Alzheimera i otępienia czołowo-skroniowego, nie ma jednak podłoża neurodegeneracyjnego.

Neurodegeneracyjnego - czyli jakiego?

- Neurodegeneracja, mówiąc najprościej, to uszkodzenie i obumieranie neuronów. Ten proces bardzo często stoi u podłoża chorób otępiennych, czyli takich, w których zaburzone są funkcje poznawcze (głównie te związane z zapamiętywaniem). Jednak istnieją również schorzenia neurodegeneracyjne - jak choroba Parkinsona - które objawiają się głównie dysfunkcjami ruchowymi.  

Co właściwie dzieje się w mózgu osoby chorej?  

- Na neuronach mózgowych w patologiczny sposób odkładają się złogi białkowe, które stopniowo uszkadzają tkankę nerwową. Proces ten najsilniej dotyka hipokampa - a więc części mózgu odpowiedzialnej za orientację przestrzenną i zapamiętywanie - choć w późniejszych stadiach choroby rozszerza się na pozostałe obszary mózgu. Choroba dotyczy też naczyń mózgowych, co może doprowadzić do mikroudarów i dodatkowo przyspieszać procesy neurodegeneracyjne. Widzimy też upośledzenia w zakresie neuroprzekaźnictwa - spada przede wszystkim poziom acetylocholiny, substancji, która pomaga w koncentracji, zapamiętywaniu i przetwarzaniu informacji. Mówię teraz o czysto neurobiologicznych aspektach choroby, ale wiesz przecież, że nie jestem zwolenniczką sprowadzania wszystkiego do procesów w mózgu. Tak naprawdę na choroby otępienne - i w ogóle na proces starzenia się mózgu - powinniśmy patrzeć jako na wynik złożonej interakcji między czynnikami neurologicznymi, genetycznymi, naczyniowymi, ale też środowiskowymi.

Środowiskowymi? Czyli możemy w jakimś stopniu zapobiegać zachorowaniu?  

- Oczywiście nie jesteśmy w stanie całkowicie się przed nim zabezpieczyć. Wiemy jednak, że na procesy neurodegeneracyjne w mózgu ma wpływ stres oksydacyjny, któremu do pewnego stopnia możemy zapobiegać dzięki stosowaniu diety bogatej w warzywa, jagody, ryby, orzechy i zieloną herbatę. Naszym wrogiem w walce o zachowanie sprawności mózgu jest też stres emocjonalny, niedostateczna ilość snu, używki (zarówno alkohol, jak i papierosy). To brzmi jak banał: wysypiajmy się, zdrowo się odżywiajmy, starajmy się unikać stresu, zadbajmy o aktywność fizyczną. Wiem, że powtarzają to wszyscy, w kontekście każdej możliwej choroby i dolegliwości, więc pewnie nie zwracamy na te apele już większej uwagi. Ale to naprawdę klucz do życia w zdrowiu psychicznym, fizycznym, w sprawności fizycznej i intelektualnej.

- W kontekście chorób otępiennych bardzo ważne jest też, aby dbać o aktywność umysłową. Czasem po przejściu na emeryturę zaczyna nam brakować intelektualnych i społecznych wyzwań, nasz mózg się "rozleniwia", coraz mniej mu się chce. Zadbajmy o to, żeby stale go pobudzać - inspirującą lekturą, rozmowami z przyjaciółmi, wyjściami do teatru. Możemy rozwiązywać krzyżówki, łamigłówki, sudoku. Co tylko lubimy, ale pamiętając, że - tak jak warto ćwiczyć swoje mięśnie - warto też ćwiczyć mózg.

Tym bardziej, że na choroby otępienne nie ma lekarstwa, prawda?

- Nie mamy leku, który byłby w stanie zatrzymać, ani tym bardziej cofnąć ich rozwój. Dysponujemy tylko środkami, które mogą podnosić jakość życia pacjentów i znacznie spowalniać proces chorobowy.

Masz na myśli leki zwiększające stężenie acetylocholiny?

- Tak, one do pewnego stopnia hamują procesy otępienne, ale nie działają w przypadku wszystkich chorób z tej grupy. W chorobie Alzheimera wykazują pewną skuteczność, natomiast w przypadku otępienia czołowo-skroniowego już nie. Czasem włączamy też farmakoterapię, która hamuje objawy współwystępujące. Potrzebne bywają na przykład leki przeciwdepresyjne, uspokajające lub przeciwpsychotyczne. Bo o ile w przypadku wczesnych etapów choroby objawy dotykają przede wszystkim funkcji poznawczych: chory traci wątki w rozmowie, zapomina słów, nie jest w stanie przypomnieć sobie, który jest rok, gubi się i traci orientację, o tyle na późniejszym etapie może wystąpić agresja, wybuchy wściekłości, a nawet objawy psychotyczne. Chory może majaczyć, może mieć omamy. Szczególnie wieczorem, bo w chorobach otępiennych obserwujemy zjawisko, które nazywamy "zespołem zachodzącego słońca". Brzmi romantycznie, ale z romantyzmem ma to niewiele wspólnego: po prostu pod wieczór (często właśnie tuż po zachodzie słońca i jeszcze zanim całkowicie zapadnie zmrok) pacjentom często się pogarsza.

W tych chorobach trochę cofamy się rozwojowo do dzieciństwa, prawda?

