Jak samopoczucie? Dziś (rzekomo) najbardziej depresyjny dzień w roku
Dziś Blue Monday - trzeci poniedziałek stycznia i ponoć najbardziej depresyjny dzień w całym roku. Określa go wzór matematyczny uwzględniający czynniki meteorologiczne, ekonomiczne i frustrację wynikającą z niespełnionych postanowień noworocznych. I choć naukowcy - w tym nawet jego twórca, brytyjski psycholog Cliff Arnall - nie traktują "Blue Monday" poważnie, to może jest on dobrą okazją do przyjrzenia się swoim emocjom i konstruktywną refleksję: czy nie za wiele od siebie wymagam, a nie za mało sobie daję?
Zaznaczmy to już na wstępie: Blue Monday przez 20 lat swojej historii mocno odkleił się od kontekstu, w jakim powstał. Choć matematyczny wzór wyznaczający "najsmutniejszy dzień w roku" stworzył naukowiec - psycholog Cliff Arnall - to kontekst jego powstania naukowy nie był. Arnall działał na zlecenie biura podróży, które zaprosiło go do stworzenia kampanii reklamowej zachęcającej do wyjazdu na zimowe urlopy.
Stworzony w tym celu pseudowzór matematyczny określający Blue Monday - choć dla laika może wyglądać profesjonalnie - był raczej zabawą nauką, rodzajem puszczenia oczka. Blue Monday bardzo szybko zaczął jednak żyć swoim życiem, wywołując całkiem poważne dyskusje (i to na całym świecie) na temat zdrowia psychicznego w połowie stycznia. W pewnym monecie sam Arnall musiał prostować, że to nie jest "prawdziwa nauka", tylko marketingowy chwyt.
Kariera Blue Monday wynika jednak stąd, że psycholog - choć nie korzystał przy tej okazji z naukowych metod - trafił w sam punkt naszych styczniowych frustracji. Krótkie dni, poświąteczny dołek finansowy i niezadowolenie z porzucenia noworocznych postanowień (a do tego znienawidzone poniedziałki!) - to wszystko sprawia, że wielu z nas ma ochotę przykryć się kołdrą i nie wychodzić spod niej do wiosny. Tylko że to najgorsze, co moglibyśmy zrobić z zimową chandrą.
Zacznijmy od pierwszej ze składowych "Blue Monday": styczniowej aury. Dni są wciąż bardzo krótkie, brakuje nam słońca, a tym samym witaminy D (już sam niedobór tej syntezowanej pod wpływem słońca substancji skutkuje obniżeniem nastroju, a nawet stanami depresyjnymi).
Zimowa aura raczej nie zachęca do spacerów i innych aktywności na świeżym powietrzu. Szczególnie w Wielkiej Brytanii, gdzie powstawał termin "Blue Monday". W Polsce zdarza się jeszcze - choć coraz rzadziej - piękna, biała zima. W słoneczne dni w teorii możemy spacerować, jeździć na biegówkach, wybrać się z dziećmi na sanki albo ulepić bałwana, choć w tym roku śniegu było i jest jak na lekarstwo. Poza tym, gdy tuż po godzinie 16 zapada zmrok, i tak nie mamy na to w tygodniu czasu. Mniejsza ilość aktywności na świeżym powietrzu - i ruchu w ogóle - wiąże się z kolei z szeregiem niekorzystnych zmian w naszym ciele, w tym z niedoborem serotoniny, neuroprzekaźnika odpowiadającego za spokój i dobry nastrój.
Z tych samych powodów wiele z nas cierpi na sezonowe zaburzenia afektywne (inaczej depresje sezonowe). Nawet ci bez klinicznych objawów w zimie zazwyczaj mają mniej energii, czują się bardziej zmęczeni, zirytowani i potrzebują więcej snu.
Arnall, w swoim pseudonaukowym obliczeniu uwzględnił też czynniki ekonomiczne. Konkretniej: konieczność spłacania świątecznych długów. Pierwsze raty mają bowiem wypadać mniej więcej na połowę stycznia. Gdy w Wielkiej Brytanii rodził się termin "Blue Monday", w Polsce okołoświąteczny konsumpcjonizm nie był jeszcze na dobre rozkręcony. To przez te dwie dekady trochę się zmieniło.
Z badania "Wydatki świąteczne Polaków", zrealizowanego na zlecenie Rejestru Dłużników BIG Info Monitor, wynika że 23 proc. Polaków skutki świątecznych wydatków odczuwa jeszcze miesiąc po świętach, a 12 proc. - po dwóch i trzech miesiącach po Bożym Narodzeniu. Jednocześnie mieszkańcy Polski - w przeciwieństwie do Brytyjczyków czy Amerykanów - stosunkowo rzadko decydują się na zaciągnięcie kredytów konsumpcyjnych na święta (tylko 4 proc. badanych). Wielu z nas, aby zakupić prezenty czy urządzić Wigilię dla rodziny, sięga jednak po zaskórniaki. Po świętach uzupełniamy więc powstałą w oszczędnościach "dziurę".
Od stycznia się odchudzam. Żadnych słodyczy!
Zaczynam zdrowo się odżywiać. Codziennie gotuję trzy pełnowartościowe posiłki.
Od pierwszego siłownia dwa razy w tygodniu!
Od Nowego Roku rzucam palenie!
Noworoczne postanowienia - szczególnie w społeczeństwie, które stawia na osiąganie, cele i sukcesy - mają się świetnie. Niestety, jeśli wiążą się z rezygnacją z czegoś (wolnego czasu, energii, przyjemności, komfortu) i wymagają od nas silnej motywacji - a dodatkowo nakładamy na siebie presję, żeby zacząć realizować je już, natychmiast, minutę po północy - to najpewniej nam się nie uda. Większość postanowień porzucamy już w pierwszych dwóch tygodniach stycznia.
Bo styczeń to wcale nie jest dobry czas na to, żeby wymagać od siebie wielkich zmian i wyrzeczeń (jak wyżej: pogoda, dołek ekonomiczny, zmęczenie po świętach, a dodatkowo dzieci - jeśli je mamy - zaczynają ferie). Z kolei jeśli nie spełnimy własnych (wygórowanych!) oczekiwań, będziemy tym bardziej sfrustrowani, źli, obwiniający się.
Noworoczne postanowienia same w sobie nie są złe. Naturalnie początek roku to czas, kiedy podsumowujemy to, co było i zastanawiamy się nad tym, co będzie. Gdzie jesteśmy? Gdzie chcemy być? Co jest dla nas ważne? Czy coś możemy zmienić? To cenne refleksje.
Prościej jednak będzie, jeśli wyznaczymy sobie cele po pierwsze realistyczne, a po drugie takie, które nie wymagają od nas natychmiastowej realizacji. Wtedy unikniemy sytuacji, w której po trzech tygodniach stycznia nam się nie udaje, a my natychmiast poddajemy się i denerwujemy. Psycholodzy zachęcają też do stworzenia postanowień, w których skupiamy się na swoim dobrostanie. Nie na wyglądzie, nie na wizerunku zewnętrznym, nie na zadowalaniu innych, a na własnym zdrowiu, samopoczuciu i przyjemnościach.
Aby uniknąć sezonowej chandry - tak w trzeci poniedziałek stycznia, jak i każdy inny zimowy dzień - zamiast nakładać na siebie presję i samobiczować się, możemy spróbować:
- Spędzać więcej czasu na świeżym powietrzu. Tysiące badań naukowych potwierdzają dobroczynny wpływ aktywności fizycznej poza murami (również zwykłego, krótkiego spaceru) na zdrowie psychiczne i fizyczne. Tak, dzień jest krótki i nie zawsze słoneczny, ale pozytywny skutek przyniesie nawet kilkanaście minut dziennie "wystawienia się" na słońce. Może w przerwie na lunch damy radę wyjść na chwilę z pracy? Albo po dziecko do przedszkola pójść na nogach, zamiast wsiadać w samochód?
- Indoorowa aktywność fizyczna nie jest tak dobra jak ta na świeżym powietrzu (przez brak eskpozycji na światło), ale wciąż zadziała wspaniale. Regularne ćwiczenia - czy będzie to joga, taniec brzucha, kickboxing, squash czy cokolwiek lubimy - wspiera produkcję odpowiedzialnych za dobry nastrój endorfin, a dodatkowo ogranicza stany zapalne w organizmie i zwiększa odporność.
- Zadbać o przyjemności i relacje. Choć może nam się zdawać, że marzymy o siedzeniu na kanapie i scrollowaniu telefonu, to podjęcie wysiłku wyjścia z domu dobrze nam zrobi. Spotkanie z przyjaciółmi, wyjście do kina czy kolacja na mieście - powinny dodać nam energii i poprawić nastrój.
CZYTAJ TAKŻE:
To chandra, depresja czy może coś innego? Czy istnieją badania na depresję?
Do psychiatry nie trzeba skierowania. Udaj się w tych siedmiu przypadkach
"Uspokój się" nie pomaga. Takie są skuteczne sposoby radzenia sobie ze stresem
Efekt utopionych kosztów. Inwestowanie uczuć i energii, które nigdy się nie zwrócą