- Szczególnie w późniejszych etapach, gdy coraz bardziej potrzebujemy opieki i pielęgnacji ze strony innych. Pacjent w pewnym momencie nie jest w stanie już samodzielnie się ubrać, umyć, przyrządzić sobie posiłku. Co więcej, czasem gryzie i żuje niejadalne przedmioty. Traci kontrolę nad swoimi emocjami, może być nieadekwatnie wesoły lub rozdrażniony. W pewnym momencie może już nie rozpoznawać własnego odbicia w lustrze. Mówię teraz o etapie, który występuje zazwyczaj dobre kilka - jeśli nie kilkanaście - lat po diagnozie. To choroba postępująca, ale to nie dzieje się z dnia na dzień ani z tygodnia na tydzień. Tak jak wspomniałam: zaczyna się dość subtelnie, od mylenia dat, gubienia drogi, zapominania słów, problemów z przypomnieniem sobie, co robiłem kilka godzin wcześniej.

Jak pomóc bliskiemu dotkniętemu chorobą Alzheimera?

- Zapewnić mu poczucie bezpieczeństwa, zrozumienie, szacunek. Najdłużej jak to tylko możliwe rozmawiać z taką osobą, być jej ciekawym, cierpliwym. Osoby z otępieniem mają problem z przypominaniem sobie tego, co działo się kilka godzin wcześniej, ale zazwyczaj ze szczegółami pamiętają wydarzenia z przeszłości i chętnie o nich opowiadają. Słuchajmy ich wspomnień - nie tylko dla nich, ale też dla siebie. Warto też upewnić się, że chory jest "zaopiekowany" również jeśli chodzi o inne choroby czy dysfunkcje. Upewniać się, że nie pogorszył mu się słuch, wzrok, że go nie boli. Ponieważ pacjenci mają problem z orientacją w terenie, możemy umieścić w domu rodzaj drogowskazów - aby w ten sposób podpowiedzieć mamie czy babci, gdzie jest kuchnia, gdzie łazienka a gdzie sypialnia. Dobrym pomysłem jest też powieszenie zegarów i kalendarzy, tak, aby osoba dotknięta chorobą mogła łatwo stwierdzić, który jest rok, miesiąc, godzina.

- A przede wszystkim: bądźmy dla nich i z nimi. Samotność jest największym problemem seniorów. Nie tylko tych dotkniętych chorobami otępiennymi. I mam na myśli samotność wynikającą zarówno z tego, że fizycznie nie ma przy nas ludzi - bo już nie pracujemy, zmniejszamy aktywności społeczne, przyjaciele umierają lub nie mogą wychodzić już z domów, ale też z tego, że nawet wśród ludzi czujemy się niezrozumiani, niewysłuchani, lekceważeni. Wykluczając babcię czy dziadka z rozmowy, możemy mieć wrażenie, że oni i tak tego nie rozumieją, ale naprawdę możemy być w błędzie.

Chyba jest trochę prawdy w powiedzeniu, że starość się Panu Bogu nie udała?

- Starość to bezustanne przeżywanie strat: biologicznych i społecznych. Nawet jeśli nie cierpimy na żadną bardzo dramatyczną chorobę, to zazwyczaj niedomaga nam już wzrok, słuch, tracimy sprawność fizyczną, bolą nas stawy, pojawiają się - szczególnie u kobiet - problemy z nietrzymaniem moczu. To wszystko nas krępuje, izoluje, frustruje. Do tego odchodzą ci, którzy szli z nami przez życie - rodzice, rodzeństwo, przyjaciele. Już nie pracujemy, czujemy się coraz mniej potrzebni. Zaburzenia depresyjne są dwukrotnie częstsze wśród seniorów niż ludzi młodszych. To wszystko składa się na dość ponury obraz starości i patrząc z tej perspektywy, to powiedzenie jest uzasadnione. Ale można też na starość spojrzeć inaczej.

Jak?

- Jako na dobry czas, w którym już niewiele musimy, a wciąż możemy bardzo dużo. Zofia Nałkowska pisała, że starość to przedłużenie młodości i jak obserwuję swoich osiemdziesięcioletnich znajomych - którzy są aktywni, ciekawi świata, z poczuciem humoru - to widzę, że w tym stwierdzeniu jest sporo racji. Na dobrą starość w dużej mierze można sobie zapracować. Jeśli całe życie jesteśmy aktywni fizycznie, społecznie i intelektualnie, dbamy o pasje i przyjaźnie, myślimy o diecie i formie, to starość może być całkiem przyjemna.

CZYTAJ TAKŻE: 

Zmniejsza ryzyko alzheimera, poprawia pracę mózgu. Stosuj zasadę 10:5 

Jelita to nie tylko odporność. Bakterie wpływają na rozwój tych chorób

Mózg starszy nawet o dwa lata. Naukowcy wskazują, co postarza i odmładza mózg

Działa na ciało, ale i mózg. Efekty? Lepsza pamięć, mniej stresu i mniejsze ryzyko demencji

INTERIA.PL

W serwisie zdrowie.interia.pl dokładamy wszelkich starań, by przekazywać wyłącznie sprawdzone, rzetelne informacje o objawach i profilaktyce chorób, bo wierzymy, że świadomość i wiedza w tym zakresie pomogą dłużej utrzymać dobre zdrowie.
Niniejszy artykuł nie jest jednak poradą lekarską i nie może zastąpić diagnostyki i konsultacji z lekarzem lub specjalistą.

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL